Pobyt w parku narodowym Gorchi-Tereldż uświadomił nam, jak piękna jest Mongolia, jeśli tylko wyjedzie się z Ułan Bator. Ale aby w pełni się o tym przekonać, ponownie musieliśmy wrócić do stolicy. Dziwne to uczucie, gdy wraca się do tego miasta po pobycie na łonie natury – Ułan Bator urasta wtedy do rangi prawdziwej metropolii... Człowiek przeżywa mały szok. Wcześniej widział dziennie raptem kilku ludzi, teraz ich jest cała masa, wcześniej czuł i widział ogromne przestrzenie i czystą naturę, teraz tysiące domków z betonu i smród spalin nieskooktanowej benzyny... Jakby dwie zupełnie różne Mongolie, dwa różne światy...
Chcieliśmy dostać się do Karakorum, dawnej stolicy Imperium Mongolskiego, a obecnie małego miasta leżącego 360 kilometrów na zachód od stolicy. Kolejny raz więc wróciliśmy do Gany na nocleg, aby rano w pełni sił ruszyć w step. Nocleg był konieczny, gdyż autobus do Karakorum jedzie tylko jeden w ciągu dnia i to rano, podróż zajmuje bowiem około 8 godzin. Wcześnie rano pojechaliśmy autobusem miejskim z centrum miasta na dworzec autobusowy o wdzięcznej nazwie „Dragon” leżący w zachodniej części miasta. Stamtąd odjeżdżają autobusy dalekobieżne w różne zakątki Mongolii. Po chwili siedzieliśmy wygodnie w całkiem niezłym jak na ten kraj autobusie, patrząc przez okna na obrastające obrzeża Ułan Bator tysiące jurt i zbudowane byle jak domki z dykty, drewna i betonu...
„Na granicach miasta stoją rogatki ze szlabanami (…). Wyznaczają koniec zabudowań – jurt i niesolidnie skleconych domków – i początek świata dzikiej lub ledwo okiełznanej przyrody. Stada koni, owiec, kóz i włochatych jaków stają się miłym oku elementem krajobrazu. Kilka godzin za miastem przy wyjeżdżonych przez auta ścieżkach zwanych szumnie drogami zaczynają się pojawiać orły, orłosępy i myszołowy. Siedzą na poboczach dróg, nie zwracając zupełnie uwagi na mijające ich w odległości kilku metrów metalowe pudła, próbują łapać wystraszone przez nas gryzonie.” Marcel Kwaśniak - „Traveler” luty/marzec 2009
Krótko po opuszczeniu stolicy, świat diametralnie się zmienia. Widzisz na własne oczy to, o czym kiedyś się czytało, to co tak mocno charakteryzuje ten kraj – ogromne przestrzenie. Mijają godziny, przemierzasz kolejne dziesiątki kilometrów, ale ty tego nawet nie czujesz, bo wszystko wydaje się podobne. Niemal płaski step, poprzecinany dolinami, hektary zielonej trawy, będącej pożywieniem milionów koni i bydła, błękit nieba i gdzieniegdzie pojawiające się jurty, niczym białe wysepki na tym zielono-błękitnym morzu...
„Nasycić się widokiem rajskich dolin. Norwid napisał, że „przestrzeń jest granicą”. Tu rozumie się to zdanie. Dolina zamknięta horyzontem, który zawsze wzbudza ciekawość: Co się za nim odsłoni? Najczęściej odsłoni się podobna dolina, a ty będziesz myśleć, że jest jeszcze piękniejsza. U wejścia do każdej następnej doliny przywitają cię Möngke Tengri, bóg nieba, i Eke Etügen, bogini ziemi. Roztoczą wszystkie odmiany zieleni traw, wszystkie maści zwierząt i błękitne niebo w dekoracjach rozwichrzonych chmur. Trudno o większą harmonię. I czujesz wtdy, że wszystko mija i wraca, jak mnisi do odradzających się świątyń.” Małgorzata Dzieduszycka-Ziemilska - „Wszyscy jesteśmy nomadami”
Po bogatej w widoki podróży, dotarliśmy późnym popołudniem do Karakorum, w dolinie Orchonu. Nie mieliśmy żadnych namiarów na noclegi, pewni, że szybko uda się znaleźć takowe w tak znanym turystycznie mieście, celu wielu wielu podróżniczych pielgrzymek. Szybko okazało się, że mieliśmy rację. Niemal od razu po wyjściu z autobusu, podeszła do nas sympatyczna Mongołka oferująca noclegi w swoim niedawno założonym guest-housie. Kobieta była na tyle przekonująca i miła, a i ceny były bardzo przystępne, więc szybko zdecydowaliśmy się na jej ofertę. Samochodem pojechaliśmy na drugi koniec miasta, gdzie na samym jego skraju stały trzy bialutkie jurty naszej nowej gospodyni. W jednej ona sama mieszkała wraz z małymi dziećmi (męża aktualnie nie było w mieście), pozostałe dwie jurty służyły celom turystycznym. Po omówieniu wszystkich szczegółów pobytu i bliższym zapoznaniu się z naszymi nowymi gospodarzami na najbliższe dni, znaleźliśmy się w naszym nowym domu - prawdziwej mongolskiej jurcie rozłożonej na trawie na stepie. Po niecałym tygodniu pobytu w Mongolii, w końcu się to udało...
