Podróż (FINAŁ) Koleją przez Rosję, Mongolię i Chiny - Ułan Bator - w mieście czerwonego bohatera



Ułan Bator na mapie

Po 9 godzinach jazdy pociągiem przybyliśmy do Ułan Bator – stolicy Mongolii. Z pociągu wysypały się setki ludzi, zarówno Mongołów jak i turystów, którzy tak jak my przyjechali do stolicy po to, aby móc na drugi dzień uczestniczyć w największym święcie Mongolii – Naadam. Ale to dopiero kolejnego dnia. Na ten zaś przypadła aklimatyzacja w Mongolii oraz załatwienie kilku spraw w mieście. Pierwszym z nich było znalezieniu noclegów na najbliższe dwa dni. W tym celu udaliśmy się do najstarszej dzielnicy miasta, leżącej obok klasztoru Gandan, będącego najważniejszym zabytkiem miasta i zarazem centrum religijnym kraju. Na wzgórzu niedaleko klasztoru mieści się znany wśród podróżników i szeroko polecany guest house prowadzony przez Ganę, czterdziestokilkuletniego, sympatycznego Mongoła, płynnie mówiącego po angielsku. Schronisko Gany, to także jego dom, w którym mieszka z żoną i dziećmi. Choć wynajmuje pokoje w murowanym budynku, to większość turystów wybiera jurty, które na lato rozkładane są na dachu i na placu. Nie jest to jakaś fanaberia Gany czy też atrakcja stworzona dla turystów. W wielkim mieście jakim jest Ułan Bator, widok jurty nie jest niczym nadzwyczajnym. Mongołowie, tak jak ich przodkowie z czasów Czyngis-chana nadal mieszkają w jurtach, nawet jeśli miałaby ona stać w mieście liczącym 1,2 mln ludzi. No cóż, tradycji tak łatwo nie zmieni się... Nie chcemy być gorsi niż Mongołowie i też wzięliśmy noclegi w jurtach, które składają się z 5 takich samych łóżek ustawionych jedno za drugim w kole, a na środku mieszcząc mały stolik. I to wszystko. Nie trzeba nic więcej. Prysznice i ubikacje znajdują się na zewnątrz w specjalnie wydzielonej części schroniska, zaś śniadania (wliczone w cenę noclegu) podaje się albo w jednej z jurt którą można by nazwać jadalnią, albo w murowanym budynku, który jest zarówno hotelem, domem Gany jak i jego biurem. Zostawiliśmy plecaki w swoim nowym pięknym domu z wojłoku, drewna oraz płachty i ruszyliśmy w kierunku samego centrum miasta – placu Suche Batora.

 

Chodząc po mieście, już po kilkunastu minutach można nieomal wszystkimi zmysłami odczuć na sobie klimat tego miasta, które w powszechnej świadomości świata podróżników uważane jest za najbrzydszą stolicę świata. Kolejne godziny spędzone w tym mieście pozwolą w pełni zgodzić się z tym stwierdzeniem, w tym także z poniższymi słowami:

 

„W tej mieszaninie sowieckiej metropolii, amerykańskiego city i azjatyckiej osady koczowniczej nie ma żadnej urbanistycznej logiki ani uroku, zwłaszcza, że na ogół wieje wiatr i sypie kurzem w oczy, a smog osłabia ostrość widzenia. Mimo to Ułan Bator ma w sobie uderzającą pozytywną energię i... niefrasobliwość. Jest to miasto zaskakujące. Ruch w centrum jest ogromny. Kilometrowe korki po dłuższym znieruchomieniu niespodziewanie, gwałtownie i na krótko się odblokowują. Uzbrojeni po zęby w skórzane skorupy motocykliści i skromni rowerzyści przemykają między wielkimi terenowymi pojazdami. Zasady ruchu drogowego stosowane są selektywnie i nie ma zwyczaju zatrzymywania się na czerwonych światłach. Przed pasami oczywiście też nikt nie zwolni, w związku z czym każde przejście przez ulicę jest dla przechodnia gwałtownie podnoszącą ciśnienie przygodą.” Małgorzata Dzieduszycka-Ziemilska - „Wszyscy jesteśmy nomadami”

 

