Mamy tylko dwa dni w Budapeszcie! Ciężki wybór, co zobaczyć, żeby choć trochę poznać miasto.
Wybór pada najpierw na budynek parlamentu - i słusznie, bo żeby go zobaczyć, trzeba odstać godzinę w kolejce po bilety. Zmieniamy się, przy okazji penetrują okoliczne ulice i place. Trochę w ciemno, bo dopiero na koniec trafiamy na najciekawszy chyba w okolicy plac (nazwy nie pamiętam, z pomnikiem poświęconym Armii Czerwonej) z monumentalnymi gmachami w stylu secesji (m. in. telewizja - dawna giełda).
Bilety na zwiedzanie parlamentu dla Europejczyków są bezpłatne, mój mąż też się załapał, bo zakombinował trochę przy kasie - pokazał cztery polskie paszporty (moje i dzieci) i dostał cztery bezpłatne bilety, na które weszliśmy wszyscy (półroczny Romek nie potrzebował biletu). Załapaliśmy się do grupy angielskojęzycznej, ale pani przewodniczka miała taką wymowę, że połowy nie rozumiałam.
Budynek jest przystosowany dla niepełnosprawnych, więc wejście do środka z wózkiem nie stanowiło problemu. Choć nie przepadam za neogotykiem, to muszę przyznać, że parlament zrobił na mnie ogromne wrażenie. Podobał się nawet naszemu czterolatkowi - Witkowi, który wymieniał go potem wśród "co ci się najbardziej podobało".
Po zwiedzeniu parlamentu jedziemy na drugą stronę Dunaju - do Budy. Na gorę wjechaliśmy wagonikiem (atrakcja dla dzieci). Odpuściliśmy sobie zwiedzanie z dziećmi galerii, przeszliśmy tylko po starówce, zwiedziliśmy kościół Macieja (pod którym stała polska wycieczka i słuchała przewodnika (pilota), który opowiadał takimi ogólnikami, że równie dobrze ja mogłabym robić za takiego przewodnika po Budapeszcie.
Na Baszcie Rybackiej zjedliśmy obiad (12 tys. Ft.) i prawie biegiem na parking, bo chcieliśmy jeszcze tego dnia zdążyć na rejs wycieczkowy statkiem po Dunaju.
Na rejs owszem, zdążyliśmy, ale w porcie okazało się także, że zamiast płacić 4 tys. za jeden bilet, można popłynąć zwykłym, rejsowym stateczkiem za 3 tys. za wszystkich, co prawda bez przewodnika i lemoniady na pokładzie, ale wybraliśmy tę opcję - na jutro, bo tego dnia stateczki już nie kursowały.