Bylismy w Dreamworld - czyli w jednym z kilku Theme parks w Australii. Zdecydowaliśmy sie na te megadrogie bilety wstępu (64$ za osobe!) ze względu na to, że można tam zobaczyć fajne tygryski na tzw. Tiger Island. Generalnie park jest duży i jest tam mnóstwo atrakcji, głównie dla dzieciaków, ale uznaliśmy po wyjsciu, że byłoby szkoda wydanej kasy, gdyby nie tygrysy. Bylo ich kilka, w tym dwa maluchy, które strasznie rozrabiały i już po 5 sekundach nasze serca zostały im całkowicie sprzedane :) Przejechaliśmy się także zabójczym wprost rollercoasterem, który nas po prostu powalił na kolana i wyszliśmy z niego na miękkich nóżkach. Co ciekawe, mimo tak drogiego wstępu kilka atrakcji jest dodatkowo platnych.
Wrażenia dodatkowe: - jechaliśmy tam pociągiem z Central Station, który to dworzec jest naprzeciwko hostelu w Brisbane. Stacja jest dość przejrzysta, natomiast cieszymy się, że dzien wcześniej byliśmy w tourist info centre. Tam zostaliśmy poinformowani, że: aby dostać się do Dreamworld, trzeba jechać do stacji Coomera, potem wsiąść w autobus TX5, który jest w cenie biletu pociągowego, czyli 13,40$ w obie strony za osobę. Pani na stacji probowala nam wcisnąć, że raz, że trzeba jechać stację dalej, do Helensvale, dwa, że za autobus trzeba dodatkowo dopłacić. Okazało się, że pani z tourist info miała jednak rację. Całość podróży megasprawna, pociągi estetyczne, czyste i przyjemne, z wykładzina i miękkimi siedzeniami. - z powrotem jechaliśmy oczywiście takim samym pociągiem, nieco tylko zapchanym, bo w Surfers Paradise, z którego jedzie ten pociąg, zaczął sie tego dnia Indy Car (mega wyscigi samochodowe). Na Central Station zjedliśmy obiad (MacOz) w McDonaldzie - kanapka była mniej tłusta, niż w Polsce, obsłużył nas pół-Polak (ale nie gadający po polsku), natomiast siedzący na sąsiedniej ławeczce chłopak w pewnym momencie wstał, zostawił swój bagaż oraz rower i udał się do jakiegoś okienka, bo coś tam widocznie zapomniał. Nikt tego bagażu od razu nie ukradł. Nasz znajomy dziwi się, że nikt go także nie pogonił, bo podobno nie można tu zostawiać samopas żadnej torby. Wiadomo, terrorysci. Wieczorem byliśmy także ze znajomymi na punktach widokowych: Mt Coot-tha, Kangaroo Point Cliffs, Wilson Outlook. Polecamy widok nocą - centrum Brissie podświetlone tysiącem kolorów robi niesamowite wrażenie!
Wrażenia dodatkowe: - jechaliśmy tam pociągiem z Central Station, który to dworzec jest naprzeciwko hostelu w Brisbane. Stacja jest dość przejrzysta, natomiast cieszymy się, że dzien wcześniej byliśmy w tourist info centre. Tam zostaliśmy poinformowani, że: aby dostać się do Dreamworld, trzeba jechać do stacji Coomera, potem wsiąść w autobus TX5, który jest w cenie biletu pociągowego, czyli 13,40$ w obie strony za osobę. Pani na stacji probowala nam wcisnąć, że raz, że trzeba jechać stację dalej, do Helensvale, dwa, że za autobus trzeba dodatkowo dopłacić. Okazało się, że pani z tourist info miała jednak rację. Całość podróży megasprawna, pociągi estetyczne, czyste i przyjemne, z wykładzina i miękkimi siedzeniami. - z powrotem jechaliśmy oczywiście takim samym pociągiem, nieco tylko zapchanym, bo w Surfers Paradise, z którego jedzie ten pociąg, zaczął sie tego dnia Indy Car (mega wyscigi samochodowe). Na Central Station zjedliśmy obiad (MacOz) w McDonaldzie - kanapka była mniej tłusta, niż w Polsce, obsłużył nas pół-Polak (ale nie gadający po polsku), natomiast siedzący na sąsiedniej ławeczce chłopak w pewnym momencie wstał, zostawił swój bagaż oraz rower i udał się do jakiegoś okienka, bo coś tam widocznie zapomniał. Nikt tego bagażu od razu nie ukradł. Nasz znajomy dziwi się, że nikt go także nie pogonił, bo podobno nie można tu zostawiać samopas żadnej torby. Wiadomo, terrorysci. Wieczorem byliśmy także ze znajomymi na punktach widokowych: Mt Coot-tha, Kangaroo Point Cliffs, Wilson Outlook. Polecamy widok nocą - centrum Brissie podświetlone tysiącem kolorów robi niesamowite wrażenie!