Do Lagos jechalismy z przewodnikiem na wycieczkę fakultatywną. Jest to spore, stosunkowo gwarne miasto. Kiedyś było istotnym portem morskim, to stąd wypływały portugalskie statki na wyprawy w nieznane by w przyszłości wrócić albo nie. Jest kilka (chyba 3) replik starych statków. Można przyjemnie pospacerować po mieście, odwiedzając pobliskie sklepiki. Po drodze napotykamy na rozwidlenie dróg i 2 wieże kościelne. Po prawo kościoł (chyba św. Anny), po lewo kościół św. Antoniego (Igreja de Sano António). Żeby go zwiedzić trzeba kupić bilet. Po drodze przy głównej, brukowanej uliczce jest pomnik króla Sebastiana, który nie słuchając podpowiedzi starszych i bardziej doświadczonych doradców, źle skończył. Niedaleko znajdują się resztki, może lepiej nazwać to "pozostałości" po pierwszym, portugalskim targu niewolników, których tu przywożono z wypraw i handlowano nimi. Portugalczycy bardzo wstydzą sie tego i jest to dla nich przykra, aczkolwiek prawdziwa historia kraju. O handlu ludźmi mówią, ale zaraz się usprawiedliwiają :) Normalne przecież, że każdy kraj ma swoją historię nie zawsze chwalebną :) Targ niewolników wyglądał trochę jak podcienie, łuki - a nawet jak nasze krakowskie sukiennice :) Obok, wielkie pomieszczenie, w którym ich przetrzymywano, a także proch i ładowano na statki. Na placu, niedaleko fortyfikacji, w kierunku oceanu patrzy pomnik Henryka Żeglarza i wypatruje statków powracających z wypraw w nieznane.