To była pierwsza noc, podczas której się wyspałem, tzn. może nie wyspałem, ale przynajmniej spałem. Po śniadaniu z podsmażanych ziemniaków ruszamy w dalszą trasę.
Powinniśmy przejść w jeden dzień to, co poprzednio w górę szliśmy w półtora dnia. Po kolei więc odwracamy kolejność marszu. Idziemy przez Thokla Pass do Duglha, później do Phulung Karpo i jesteśmy w Pheriche. Jest około 11, a my już przeszliśmy to, co poprzednio w jeden dzień. No, ale teraz łatwo bo z górki.
Gdzieś po drodze wystąpiły stada jaków z małymi jakami zupełnie nie podobnymi do dorosłych. Wdrapujemy się za Pheriche na kolejną przełęcz i korzystając tym razem z pięknej pogody widzimy Lhotse lekko otoczone chmurami. Dzień mija szybko. Jest ciepło i tylko czasem zawieje silniejszy i zimny wiatr. Docieramy około 14 do Pengboche.
Teoretycznie mieliśmy tu nocować. Ale jest wcześnie, więc decydujemy się iść dalej. Zjadamy u siostry portera jakieś brązowe miejscowe coś (taka papka klejąca - niedobra) i tybetański chleb z przepysznym świeżym miodem.
Kupujemy też litr miejscowej wódki – raksi – na wynos. A to wszystko za grosze, bo w lokalnym miejscu. To zawsze warto zrobić, jak ktoś nie obawia się kłopotów żołądkowych i jest odporny na eksperymenty. Idziemy jeszcze z pół godziny i jesteśmy znów w Deboche, w miejscu gdzie spaliśmy w drodze do góry. Zeszliśmy z góry około 1000 metrów. Przeszliśmy w jeden dzień to, co poprzednio w 2.
Zasłużyliśmy na odpoczynek. Właściciel Lodge wita nas Hot Lemonem. Z Magdą kąpiemy się częściowo w pobliskim strumieniu. A ja kładę się na trawce przed Lodge i delektuję się ostatnimi promieniami słońca. Powoli zaczyna się robić chłodno, ale mi jest wspaniale i nie bardzo się tym przejmuję. Kiedy jednak zaczynam się trzęść z zimna, bo leżę oczywiście tylko w t-shircie, przenoszę się do jadalni ogrzewanej piecem na jakowe kupy. Na kolację pizza i zakupiona wcześniej około 20% raksi. Smakuje raczej tak sobie i nie jesteśmy w stanie w piątkę zwalczyć całej butelki. Pojawił się zasięg, więc wysyłam do paru osób sms-y, że wracamy z udanego trekkingu spod Mount Everestu. Trochę zaniepokoiła mnie informacja o trzęsieniu ziemi w Tybecie, jaką od kogoś dostałem, ale na razie nie zmienia to w ogóle mojej chęci wyjazdu do Tybetu. Dalej chcę tam jechać. Ciekawe też, czy na początku maja nie będzie już problemów z lataniem po Europie, bo takie newsy też do nas doszły A jak będą to trudno. Nie przejmuję się tym absolutnie. Jest mi tu tak dobrze, że wcale się tym nie zmartwię, że będę musiał siedzieć dłużej w Nepalu. Najwyżej nasze wakacje będą dłuższe i spędzimy ten czas w Nepalu, Indiach, Tybecie lub gdziekolwiek indziej. Po 19-ej powoli zmierzamy do spania. Jutro chyba ostatni dzień wstawania o 6 rano. A dzisiejszy dzień był bardzo przyjemny. Nareszcie było ciepło. Skończyły się jakiekolwiek problemy z oddychaniem.