Wstajemy dość wcześniej, ale znośnie, ponieważ o ósmej mamy zarezerwowane miejsce na statku który ma nas przewieść po fałszywej zatoce (bez połączenia z morzem), w której mamy mieć możliwość zobaczenia hipopotamów i krokodyli w środowisku naturalnym, a po wrażeniach zoologicznych, zjeść śniadanie.
Wszystko udaje się na sto procent. Hipopotamów jest sporo, w różnych konfiguracjach i układach, włącznie z obserwacją bardzo małego przedstawiciela tego gatunku. Krokodyle nie są aż tak uprzejme. Jest chłodno, nie ma słońca, więc wolą chować się w wodzie, gdzie jest cieplej niż na powietrzu. Ale i tak widzimy kilka okazów na brzegu i kilka w wodzie. Po dwóch godzinach i po śniadaniu, statek prowadzony pewną ręką skippera Nataszy dociera do portu. Tam wskakujemy do naszego ulubionego autokaru, który prowadzony pewną ręką JJ-a (kierowcy), po kilku godzinach dociera do Durbanu, gdzie właśnie piszę te słowa.