Piękna pogoda, podejście tradycyjnie w cieniu chroniącym od wiatru i słońca. Po wyjściu z lasu trochę wiało, przepięknie. Ludzi prawie tak wielu, jak na Śnieżce… Zejście do Wetliny na małe co nieco w Chacie Wędrowca. Trochę długo, ale szczęśliwi wracamy do Krzywego, a tu obiad jak w restauracji klasy Lux – pyszna zupa, ogromny schabowy, mizeria (ogórki ze śmietaną, dla niektórych osobna porcja z cukrem), kompot i na deser naleśniki. A nazajutrz ruszamy do domu.
Zamiast podsumowania: Smerf Maruda (w każdej grupie jest co najmniej jeden) pyta: a po co ciągle łazić w te same góry, po co w ogóle łazić, może lepiej na Lanzarote lub do Turcji? słońce, plaża, morze? Odpowiadamy cierpliwie, bo przecież Smerf-Maruda to nasz przyjaciel i jedzie z nami już któryś raz z rzędu, za każdym razem mówiąc, że to naprawdę ostatni raz, słowami Adama Ziemianina i muzyką Krzysztofa Myszkowskiego:
W samym pępku świata są dzisiaj Bieszczady
zostawiają w moim sercu serdecznie zielone ślady
Zielona linia lata dziś przez Bieszczady biegnie
znaki na niebie wskazują że wrócimy tu jeszcze
Ktoś nad lasem pochylony kreśli dla nas bieszczadzką ścieżkę
i słychać w lesie chóry anielskie muzyki na zawsze cerkiewnej
a poza tym, jak twierdzą muzycy z KSU:
Tam na dole zostało wszystko to co cię męczy
Patrząc z góry wokoło świat wydaje się lepszy