„Ger (jurta) – jest ucieleśnieniem tego, co wiąże się z pojęciem domu, gniazda rodzinnego, schronienia, o jakim podświadomie marzymy. Kulisty kształt pieczary (ale bez jej chłodu kamieni) i pulchna otoczka wojłoku ze zbitej wełny podobna do futra, w które można się wtulić, stwarzają poczucie bezpiecznej osłony. (…)
Typowa jurta ma średnicę 5 m, co daje powierzchnię około 20 metrów kwadratowych, składa się z pionowych ścian o kształcie walca oraz stożkowego dachu. Obły kształt jurty oraz elastyczna, mocna konstrukcja zapewniają dużą odporność domu na silne, czasami wręcz huraganowe wiatry, występujące wiosną w Mongolii.
Mongołowie zawsze ustawiają jurty otworem wejściowym na południe. Ten odwieczny zwyczaj wynika z warunków klimatycznych – z tej strony wiatry wieją najrzadziej, natomiast słońce świeci i grzeje najdłużej. (…)
Mongołowie nigdy nie wiązali swoich domostw z jednym, określonym miejscem i dlatego wynikiem wielowiekowych doświadczeń mongolskich pasterzy jest jedynie konstrukcja przewoźnej jurty. Zachowała się ona, od czasów chanów – do dzisiaj, w niezmienionej niemal postaci.
Współczesny mongolski ger jest (…) wynikiem wielowiekowych doświadczeń pokoleń Mongołów. Domostwem optymalnie dostosowanym do koczowniczego trybu życia, warunków klimatycznych, rozpiętości temperatur sięgających od +40 do -50 stopni Celsjusza i bardzo silnych wiatrów, dostępnych materiałów budowlanych i tradycji kulturowej. Ten rodzaj domostwa okazał się najbardziej praktyczny, przetrwał do dzisiaj i – co ciekawe – jest chętnie zamieszkiwany nawet w miastach.
Szkielet jurty stanowi drewniana konstrukcja z żerdzi splecionych na planie koła oraz prętów schodzących się u góry wokół okrągłego otworu. Pokrycie ścian i dachu stanowi gruby wojłok (najczęściej biały, nasycony wapnem lub mączką kostną).
Konstrukcję szkieletu ścian stanowi wspomniana kratownica z lekkich listew, zespolonych rodzajem skórzanych nitów, i – pośrodku jurty – dwa słupy nośne. Ściany połączone są żeberkowaniem dachu z drewnianą obręczą, tworzącą otwór w szczycie. Przez ten otwór niegdyś wydostawał się dym z paleniska; współcześnie wysuwa się przezeń rurę żelaznego piecyka. Służy on też do wentylacji i oświetlenia, może więc być odkryty lub zasłonięty szybami albo – najczęściej – czworokątną derką lub płachtą wojłokową przesuwaną za pomocą linek.
Szkielet jurty okrywa się z zewnątrz najpierw odpowiednio dopasowanymi płachtami wojłoku, potem białym płótnem w lecie, a zimą brezentem lub dodatkowym wojłokiem, po czym całość osznurowuje się cienkimi rzemieniami lub powrozami z końskiego włosia. Wełniany wojłok ma doskonałe właściwości izotermiczne, dzięki czemu jurta jest chłodna latem, a ciepła zimą. Nad drzwiami jurty znajduje się nawis z wojłoku, zabezpieczający przed przedostawaniem się wody do środka. Podłogę jurty stanowią deski (często tylko klepisko) zwykle przykryte kilkoma dywanikami lub warstwą wojłoku.” Bolesław A. Uryn - „Mongolia – wyprawy w tajgę i step”
Więcej o Karakorum, w tym opis miejscowości i zdjęcia znajduje się w tej części:
Polecam i zapraszam:)
W trakcie pobytu w Karakorum, mieliśmy okazję być na lokalnym święcie Naadam – jednym z setek jakie odbywają się w całym kraju. Zupełnie nie wiedzieliśmy, że natrafimy na taką atrakcję, gdyż o takich wydarzeniach wiedzą w zasadzie tylko miejscowi. O tym, że takie święto, a w zasadzie zawody zapaśnicze i jeździectwo będzie w Karakorum, dowiedzieliśmy się od naszej gospodyni. Pokierowała nas na obrzeża miasta, blisko miejsca gdzie mieszkaliśmy. Choć kilka dni wcześniej byliśmy na święcie Naadam w Ułan Bator, to jednak tam nie można było widzieć zapasów z bliska, z kolei na wyścigi konne przybyliśmy na obrzeża stolicy wtedy, gdy właśnie się skończyły. Teraz, zupełnie niespodziewanie, mieliśmy niepowtarzalną okazję widzieć to wszystko od samego początku do końca i z bliska. Jak to w Mongolii (poza stolicą) ludzi nie było dużo, więc można było wyraźnie poczuć atmosferę rywalizacji.
Więcej o Mini-Naadam w Karakorum, w tym opis oraz zdjęcia znajduje się w tej części:
Polecam i zapraszam:)
Obiekt z Listy Światowego Dziedzictwa UNESCO (2004 r.)
KOSZTY:
- autobus Ułan Bator - Karakorum (360 km) = 12000 MNT = 29,16 zł
cena noclegu za osobę w jurcie w Suvd Guest House = 8000 MNT = 19,44 zł