Nie mamy czasu na kontemplację nad (nie)urokami Ułan Bator, będzie jeszcze na to czas później, bowiem przed tym miastem nie da się uciec - jeszcze nie raz będzie się z niego i wyjeżdżać i do niego wracać. Po znalezieniu noclegów kolejną ważną rzeczą do załatwienia w stolicy była wizyta w biurze informacji turystycznej. Nie chodziło tylko o zwyczajne zasięgniecie informacji co warte jest zwiedzania w Ułan Bator ani zdobycie mapki miasta, ale o kupno biletów na festiwal Naadam który rozpoczynał się już następnego dnia. Słyszeliśmy, że mogą być problemy ze zdobyciem tych biletów i tak też niestety było. Bilety w oficjalnej dystrybucji zostały już wyprzedane o czym ze smutkiem poinformowała nas pani z informacji, jednakże zasugerowała, że mogą być dostępne jeszcze te u tzw. „koników”. Skierowała nas główna ulicą miasta (Aleją Pokoju) w kierunku tzw. pałacu wrestlingu, gdzie podobno można kupić bilety. Pełni wdzięczności za tę informację, kupiliśmy mapę miasta, pożegnaliśmy się i ruszyliśmy w drogę w bojowych nastrojach (po Alei Pokoju) aby zdobyć upragnione bilety. Gdy w końcu znaleźliśmy pałac wrestlingu, w środku kolejne rozczarowanie – nie ma żadnych biletów! Wychodzimy na zewnątrz źli i smutni, bo jeden z najważniejszych punktów wyprawy, czyli festiwal Naadam znika z naszego planu... Po chwili obok nas kręci się człowiek, który z pewną nieśmiałością podchodzi do nas i pyta się po angielsku, czy szukamy biletów na festiwal. Radość w sercu zakwitła... Po kilku minutach całej operacji przeprowadzanej na tyłach pałacu wrestlingu, zostaliśmy szczęśliwymi posiadaczami biletów, dzięki którym następnego dnia wraz z dziesiątkami tysięcy Mongołów będziemy mogli świętować ich najważniejszy dzień w roku.

 

Gdy człowiek szczęśliwy jest, to i bardziej mu się chce jeść. Zgodnie z tą konstatacją udaliśmy się na poszukiwanie jakiejś taniej i dobrej knajpki aby poznać mongolską kuchnię. Choć Azja słynie z ciekawej i bogatej kuchni, dobrze przyprawionej, to Mongolia tutaj jest wyjątkiem. Cała kuchnia mongolska jest bardzo prosta i uboga, oparta głównie na mięsie, przede wszystkim baraninie. Warzyw jak i przypraw używa się bardzo mało, co stoi w sprzeczności z tym, jak wygląda sytuacja u ich południowych sąsiadów, Chińczyków. Jest to jednak w pełni zrozumiałe, gdy weźmie się pod uwagę dwa czynniki. Pierwszy to ten, że Mongołowie od pokoleń byli narodem koczowników, utrzymującym się ze swoich stad, nie mającym możliwości zakładania ogródków, nie mówiąc o wielkich farmach. Dla nich najważniejsze były stada zwierząt, głównie owiec, z którymi przemieszczano się z miejsca na miejsce, a które gwarantowały także przeżycie. Drugi z kolei to czynnik klimatyczno-pogodowy bardzo niesprzyjający jakiejkolwiek uprawie ziemi. W Mongolii bowiem panuje rzadko spotykany na świecie klimat wybitnie kontynentalny, cechujący się małą ilością opadów, niewielkim zachmurzeniem oraz srogą, bardzo chłodną i długą zimą.

 

„Mongolia nazywana jest Krainą Błękitnego Nieba, w zimie nad północną częścią terytorium panuje zawsze wyż baryczny, utrzymujący słoneczną, bezwietrzną pogodę i temperatury nawet poniżej -50 stopni Celsjusza. To chłodniej niż na biegunie! Nikłe opady śniegu przyczyniają się do rozwoju wiecznej zmarzliny sięgającej daleko na południe, aż do Gobi. Nigdzie na świecie nie sięga ona tak daleko.

Wiosna to okres cofania się wyżu i silnych wiatrów przekraczających 100 km/godz. To również czas burz pyłowych. Jest to zjawisko fatalne dla gleby, ponieważ wiatry wysuszają ją i zwiewają jej górną warstwę. Szczególnie dotyczy to ziemi uprawnej tkniętej ręką człowieka.

Podczas krótkiego lata nad Mongolią ścierają się masy powietrza polarnego i kontynentalnego, dlatego w krótkim czasie, na przełomie lipca i sierpnia, spada aż 90% rocznych opadów. Trudno się wtedy przemieszczać po grząskiej Gobi, a w północnych regionach jest to okres powodzi, ponieważ woda nie wsiąka w ziemię i gwałtownie spływając po stromych zboczach gór, gromadzi się w rzekach, z godziny na godzinę podnosząc ich poziom.

Najbardziej charakterystyczną cechą klimatu Mongolii są ogromne amplitudy temperatur dobowych (do 30-40 stopni Celsjusza) i rocznych (do 90 stopni Celsjusza) oraz szybkie i gwałtowne zmiany pogody. Zdarza się często, że latem panuje bezwietrzna, słoneczna, upalna pogoda, po czym następuje załamanie, pojawia się coraz silniejszy wiatr, przeradzający się w wichurę, deszcz, ulewę, na koniec pojawia się grad lub nawet śnieżyca. Po kilku godzinach warstwa śniegu zaczyna topnieć w promieniach znowu gorącego słońca. Ziemia paruje i powtórnie nastaje upalne lato. W ciągu kilku godzin pełnia lata zamienia się w zimę i znów w lato, a temperatura waha się o około 40 stopni Celsjusza. Przytrafia się to nawet na Gobi.

