Podróż Peloponez nieco inaczej - Epidaurus (dzień 1)



2007-02-15

Znów w drodze. Karolina próbuje skonfrontować mapę z drogowskazami, ja próbuje jechać we właściwym kierunku nie wiedząc gdzie jadę. Wiem tylko gdzie chcę dojechać - do Epidaurus - miasta słynnego z teatru o niepowtarzalnej akustyce. Żeby nie było zbyt łatwo oprócz właściwej drogi szukamy stacji benzynowej. Nieprzyuczeni jeszcze do zwyczajów panujących w Grecji próbowaliśmy tankować w porze sjesty. Błąd.

W Argos znajdujemy stację, o dziwo czynną. Nie wiem czy sjesta już się skończyła, czy w mieście stacje działają inaczej niż na prowincji. W każdym razie jeden kłopot z głowy. W Argos znalazło się też trochę znaków więc przez Nafplio jedziemy do Epidaurus. Po drodze jeszcze mały objazd i spacer spowodowany znakiem "Tama mykeńska w Tiryns". Tama okazuje się wałem ziemnym wzmocnionym murem w niektórych miejscach, mogą to zresztą być po prostu kamienie jakich tu wszędzie pełno. Kilka zdjęć, bardziej dla porządku niż dlatego, że jest czemu zrobić zdjęcie i jedziemy dalej.

Do Epidaurus dojeżdżamy późno, około piątej po południu, bez większych nadziei na zwiedzanie. Odrobina szczęścia połączona z życzliwością Greków i wchodzimy na pięć minut przed zamknięciem.

"Pięć minut" to w Grecji okres czasu odpowiadający naszemu pół godzin, czasem trzem kwadransom, rzadziej kilku godzinom. Trudno wyczuć ile w konkretnym przypadku, jedyna prawidłowość jaką zaobserwowałem to zależność od szerokości geograficznej. Im dalej na południe tym więcej czasu mieści się w pięciu minutach. Nikt nie posługuje się czasem w opisywaniu zdarzeń, które mają wystąpić niebawem - wtedy czas jest niepotrzebny. Podobnie sprawa się ma z odległościami i to zarówno tymi podawanymi przez miejscowych jak i tymi na znakach drogowych.

Nie dane nam było zwiedzić muzeum i świątyni Asklepiosa w Epidaurus, ale teatr, oglądany przy zachodzącym powoli słońcu urzekał. Sporo czasu spędziliśmy oglądając go z różnych stron, i sprawdzając tą legendarną akustykę - faktycznie, słychać upadającą na scenie monetę nawet z ostatnich rzędów. Ponieważ nie byliśmy zupełnie sami utwierdzaliśmy się w przekonaniu, że nie trzeba się spieszyć z wychodzeniem. Pewnie inni też tak myśleli, patrząc na nas. Kiedy wychodziliśmy przed szóstą portier wpuszczał kolejne osoby "na pięć minut".

  • Trasa Mykeny - Epidaurus