Podróż Pod granatowym niebem Namibii - No i gdzie te wraki?!



Temperatura jakby trochę spadła, pojawiło się więcej jasno żółtego piasku, a w końcu i wzburzone wody Atlantyku - dotarliśmy na Wybrzeże Szkieletów - "krainy, którą bóg stworzył w złości". Krajobraz jest wybitnie nieprzyjazny.  Roczne opady deszczu wynoszą ZERO, ale wilgotne powietrze pozwala przetrwać kilku roślinom, zapoczątkowując delikatny łańcuszek pokarmowy.

Swoistą oazą jest ponad stutysięczna kolonia fok na Cape Cross. Trudno określić, czy wcześniej ją słychać, czy czuć, a jej "zapach" zadomowił się w naszych ubraniach do późnego wieczora. Do zwierząt podchodzi się jednak tak blisko, że warto trochę się poświęcić. Zwierzaki kotłują się, tulą, walczą, śpią albo tłumnie rzutają na fale.

Wybrzeże szkieletów słynne jest z licznych wraków statków. Niestety niewiele z nich zostało. Z oznaczonych na mapie udało się nam zobaczyć jedynie jakieś marne resztki kutra z późnych lat 70-tych, a z resztą poradziła sobie wzburzona woda morska. Nie znaczy to jednak, że wybrzeże stało się bardziej przyjazne - w okolicach Swkopmund w 2008 roku kormorany mogły się osiedlić w nowitkim kutrze, który nieopatrznie wpadł na mieliznę.

Na lądzie też można znaleźć trochę rdzewiejącego żelastwa w postaci starej kopalni diamentów (obecnie reaktywowanej) oraz wieży wiertniczej pozostałej po kompletnie chybionym pomyśle eksploatowania ropy.

Do Swakopmund dotarliśmy już po zmroku. Tym razem chcieliśmy trochę odpocząć od namiotu i przespać się w normalnym łóżku. Wybraliśmy starą, kolonialną willę, będącą pstrokatą krzyżówką alpejskiej chatki i pałacyku myśliwskiego. Zresztą miasteczko jest dość konsekwentnie kiczowate i nad ranem z mgły zaczęły wyłaniać się kolejne kolorowe budynki.W takich warunkach nie zdziwił nas poznany przy śniadaniu szablonowo nordycki dziadek - dziwne, że swoich opowieści nie zakończył zamaszystym Seig Heil! Oczywiście w takich warunkach nie mogliśmy odmówić sobie zjedzenia najprawdziwszego apfel strudla!

Swakopmund jest typowym kurortem wakacyjnym oferującym przeróżne formy aktywnego wypoczynku. Najpopularniejsze są kłady i sandboarding, ale my wybraliśmy się na wieczorną wycieczkę konną. Jako że trafiły się nam całkiem charakterne konie przejażdżka okazała się dużo ciekawsza niż zakładaliśmy i jeszcze przez kilka dni poruszaliśmy się charakterystycznym krokiem. Po efektownym galopie w świetle zachodzącego słońca dostaliśmy nawet oklaski od pozostałych turystów nie zdających sobie sprawy, że w rzeczywistości kompletnie nie panowaliśmy nad naszymi masywnymi rumakami...

Kiedy planowaliśmy pojechać do Zatoki Kanapkowej (Sandwich Harbour) nie wiedzieliśmy jeszcze, że najniższa woda jest dość wcześnie rano. Zdecydowaliśmy się więc tylko pojechać fragmentem wybrzeża, by zobaczyć czemu przewodniki piszą o nim jakieś straszne rzeczy. Na dobry początek prawie wpakowaliśmy się w "salt pan'y"- normalnie nie sprawiające większych problemów, ale po nocnym sztormie były pełne zdradzieckich, błotnych pułapek, w których niechybnie utracilibyśmy nasze auto. Przenieśliśmy się więc na plażę jadąc po świeżo wyznaczonej trasie. Woda rzeczywiście podchodziła coraz wyżej, ale decyzję o zawróceniu okupiliśmy utknięciem się w wilgotnym piasku. Po mozolnym wykopywaniuczekał nas kilkukilometrowy spacerek do miejsca gdzie ślady skręcały głębiej w ląd i auto mogło bezpiecznie zaczekać. Później jeszcze pokręciliśmy się przy wytwórni soli przy Walvis Bay, gdzie żerują flamingi i pojechaliśmy znów w stronę Swakopmund.

  • Skeleton Coast
  • pozostałości wieży wiertniczej, Skeleton Coast
  • Skeleton Coast
  • Skeleton Coast
  • Cape Cross
  • Cape Cross
  • Cape Cross
  • Skeleton Coast
  • Skeleton Coast
  • Swakopmund
  • Swakopmund
  • Swakopmund
  • okolice Walvis Bay
  • w stronę Sandwitch Bay
  • w stronę Sandwitch Bay
  • okolice Walvis Bay
  • okolice Walvis Bay
  • Skeleton Coast
  • Swakopmund