Podróż W Azji, której głosu już nie słychać - RAJ W OPOZYCJI DO CYWILIZACJI



 

Miejscowi zachwalają wyspy Perhentians, jako najlepsza miejscówka do spokojnego, nieprzesyconego zdobyczami cywilizacji, wypoczynku. Wyspy już swoim dosłownym tłumaczeniem – Wyspy Przerwy w Podróży, zapraszają do wizytacji. Mniejsza z dwóch wysp – Pulau Kecil to mekka społeczności backpackerskiej, przeciwnie do drugiej z wysp – Pulau Besar, która wczasuje głównie masową turystykę. Obie wyspy pozostają królestwem czystej, nieskażonej dobrami konsumpcjonizmu natury. Na swoją pustelnię, moje miejsce pozwalające choć na chwilę uciec od szarości dnia codziennego, obrałem bliższą moim ideałom, trochę hippisowską, skupiającą backpackerską brać, wyspę Kecil. Tyle się naczytałem o miejscach wyśnionych, sławnych niebiańskich plażach, hojnie i tyleż niesłusznie rajami określanymi, że sceptycznie podchodziłem do przewodnikowych superlatywów i uniesień, wartkim strumieniem płynącym przy opisywaniu wysp Perhentians. Kilka dni tu spędzonych, zweryfikowało moją agnostyczną postawę.

Plaże są koloru talku, pozbawione choćby malutkiego kamyczka. Strzeliste, smukłe i soczyście zielone palmy, coraz rzadziej spotykany dzisiaj widok, królują dostarczając cienia, jakże w upalne dni potrzebnego. Małe resorciki, drewniane szaletki z rzadka i skromnie chowają się w ich cieniu, jakby chcąc dać dowodu na pozostawanie przywar cywilizacji w opozycji do dominującej tu natury. Fakt ten uświadam sobie z pełną powagą, stwierdzając, że na wyspie nie ma żadnej drogi, samochodów, ni innych mechanicznych pojazdów. Ba, jedyny, miarowy odgłos, czasem ledwo słyszalny, to warkot agregatów prądotwórczych. Ewentualnie jakiegoś żyjątka wspólnie domek zamieszkującego, w moim przypadku pokaźnych rozmiarów i o jeszcze pokaźniejszym barytonie, gekona toke. Elektryka, wytwarzana dzięki agregatom,  jest dostępna jedynie kilka godzin. Toteż jedyną przyjemnością jakiej należy się na Perhentianach oddawać jest niespieszne czerpanie owego niekonsumpcyjnego świata czystej i nieskażonej natury. Pozostaje więc wylegiwanie się na bielusińkim piaseczku, zażywanie kapieli w mieniącym się różnymi, zależnie od pory dnia, odcieniami błekitu morzu, odbywanie trekkingów w gęsto porastającą wyspę dżunglę. Samo wejście do przyjemnie ciepłej wody przenosi nas wprost do królestwa podwodnego świata. Nie trzeba daleko się oddalać od brzegu by zobaczyć całe ławice, tysiące, milony, malutkich, trochę większych, czerwonych,, niebieskich, brązowych, żółtych, nakrapianych, pręgowanych, wydłużonych, zaokrąglonych,....., rybek. Ach fantazja natury przy tworzeniu podwodnego świata nie miała granic.

Zaproszenie słane z podwodnych głębin było na tyle wyraźne, że czas wypełniałem głównie nurkowaniem. Każdemu, owładniętemu magią podwodnego świata, mogę z czystym sumieniem i pełną odpowiedzialnośćią polecić Perhentian Islands jako jedną z najlepszych destynacji nurkowych świata. Żółwie, rekiny, mureny, barrakudy, płaszczki mają tu swoje własne królestwo. Do pełni szczęścia brakowało tylko moich ulubionych, majestatycznych mant. Szczególnie w pamięć zapadło mi nurkowanie w “sugar wreck'u”, statku transportowym, który zatonął z pokładem cukru w trakcie sztormu kilka lat temu. Doświadczyłem tam zdarzenia, do tej pory głęboko skrywanego co najwyżej w świecie wyimaginowanych fantazji, bądź filmów tegoż gatunku. Otóż znajduje się w nim komora próżniowa, gdzie można zdjąć oprzyrządowanie nurkowe i w najlepsze porozmawiać z kompanem podwodnej przygody. Stanu euforycznego nie osłabia nawet fakt, że powietrze tam zależałe jest trochę “stare” i kolokwialnie mówiąc śmierdzi.

Tym bardziej przykro na sercu robi się, gdy mając w pamięci cudowność malezyjskiego podwodnego świata, czytam dni kilka temu, że malezyjskie władze zamknęły niedawno 9 z 83 miejsc nurkowych z powodu bielenia koralowca. Jak widać nie byłem świadom, że zgubne macki świata konsumpcyjnego dotarły tu wcześniej, niż można było to zauważyć. Boję się o Perhentiany, obawiam się, że pewnego dnia królujące tu palmy ulegną niszczącemu wpływowi cywilizacji, ustępując miejsca kompleksom turystycznym, drogom, innym dobrom patetycznie zwanego kroku ludzkości naprzód.

P.S. Sam się zresztą ku temu przyczyniłem, o czym wyrzuty sumienia do dziś przypominają, pałaszując z nieokiełznaną żądzą, być może towarzyszkę podwodnej zabawy, torpedowatą barrakudę.

  • hippisowska plaża Long Beach
  • łodzie przy Coral Bay (2)
  • widok z molo na Coral Bay
  • rajska zatoczka przy Coral Bay
  • molo na Coral Bay
  • łodzie przy Coral Bay
  • zachód słońca nad Coral Bay
  • i jeszcze inna łódka
  • zachód słońca nad Coral Bay (2)
  • Long Beach na Pulau Kecil
  • jedna z zatok na Pulau Kecil