Idziemy z rana nad rzekę przepłynąć się canoe. Łódki są wyciosane z pobliskich drzew cotton silk. Są z jednego kawałka tego drzewa. Wprawdzie płyniemy z prądem, ale łódką steruje miejscowy nepalczyk za pomocą długiego kija, którym się odpycha od dna rzeki. Płyniemy oglądając ptaki i krokodyla jakieś 45 minut spokojnym tempem.
Dobijamy do brzegu i z dwoma przewodnikami idziemy na „jungle walk”. Przeciskamy się przez kępy ogromnej słoniowej trawy sięgającej 3 metrów wysokości, a docelowo wyrastającej na około 9 metrów. W zasadzie ciężko cokolwiek zobaczyć oprócz wydeptanych przez zwierzęta ścieżek. No i to jest ciekawe, że za każdą taką trawą może sobie stać albo przechodzić zwierzak. Te trawy są przysmakiem słoni, ale również kryjówką licznych nosorożców. I nagle jest! Przestraszyliśmy go. A on nas. Podniósł swoje cielsko. Przeszedł kilka kroków. Zaczął węszyć i nasłuchiwać. Wielki nosorożec stoi w rzece, w gęstwinie drzew. A my przyglądamy się mu schowani za drzewami z odległości około 10 metrów. Wiemy, że jak będzie chciał zaatakować musimy się schować za drzewo albo na nie wejść. Mierzymy się wspólnie wzrokiem. Wychylamy się zza krzaków. Robimy zdjęcia. On nerwowo rusza uszami. Trochę adrenaliny nam to przysporzyło. W końcu chcemy dać mu spokój i odejść. On nas nie spuszcza z oczu. Jak wychodzimy na prostą odwraca się w nasza stronę i zaczyna ruszać. Cofamy się żeby nas nie widział. Stanął. Trochę kluczymy między drzewami żeby nie było wolnej przestrzeni między nami a nim, bo wtedy ruszyłby na nas biegiem, a biega jak na takie cielsko całkiem szybko. Odchodzimy. Nie zaatakował. Ale dreszczyk emocji przeżyliśmy.
Idziemy dalej. Raz między drzewami, raz tonąc w słoniowych trawach. Widzimy jakieś czerwone robactwo na drzewach, jelenie w białe kropki i co najdziwniejsze dzikie kury i koguty, na które początkowo nie zwracaliśmy uwagi. No bo kto by się interesował kurami. Ale po jakimś czasie zrozumieliśmy dlaczego nam je pokazują. Bo są naprawdę dzikie, nie jakieś tam wiejskie i żyją w parku. Różnią się od naszych domowych. Koguty są mniejsze i niesamowicie kolorowe. Kury też są mniejsze i szarawe.
Wracamy nad rzekę i przepływamy na drugą stronę. Widzimy wspaniałą scenę kąpiących się słoni, a razem z nimi ludzi. Ludzie siedzą na słoniach, a one nabierają wody w trąbę i opryskują nią ludzi. Przechylają się na bok i ludzie lądują w wodzie, nie mogąc się utrzymać na słoniach. I kąpiel w rzece gotowa. Bomba. Też tak chcę. Ale to jutro. Siedzimy i patrzymy na kąpiel popijając najpyszniejszą jak do tej pory w całym Nepalu banana lassi. Niektóre słonie leżą całe w wodzie i wystaje im tylko trąba, innym tylko nogi.
Po krótkim odpoczynku ruszamy na jeep safari. Jest trochę ciasno bo załadowali nas po 6 osób na jedno Suzuki. Znajduję wygodną stojącą pozycję na przedzie. Stoję na ławce i wszystko dobrze widzę. Lubię jeździć po parkach i wypatrywać zwierząt. Robi mi to wielką przyjemność. Widzimy znowu jelenie, tylko zdecydowanie więcej. No i jest nosorożec w trawie. Jest bardzo blisko. Ależ jest wielki i gruby. I jak fajnie w tej trawie wygląda. Kilka dobrych fotek, a może i takich na ścianę. Widzimy jeszcze krokodyle, orły, różne inne ptactwo, kolejne jelenie. Niestety, choć tego się spodziewaliśmy niestety, nie spotkaliśmy tygrysów, leopardów ani niedźwiedzi.
Ale za to nagle zobaczyliśmy zawracającego jeepa z inna grupą ludzi. Dał nam sygnał żebyśmy tez zawrócili. Okazało się, że zobaczyli dzikiego słonia i uciekają. Trochę się zdziwiłem, bo groźniejsze afrykańskie słonie nie robią aż takiego popłochu, a wręcz przeciwnie. Mogą sobie chodzić pomiędzy samochodami na safari i raczej nikt się tym nie przejmuje. Rzeczywiście po chwili zobaczyliśmy wędrującego drogą słonia. Skręcił w busz i przejechaliśmy obok niego w bezpiecznej odległości. Jak się później dowiedzieliśmy słoń ten 5 dni wcześniej stratował samochód i jest uważany za bardzo groźnego i niezbyt poczytalnego. Podobno jest chory i dlatego tak się zachowuje. Trochę przestałem się dziwić skąd ta panika. Może i lepiej, że ominęliśmy go z daleka. Strasznie zakurzeni wróciliśmy nad rzekę. Nie czekam na łódkę, którą ludzie przepływają na drugą stronę. Wskakuję do rzeki w ubraniu i przepływam na drugi brzeg. Wieczorem odpoczywamy przy pysznym banana lassi nad brzegiem rzeki.