Pochłonięty książką i indyjskim filmem prawie nie zauważam jak mija noc i lądujemy w Wiedniu. Przed lądowaniem obserwujemy jeszcze wspaniały wschód słońca ponad chmurami. I jesteśmy w zimnym i deszczowym Wiedniu. Czas leci coraz szybciej. Chwila czekania. W drodze powrotnej nie przejmuję się ścisła dietą startową, do której powrócę w Warszawie. Póki co piję jeszcze colę, zjadam kanapkę w McDonaldzie, zjadam ostatnie słodycze. Ale jeszcze mi wolno.
Tak jak postanowiłem, tak się udało. Dokładnie w czasie kiedy dotykamy kołami polskiej ziemi kończę czytać książkę. Coś w niej było takiego, co mnie do niej zbliża.
Czuję lekkie wzruszenie, ze jestem znowu w Polsce po ponad miesiącu pobytu w Nepalu. Cieszę się, że wszystko poszło zgodnie z planem. Jestem szczęśliwy, że spełniłem daną sobie rok temu obietnicę odwiedzenia miejsca gdzie zginął Piotrek i gór, które były jego pasją. Spełniłem coś co było jednocześnie obietnicą, marzeniem i czymś, co uważałem od samego początku za rzecz oczywistą, że to zrobię dla mojego najlepszego przyjaciela. A wszystkie wspaniałe chwile samotności w górach, z własnymi spokojnymi myślami, przygody, odwiedzone miejsca, poznani ludzie, moi towarzysze: Trzaska, Olga, Paweł i JP byli wspaniałym dodatkiem do mojej podróży, do mojego pożegnania z Nim. Cieszę się, że byli tam ze mną.
GerberWarszawa, Nepal, Indie: 30.03.2010 – 05.05.2010