Dzis z samego rana wyjechalismy ze znajomymi na polnoc. Stacja docelowa - Hervey Bay, skąd my ruszamy na Fraser Island, zas oni wracaja powoli do Brisbane. Na poczatku wyjechalismy z Brisbane w kierunku Sunshine Coast (określenie wybrzeża ciągnącego się na północ od Brisbane; to na południe od Brisbane to z kolei Gold Coast) i rzeczywiscie, sloneczko pieknie swiecilo, papuzki cwierkaly, itepede. Na autostradzie (a raczej takiej ich drodze krajowej, co nazywa sie autostrada) zauwazylismy rzecz charakterystyczna dla Australii - specjalny, dodatkowy pas do wyprzedzania. Porzadny Aussie raczej nie wyprzedza (chyba ze ktos sie wlecze jak slimak), tylko czeka na ten pas do wyprzedzania. Wyjatkiem sa tak zwani mistrzowie prostej, co maja megamocny silnik, juta (Ute - Utility car, to juz wiemy, wyglada jak skrzyzowanie osobowki z pickupem) i w ogole megawypasni sa ;)))
Potem pojechalismy do gor Glass House Mountains, skladajacych sie z dosc wysokich pagorow o dziwnych ksztaltach, co wyglada jakby ktos takie dziwne cosie poustawial w morzu eukaliptusow.
Potem siedzielismy grzecznie w aucie az do Maryborough, gdzie zjedlismy pizze (uwaga - tu zwykle nie ma punktow z pizza do zjedzenia na miejscu - takich typowych pizzerii jak w PL, tylko punkty z pizza i jednym ministoliczkiem, albo nawet bez stoliczka). Zrobilismy zakupy i zalogowalismy sie w hostelu YHA. Hostel na wypasie - dostalismy cabin, czyli domek z wlasna lazienka, kuchnia (wyposazona), dwoma sypialniami. Dodatkowo tutejszy standard, czyli moskitiery w kazdym oknie, oraz klimatyzacja - STAAAARY klimatyzator, wygladajacy jak wielgachne radio.
Po przyjeździe wybralismy się jeszcze na przejażdżkę po Hervey, w trakcie której załatwilismy formalności w biurze Aussie Trax (dlaczego wstajemy jutro o 6 rano?), przejechalismy się promenadą oraz zahaczylismy o molo, po którym kiedyś jeździł pociąg towarowy. Teraz szyn już nie ma, ale molo robi wrażenie.
Potem pojechalismy do gor Glass House Mountains, skladajacych sie z dosc wysokich pagorow o dziwnych ksztaltach, co wyglada jakby ktos takie dziwne cosie poustawial w morzu eukaliptusow.
Potem siedzielismy grzecznie w aucie az do Maryborough, gdzie zjedlismy pizze (uwaga - tu zwykle nie ma punktow z pizza do zjedzenia na miejscu - takich typowych pizzerii jak w PL, tylko punkty z pizza i jednym ministoliczkiem, albo nawet bez stoliczka). Zrobilismy zakupy i zalogowalismy sie w hostelu YHA. Hostel na wypasie - dostalismy cabin, czyli domek z wlasna lazienka, kuchnia (wyposazona), dwoma sypialniami. Dodatkowo tutejszy standard, czyli moskitiery w kazdym oknie, oraz klimatyzacja - STAAAARY klimatyzator, wygladajacy jak wielgachne radio.
Po przyjeździe wybralismy się jeszcze na przejażdżkę po Hervey, w trakcie której załatwilismy formalności w biurze Aussie Trax (dlaczego wstajemy jutro o 6 rano?), przejechalismy się promenadą oraz zahaczylismy o molo, po którym kiedyś jeździł pociąg towarowy. Teraz szyn już nie ma, ale molo robi wrażenie.