Podróż Kosowo, bałkański wyrzut sumienia - W drodze do Kosowa



W naszej tegorocznej, letniej wyprawie po Bałkanach, po zwiedzeniu Rumunii, Bułgarii, Turcji, Macedonii i Albanii, dotarliśmy w końcu do Kosowa. To, jakże młode państwo o skomplikowanej historii i kontrowersyjnym statusie, było dla nas magnesem, któremu nie mogliśmy się oprzeć. Teraz nasza ciekawość miała zostać zaspokojona.

Wjeżdżaliśmy do Kosowa od strony Albanii. Na granicy należy uiścić 40 euro za ubezpieczenie auta, gdyż młoda kosowska republika na razie nie uznaje zielonej karty. Kosowarzy już na granicy zrobili na nas miłe wrażenie. Byli uprzejmi i zapraszali do poznania ich kraju. Spotkaliśmy tutaj też słowackiego celnika Pavla, który wytłumaczył nam obecną sytuację w kraju i niestety potwierdził nasze wcześniejsze informacje, że możemy mieć olbrzymie trudności z przekroczeniem granicy serbskiej. Celnicy w Serbii nie wpuszczają cudzoziemców wjeżdżających od strony Kosowa, gdyż wjazd na kosowskie terytorium uważają za nielegalne przekroczenie granicy. Cały czas mieliśmy jednak nadzieję, że może warto spróbować, dlatego słuchając rad niektórych globtroterów z internetowych portali postanowiliśmy poprosić o nie wbijanie kosowskiej pieczęci w paszportach, co miało dać nam cień szansy na wjazd do Serbii. Nasze prośby zostały spełnione ze zrozumieniem, za co podziękowaliśmy.

Gdy znaleźliśmy się już w Kosowie, o mało co nie przejechalibyśmy przechodzącego przez jezdnię żółwia, którego asekurował mały ptaszek, chyba jemiołuszka. Odebraliśmy to jako znak - tu należy stale uważać. Od razu też zwróciliśmy uwagę na znaki wojskowe z czołgami, które można było podziwiać przed każdym mostem. Jak widać, siły KFOR ciągle są obecne tutaj i jest to terytorium działań wojskowych.

  • Kosovo meczet
  • Kosovo znak czolg
  • Kosovo zolw