Podróż Australia - z wizytą w koalkowie - Raj na ziemi, czyli Whitsundays



2007-10-24
Dzisiaj liznęliśmy raju. Tak tylko można nazwać miejsce, w którym byliśmy. Whitehaven Xpress to jednodniowy rejs, można by powiedzieć, "objazdowy", ale stosowniej byłoby "opływający". Biznes rodzinny, z hostelu odbierała nas, na oko patrząc, mama. Łódką dowodził ojciec z synem, była jeszcze /chyba/ córka. I było fajnie. Wprawdzie nie było słychać tego, co pan starszy opowiadał o wyspach, przy których przepływaliśmy, ale prawdę mówiąc i tak go nie słuchaliśmy. Było za pięknie. Na początek popłynęliśmy do Tongue Bay na wyspie Whitsunday, skąd przespacerowaliśmy się na punkt widokowy. A widok z tego punktu... nieziemski. Tak, jakby ktoś postawił przed nami najpiękniejsze zdjęcie z folderu turystycznego, podkręcił je dziesięciokrotnie i zaczarował.
Widać plażę Whitehaven Beach. Słusznie uważaną za jedną z najpiękniejszych na świecie. Widać wodę omywającą olśniewająco biały piasek, która jest tak przezroczysta, że odsłania podwodne wydmy z tegoż piasku. Całość przyozdobiona bezchmurnym niebem, zielenią drzew na wyspie oraz odrobiną magii.

Kiedy  wydawało się,  że już  nic  piękniejszego dziś  nie zobaczymy, udaliśmy się z towarzyszami łodzią na tę właśnie plażę. Wrażenie, jakie towarzyszy podpływaniu do niej, to kolejna mała nirwana przez nas przeżyta. Na plaży dostaliśmy ok. godzinę czasu wolnego, która zleciała jak 5 minut. Trochę popływaliśmy, pogrzaliśmy się na słońcu, pogrzebaliśmy w białym piachu, popluskaliśmy w przezroczystej wodzie, poobserwowaliśmy jakieś jaszczurki i już trzeba było iść na lunch. Lunch na plaży przygotowany został w cenie wycieczki i był po prostu PYSZNY. W takiej scenerii pewnie i drewniany kołek smakowałby jak carpaccio, ale to jedzenie stanowczo kołkiem nie było. Kiedy niestety trzeba było się zwijać, z łezką w oku załadowaliśmy się na motorówkę dowożącą do łodzi. Zostałam przez Krzysia sprowadzona nieco na ziemię (snuliśmy już wizję biwakowania pod namiotem na tej plaży, co jest możliwe!) informacją, że w ubikacji był taaaaaki pająk. Z perspektywy czasu, świadoma zasady, iż w Australii "im mniejszy potwór, tym groźniejszy", myślę, że tamten wystraszyłby się mnie bardziej, niż ja jego. Ale w tamtej chwili to stwierdzenie pozwoliło mi wrócić na łódź bez błagania o jeszcze godzinę ;)

Na sam koniec popłynęliśmy do pięknej zatoczki, w której po raz pierwszy zakosztowaliśmy snorkelowania. I, szczerze mówiąc... w tamtym miejscu nam się ten sport nie spodobał. Oczekiwaliśmy miłości od pierwszego wejrzenia, oszołomienia i czaru, podczas gdy rafa w tamtym miejscu była tak dziwna, iż albo unosiliśmy się nad 100-metrową głębiną, albo dosłownie ocieraliśmy się o kawałki rafy. Nieco stresu temu towarzyszyło, a co za tym idzie, byliśmy rozczarowani. Pomijając oczywistą przyjemność popluskania się w wodzie.

Jak czas pokaże (a dokładniej jedna wyprawa z Cairns), snorkelling okazał się naszą miłością od drugiego wejrzenia. Ale za to jaką...
  • Whitehaven Beach
  • Whitsunday Islands
  • Whitsunday Islands
  • Whitsunday Island
  • Whitsunday Islands
  • Whitehaven Beach
  • Snorklujemy :)
  • Whitsunday Islands
  • Whitehaven Beach