Po krótkiej jeździe minibusem z Przemyśla docieramy na miejsce, wysiadamy i z tobołkami pchamy się szybko na słynne przejście graniczne w Medyce. Tam jak zawsze ciekawa plejada ludzi, zarówno Polaków jak i Ukraińców, z czego większość znała się nieźle. Pogranicznicy znają wiele z tych twarzy, które swój czas i zapał poświęcają na to, aby zarobić trochę PLN/UAH na drobnym handlu. Śpieszyło nam się do Lwowa, chcąc zobaczyć to, czego nie udało się ujrzeć miesiąc wcześniej, więc aby było ciekawiej, jeden z wracających do swego kraju Ukraińców zafundował nam mały postój na granicy. Miał masę tobołów, głównie pudeł (jak mniemam zakupy w Polsce) a tak jak nam śpieszyło mu się bardzo, więc w tym szale i roztargnieniu zablokował się na dłuższą chwilę w bramce obrotowej, skutecznie blokując ruch na pieszym przejściu. Szarpał się i pocił niemiłosiernie, z wielu gapiów niektórzy próbowali mu pomóc, ale na nic to się zdało. Dopiero interwencja strażników, i to za którymś razem dopiero, odblokowała ruch. Tym więc jakże miłym akcentem, z uśmiechem na twarzy pożegnaliśmy Polskę i z paszportem w ręku wkroczyliśmy na Ukrainę. Po drugiej stronie rozpoczyna się świat cyrylicy, z którym nam będzie dane żyć przez najbliższy miesiąc, aż do granicy chińskiej. Tam zaś będzie się tęsknić za cyrylicą. Tymczasem priorytetem był jak najszybszy transport do Lwowa, więc bez zbędnej zwłoki skierowaliśmy się na przystanek w Szegini, gdzie już czekał autobus.
KOSZTY:
- autobus Szegini – Lwów (79 km) = 16,5 UAH = 7,02 zł