Jednym z głównych powodów, a w zasadzie celów naszej wyprawy, było ujrzenie oraz przejście po Wielkim Murze Chińskim. Jedna z największych atrakcji Chin oraz niesamowite dzieło ludzkich rąk, było w zasięgu ręki od momentu przybycia do Pekinu. Trzeciego dnia pobytu, po zaklimatyzowaniu się w tym mieście jak i chińskiej rzeczywistości, wybraliśmy się w podróż aby zdobyć Mur Chiński. Podróż, bowiem dojazd do interesującego nas fragmentu muru nie jest taka prosta i łatwa jak by mogło się wydawać. Zdecydowana większość turystów będąca w Pekinie (obojętnie czy w zorganizowanej wycieczce czy indywidualnie) jedzie do Badaling – fragmentu muru leżącego najbliżej centrum miasta, a jednocześnie fragmentu muru z najbardziej rozbudowaną infrastrukturą turystyczną. Przygotowując się do wyjazdu oglądaliśmy w różnych relacjach ludzi istne tłumy turystów w Badaling, więc już wtedy powstał pomysł, aby wybrać się na Mur Chiński, ale w bardziej ustronne miejsce. Wybór padł na Mutianyu, leżące zaledwie 20 km dalej od Badaling, ale pozbawione całego tego turystycznego amoku, jaki opanowuje Chiny w najbardziej prominentnych miejscach. Miejsce to jednak nie jest jakąś ruiną czy też dziczą, zostało przystosowane dla turystów i tam też zajeżdżają czasem niektóre zorganizowane wycieczki – ale jest to zupełnie inna skala. Ogólnie więc rewelacja! Jest tylko jeden minus – a mianowicie dojazd.
Mutianyu leży w dystrykcie Huairou, najbardziej na północ wysuniętym w Pekinie. Nie ma tam jednak bezpośredniego dojazdu komunikacją publiczną, więc nasza podróż była dwuetapowa. Wpierw autobusem do centrum Huairou, skąd dopiero taksówką pod sam mur. Już w trakcie jazdy taksówką podziwialiśmy widoki zalesionych wzgórz na północy Pekinu. Choć byliśmy nadal w Pekinie, to jednak czuło się, jakby było się bardzo daleko od metropolii i tego wszystkiego co widzieliśmy w centru Pekinu: wieżowców, przemysłu, milionów ludzi i samochodów. Tutaj zaś był zupełnie inny klimat – nawet powietrze było trochę bardziej znośne i mniej ciężkie niż to z jakim obcowaliśmy w centrum miasta. Od razu mieliśmy skojarzenia z Ułan Bator i naszym wyjazdem stamtąd na prowincję...
Po przyjeździe na miejsce okazało się, że jednak infrastruktura turystyczna jest tam całkiem niezła. Do budki biletowej, gdzie trzeba zakupić bilet aby móc wejść na Mur Chiński, prowadzi długa alejka z masą sklepików. Jako że przyjechaliśmy tam popołudniu, turystów nie było wielu, a tych białych to już bardzo mało, więc na nasz widok sprzedawcy od razu zareagowali w iście arabskim czy tureckim stylu. Tylko jak im tam wytłumaczyć, że my tu nie po pamiątki przyjeżdżamy, ale po to, aby pochodzić po murze, więc nie w głowie nam „cuda” sprzedawane przez głodnych pieniądza chińskich sprzedawców. Gdy w końcu przedarliśmy się przez alejkę sprzedawców, zjedliśmy posiłek w restauracji, aby mieć siły na zdobywanie muru. Choć wielu turystów wybiera opcję dla wygodnych, czyli wyciąg krzesełkowy, którym można bardzo szybko dostać się wzgórze i od razu wejść na mur, my postanawiamy się wspinać. Nie jest to może trudne, ale wyczerpujące doświadczenie, biorąc pod uwagę porę roku w której byliśmy w Chinach – środek lata, a więc wspominana przeze mnie wysoka temperatura połączona z bardzo wysoką wilgotnością powietrza. A więc jedna wielka sauna... My, choć nie przyzwyczajeni do takich warunków, wchodzimy na sam szczyt, idąc po ścieżkach w lesie na wzgórzach. A gdy w końcu weszliśmy na szczyt – widok, który dosłownie zapiera dech w piersiach! Wszystkie zdjęcia, teksty, programy telewizyjne i filmy o Wielkim Murze miały rację – to prawdziwy cud! Mur, niczym żmija wije się po zakolach i wzniesieniach pięknych zalesionych wzgórz Mutianyu! Teraz jesteśmy pewni, że wybór tego odcinka to był strzał w dziesiątkę – ludzi prawie brak, zorganizowane wycieczki już dawno pojechały, a większość indywidualnych turystów schodziła już na dół lub (częściej) zjeżdżała na dół wyciągiem krzesełkowym. Po pewnym czasie, mówiąc górnolotnie, mieliśmy słynny Wielki Mur Chiński tylko dla siebie:) Można było w spokoju delektować się widokami, a te zrobiły na nas duże wrażenie. Zarówno wzgórza, jak i sam mur, oba ginące gdzieś tam w oddali zachodzącego słońca (którego oczywiście jak to latem w Chinach w ogóle nie widać). Hen daleko nie widać muru, ale wierzymy że jest i biegnie tysiącami kilometrów aż na zachodnie krańce Chin, do Jiayuguan. Z drugiej strony zaś, po kilkuset kilometrach, mur dosłownie wchodzi do morza w miejscu zwanym Głowa Starego Smoka. Po jednej stronie muru „cywilizacja”, czyli Chiny, po drugiej zaś „barbarzyńcy”, czyli stepy i pustynie Mongolii. Tak widzieli świat cesarze, którzy kazali wybudować tę największą budowlę w historii świata. Po naszych doświadczeniach z Mongolią, poznawaniu jej historii i kultury wiemy, że ten czarno-biały wizerunek świata nie miał nic wspólnego z rzeczywistością, ale był bardziej – jakbyśmy to dziś powiedzieli dziełem chińskiego PR-u. Stojąc na Wielkim Murze człowiek wie, że Chińczycy nie tylko zdolnymi PR-owcami byli, ale budowniczymi jeszcze bardziej. Czuć potęgę i wielkość tego państwa, które kiedyś zbudowało coś tak niesamowitego, teraz zaś rodząc się z popiołów niczym feniks, w XXI wieku także może zrobić wszystko i być zdolne do wszystkiego. Bowiem Wielki naród musi mieć swój Wielki Mur:)
Więcej o Wielkim Murze Chińskim, w tym opis oraz zdjęcia znajduje się w tej części:
Polecam i zapraszam:)
Obiekt z Listy Światowego Dziedzictwa UNESCO (1987 r.)
KOSZTY:
- autobus Pekin centrum - Pekin Huairou = 14 RMB = 6,95 zł
- taxi Pekin Huairou - Mutaniyu = ?
- wstęp na Wielki Mur Chiński w Mutaniyu = 40 RMB = 19,86 zł