Po zwiedzeniu atrakcji Pekinu, zarówno w centrum, jak i na jego obrzeżach, na ostatni nasz pełny dzień w Chinach, wybraliśmy się daleko poza Pekin, nad Morze Żółte. Celem naszym jest Shanhaiguan, dzielnica miasta Qinhuangdao, gdzie znajduje się kraniec Wielkiego Muru Chińskiego. Miejsce symboliczne, gdyż tam, ten słynny mur, największe dzieło materialne ludzkości, kończy (bądź też zaczyna) swój bieg i dosłownie wchodzi w morze. Nigdy wcześniej, w żadnej z relacji dotyczącej wypraw do Chin, nie spotkaliśmy się z tym, aby jacyś polscy turyści tam dotarli. Choć na kilku anglojęzycznych stronach były informacje oraz relacje z tym miejscem związane, to jednak Shanhaiguan pozostawało w cieniu. My postanowiliśmy zajrzeć do tego cienia i zobaczyć na własne oczy, gdzie leży początek (lub też koniec ) Wielkiego Muru Chińskiego.
Dostać się do Shanhaiguan najlepiej jest pociągiem, który przejeżdża przez miejscowość kilka razy dziennie. Dużym ułatwieniem jest to, że stacja kolejowa jest niemal w centrum Shanhaiguan. Dzień wcześniej zakupiliśmy bilety w kasie na dworcu w Pekinie. Warto mieć ze sobą przewodnik lub napisać na kartce (po chińsku) nazwę miejscowości, co znacznie przyspieszy proces kupna. Na drugi dzień z biletami w ręku, z samego rana taksówką podjechaliśmy pod dworzec kolejowy i od razu wsiedliśmy do pociągu. A tu od razu zaskoczenie. Z głośników przez niemal całą drogę słychać muzykę, ale nie żadne tam radio, ale muzykę klasyczną! Cóż za kultura, można by rzec! No właśnie, można, bo z tym spotkaniem z kulturą wysoką wiąże się także spotkanie z kulturą bardziej przyziemną. Otóż w pociągu, podobnie jak to było w autobusie który z granicy przywiózł nas do Pekinu, ludzie zajadają się swoimi ulubionymi chińskimi przysmakami: kurzymi łapkami w najróżniejszych odmianach, zgniłymi jajkami oraz całą plejadą innych „smakołyków”. Jest więc ciekawie! No cóż, jedziemy w klasie 3, więc nie narzekamy. 350 kilometrów pokonujemy w kilka godzin i to za bardzo niskie pieniądze a standard pociągu zbliżony do naszych polskich kolei w klasie 2. Oczywiście, jak to już było często w naszej długiej podroży, tak i tutaj jesteśmy jedynymi białymi osobnikami z tzw. Zachodu, a zapewne także w ogóle spoza Chin. Stanowimy więc nie lada atrakcję dla Chińczyków, którzy co chwila patrzą się na nas, z zaciekawieniem ale i przychylnością. W podróży pociągiem nieodłącznym elementem jest przyglądanie się krajobrazowi za oknem. Tutaj jednak to co najciekawsze, było wewnątrz pociągu, a nie poza nim. Za oknami bowiem na całej długości trasy w zdecydowanej większości było widać zgubne efekty bardzo dynamicznego wzrostu gospodarczego Chin: przemysł, albo tereny poprzemysłowe, skażona przyroda, kominy, dym itd. Klimat rodem z GOP-u (Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego) sprzed jakiś 30 lat. Na szczęście nie przyzwyczajamy się do tych widoków.
W Shanhaiguan okazuje się, że turystów jest pełno, ale wszyscy to chińscy turyści. Choć wydarliśmy się z ujęć molocha Pekinu, to nawet w małym Shanhaiguan Chińczyków wszędzie pełno. Turyści zorganizowani, jak i indywidualni, duże grupy jak i małe, wszyscy oni tak samo jak my, postanowili ujrzeć kraniec Wielkiego Muru Chińskiego. Choć niedawno widzieliśmy tą niesamowitą budowę, to warto było przyjechać tutaj, aby ujrzeć ją w zupełnie innej scenerii. Scenerii morskiej. Wspaniałe doświadczenie! Przy samym murze zaś plaża i słynne Morze Żółte. Nazwą swą bierze od rzeki Żółtej, która płynąc zabiera ze sobą brunatny muł i na taki właśnie żółto-brunatny kolor zabarwia morze. Jak się okazało, nazwa w 100% adekwatna. Krajobrazowo nas to nie zachwyca, jednak różne europejskie morza są znacznie bardziej malownicze. Ale mimo tego i tak jesteśmy zachwyceni, bo miejsce ma walory symboliczne. Uświadamiamy sobie, że jesteśmy na krańcu Chin. Dalej za morzem, już tylko kraina biedy i terroru, czyli Korea Północna... My jednak wówczas myślimy bardziej o tym, że tu jest właśnie symboliczny koniec naszej długiej wyprawy. Na tej plaży pod Wielkim Murem Chińskim jest najdalej na wschód wysunięty punkt nie tylko całej wyprawy, ale także w naszym całym życiu. Nigdy nie byliśmy tak daleko od domu!
Po zwiedzeniu Shanhaiguan, w planach mieliśmy także największą miejscowość wypoczynkową na północy Chin, czyli Beidahe. Ona również stanowi część miasta Qinhuangdao, ale leżąca na jego drugim krańcu. Bezpośrednio nie można było się tam dostać z Shanhaiguan, więc wpierw autobusem pojechaliśmy do centrum miasta, a stamtąd – z uwagi na brak autobusu i goniącego nas czasu – taksówką do Beidahe. Miejsce to jest chińskim kurortem wczasowym z promenadą, knajpkami z menu głównie rybnym i owocami morza, długimi plażami i wszystkimi innymi typowymi atrakcjami znanymi z niemal każdej szerokosci i długoci geograficznej w podobnych miejscowościach nadmorskich. Niestety czas nas gonił, więc za długo tam nie pobyliśmy. Po kilku godzinach trzeba było pożegnać się z nadmorskimi Chinami i udać się na dworzec kolejowy w Beidahe. Nie mieliśmy kupionego biletu do Pekinu, więc trzeba było tam kupić takowy. Niestety nie było już biletów w klasie 3, więc za krótszy o około 50 kilometrów odcinek powrotny płacimy w klasie ponad dwa razy tyle. Standard jednak jest zdecydowanie lepszy (coś jak nasz Express Intercity) a i prędkość pociągu wyższa i tym samym czas jazdy znacznie krótszy. Wieczorem, pełni wrażeń z dnia nad chińskim morze, dojechaliśmy do Pekinu. To był nasz ostatni pełny dzień w Chinach.
Więcej o Shanhaiguan, w tym opis oraz zdjęcia znajduje się w tej części:
Polecam i zapraszam:)
Obiekt z Listy Światowego Dziedzictwa UNESCO (1987 r.)
KOSZTY:
- taxi hotel-dworzec kolejowy w Pekinie = 12 RMB = 5,96 zł
- pociąg (w klasie 3) Pekin - Shanhaiguan (~350 km) = 41 RMB = 20,36 zł
- autobusem Shanhaiguan - Qinhuangdao (20 km) = ?
- taxi Qinhuangdao - Beidahe (20 km) = ?
- pociąg (w klasie 2) Beidahe - Pekin (~300 km) = 103 RMB = 51,16 zł
- wstęp Shanhaiguan – Pierwsze Przejście Pod Niebem = 40 RMB = 19,86 zł
- wstęp Shanhaiguan – Głowa Starego Smoka = 50 RMB = 24,83 zł