Z Godollo zadzwoniliśmy do pani, która miała nam wynająć mieszkanie, że wyjeżdżamy i za ok. pół godziny będziemy. Pół godziny to był szacunek naszego GPS-a, który jednak nie wziął pod uwagę, że ulica, na która mamy trafić jest jednokierunkowa w drugą stronę, niż u niego na mapie i zapętlił się konkretnie, tak że chyba z godzinę spędziliśmy podziwiając miasto z korków ulicznych... akurat słonce chyliło się ku zachodowi i budapesztańskie arterie prezentowały się pięknie, trzeba przyznać. Udało się nam trafić dopiero, kiedy nasza gospodyni dosiadła się do nas ;)
Po zakwaterowaniu wyszliśmy na poszukiwanie knajpki. W czasie kolacji ktoś włamał się do naszego samochodu i ukradł jedną jedyną rzecz - tego nieszczęsnego GPS-a (ze schowka). Byliśmy więc dalej zdani tylko na siebie, i trzeba przyznać, że tylko na pierwszy rzut oka jeżdżenie po Budapeszcie tak przeraża.