Podróż 09.03.2010 - nalot na Norwegię - Norweskie miasteczko



2010-03-09

Po najdroższym przejeździe pociągiem w przeliczeniu na 1 km w życiu wysiedliśmy na bardzo sympatycznym dworcu kolejowym w Sandefjordzie. Mimo tego, że u nas śniegów było już zdecydowanie mniej, to tutaj przywitał nas bardzo zimowy krajobraz. Nie mieliśmy żadnego planu na zwiedzanie, gdyż tak naprawdę w tym mieście nie ma czego zwiedzać i po prostu ruszyliśmy przed siebie.

Miasto typowo skandynawskie - małe przytulne domki, miasta wyludnione i kierowcy tylko czekający na to, aż zbliżysz się do przejścia dla pieszych, aby cię przepuścić (oni mają aż tak wysokie mandaty za nie zatrzymani się czy po prostu jest to przejaw wielkiej kultury? :) ). Po przejściu kilkuset metrów znaleźliśmy się na małym rynku, a potem w porcie, gdzie stał jeden wielki prom i bardzo dużo mniejszych statków. Spacerowaliśmy wzdłuż wybrzeża po wschodniej stronie, gdzie koło jednego z pomostów była olbrzymia ilość ostryg. W sumie po około 2 h spacerze wróciliśmy na dworzec, gdzie mieliśmy jeszcze około 30 min do odjazdu pociągu. Cześć z osób odpoczywała, a ja z kilkoma osobami wybrałem się do sklepu, aby się trochę ogrzać oraz popatrzeć na kosmiczne norweskie ceny. Pociąg przyjechał punktualnie i póki dobrze nie usiedliśmy już byliśmy na dworcu Trop, z którego odjeżdża bezpłatny autobus na lotnisko.

  • Torp
  • Dworzec kolejowy
  • Sandefjord
  • Sandefjord
  • Sandefjord
  • Sandefjord
  • Cmentarz w Sandefjord
  • Pociąg