Inną ciekawostką klimatu jest zjawisko lokalnych anomalii pogodowych, polegające na tym, że w niewielkiej odległości, nawet kilku kilometrów, pogoda może być diametralnie odmienna.” Bolesław A. Uryn - „Mongolia – wyprawy w tajgę i step”

 

Po przeczytaniu powyższego opisu można zrozumieć, jak trudne warunki do życia istnieją w tym kraju i jak ukształtowały one naród mongolski, jego sposób życia, w tym i jego kuchnię. Jedzenie nie ma być ucztą dla żołądka, ma zaspokoić głód i dać siłę aby przetrwać w trudnych warunkach. Baranina, najłatwiej dostępna i występująca w największej ilości w tym kraju, jest więc podawana na kilka różnych rodzajów, ale prawie zawsze jest to baranina gotowana i rzadko przyprawiana. Baranina z makaronem, placki nadziewane mieloną baraniną, gotowane na parze pierogi z baraniną oraz rosół z kości z dodatkiem makaronu. I to w zasadzie tyle. Trudno znaleźć coś innego w Mongolii. Bogatą kuchnią trudno to nazwać a i podniebienie z czasem znudzi się tymi specjałami. Ale to dopiero później...

 

Pierwszy posiłek mongolski wypadł całkiem dobrze, miło nas zaskakując. Ale to nie był koniec niespodzianek. Otóż siedząc w stołówce podeszła do nas pracująca tam Mongołka, która przywitała się z nami po polsku ku naszemu wielkiemu zaskoczeniu. Odeszła od pracy i przysiadła się do nas na krótką pogawędkę. Okazało się, że mieszkała kiedyś w Polsce, gdzie sprzedawała ubrania na różnych targowiskach, w tym także na słynnym Stadionie X-lecia w Warszawie. Choć wróciła do Mongolii kilka lat temu i tu próbuje sobie ułożyć życie, to myśli nad ponownym przyjazdem do Polski. Ale od momentu, gdy Polska weszła do Strefy Schengen i potrzeba do wjazdu mieć wizę unijną, jest to dla niej o wiele trudniejsze. Pyta się nas, czy możemy jej pomóc w zdobyciu wizy. Wiemy jednak, że nie będziemy w stanie nic zdziałać, gdyż obowiązują pewne procedury unijne, na które my nie mamy żadnego wpływu... Choć my nie mogliśmy jej pomóc, ona niespodziewanie pomogła nam. Będąc w Ułan Ude w Buriacji chcieliśmy pójść na spektakl taneczno-muzyczny, ale wtedy nam się to nie udało. Teraz będąc w Ułan Bator nie mogliśmy już nie pójść na takie coś. Spytaliśmy się naszej nowej przyjaciółki gdzie i za ile w Ułan Bator można obejrzeć taki spektakl. Ona ku naszemu zaskoczeniu zrobiła sobie przerwę w pracy i zaprowadziła nas do Teatru Opery i Baletu. Tam niestety biletów już nie było na ten dzień, ale zorientowała się, że takie widowisko jest także w innym miejscu, a mianowicie w Mongolskiej Akademii Narodowej Tańca i Muzyki. Dobra dusza poszła tam z nami i kupiła nam bilety na spektakl, który odbywa się tam codziennie o godzinie 18:00 od maja do końca września. Było mało czasu do rozpoczęcia, a chcieliśmy załatwić jeszcze kilka spraw, więc pożegnaliśmy się i umówiliśmy na jutro, że spotkamy się na festiwalu Naadam. Niestety kolejnego dnia musieliśmy się jakoś minąć i nie dane nam było ponownie ujrzeć naszej „polskiej” Mongołki.

 

Więcej o Ułan Bator, w tym opis miejscowości i zdjęcia znajduje się w tej części:

LINK

Polecam i zapraszam:)

 

Ułan-Bator - 6304 km od Moskwy

KOSZTY:

  • Mongolskie Muzeum Historyczne = 2500 MNT = 6,07 zł
  • Muzeum Historii Naturalnej = 2500 MNT = 6,07 zł
  • spektakl tradycyjnego tańca i pieśni = 20000 MNT = 48,60 zł
  • klasztor Gandan = 3500 MNT = 8,50 zł
  • cena noclegu za osobę w jurcie w Gana's Guest House (ul. Gandan Tuulyn 222) = 7000 MNT = 17 zł