Ósmy dzień. Właściwie to już wieczorem poprzedniego dnia wyruszyliśmy w podróż do Datongu. Datong choć brzydki i przemysłowy zachwyca skarbami w okolicy – Wiszącą Świątynią i Grotami Yungang. Była to jedna z najprzyjemniejszych wycieczek tego wyjazdu, choć zapowiadało się nieciekawie – nie mieliśmy biletów na powrót.
O tym żeby pojechać na zachód Chin marzyło mi się już w czasie pierwszej podróży. Tym razem się udało. Nie była to jeszcze pustynia Gobi, ale brzydki i przemysłowy Datong który zaskoczył nas totalnie.
Pojechaliśmy oczywiście pociągiem (6h) – bilet Pekin-Datong soft sleep (czyli 4 łóżka w zamykanym przedziale) – 159Y.
Na Dworzec Zachodni w Pekinie najwygodniej dotrzeć taksówką. Tym razem z małymi przygodami – stojący taksówkarze na ulicy Wangfujing chcieli za przejazd 100Y. Zatrzymaliśmy jednak innego i cena była już normalna – 25Y.
Rano z pociągu w promieniach wschodzącego słońca zobaczyliśmy niesamowite góry z ośnieżonymi szczytami. Wyłaniały się z porannej mgiełki i wszystko było w brzoskwiniowych kolorach!
Plan mieliśmy taki – szybko zdobyć bilety powrotne do Pekinu (nie kupiliśmy w Pekinie bo… nie było miejsc! Pani w kasie nas jednak zapewniała, że łatwiej będzie kupić na miejscu w Datongu – wiec ryzykowaliśmy), potem dostać się do Wiszącej Świątyni i jak wystarczy czasu dotrzeć do Grot Yungang.
Zaraz na dworcu wyłapał nas pan z biura CITS (chińskie biuro turystyczne). Wiele razy czytaliśmy o tym biurze w relacjach. Wreszcie sami z jego usług skorzystaliśmy. Jak się potem okazało – w Datongu jest to naprawdę opłacalne. Za 100Y od osoby pojechaliśmy do Klasztoru i do Grot i zdążyliśmy na autobus do Pekinu o 17 (tylko 4,5h)! Dodatkowo dowiedzieliśmy się od pana, że te pociągi powrotne, na które nie udało nam się w Pekinie kupić biletów po prostu nie zatrzymują się w Datongu – tylko przejeżdżają.
Do Wiszącej Świątyni (Xuankong Si) jechaliśmy ok. 1h (65km). Można się tam też dostać autobusem – ale z wydostaniem mogą być kłopoty, a jak się ma tylko jeden dzień szkoda tracić czas na czekanie na autobus. Bilety 60Y (niestety nie sprzedali nam ulgowych).
Pogoda nam się trochę załamała – po słonecznym poranku sypnęło śniegiem i zrobiło się bardzo zimno. Na szczęście zamieć ;) trwała tylko chwilę.
Klasztor faktycznie jest niesamowity – jak koronkowa ozdoba przyklejona w połowie ogromnej skalnej ściany. W jednej z bogato rzeźbionych sal są posągi przedstawicieli trzech religii – Buddy, Konfucjusza i Laozi.
Wracamy na przedmieścia Datongu i jedziemy do Grot Yungang (16 km). Groty w sumie traktowaliśmy trochę po macoszemu. Widzieliśmy już Groty Longmen więc czym mogły nas zaskoczyć podobne groty?
Oj mogły! Groty Yungang są niesamowite!!! Zachowały się w wielu z nich piękne freski i kolorowe rzeźby! Tworzenie rzeźb w tym miejscu rozpoczęło się już w 453r n.e. (najstarsze groty nr 16-20). Są tam elementy perskie i indyjskie. A bogactwo szczegółów i ilość rzeźb w niektórych grotach jest oszałamiająca! Cześć grot była w remoncie – a dokładnie 1-4. W grocie nr 12 jest charakterystyczny fryz z postaciami grającymi na instrumentach. Największe wrażenie jednak robią ogromne posągi Buddy w grotach 18, 5, 20.
Tutaj bilet kosztuje 100Y (są ulgowe za 50Y).
Miły kierowca busa odstawił nas na dworzec autobusowy (masakra – coś jak stary obskurny dworzec PKS w Krakowie ale po bombardowaniu :). Po drodze do Pekinu znowu fantastyczne widoki – góry i wioski z domkami z beżowej cegły.
W Pekinie jesteśmy ok. 22 – nie dość że nie wiemy na jakim dworcu… nie wiemy nawet w której części tej 18sto milionowej metropolii (potem wydedukowaliśmy że był to jakiś koniec świata w południowo-wschodniej części Pekinu, ok. 7-8km od Qianmen). Metra nie znaleźliśmy – została więc tylko taksówka. Wydajemy na to 30Y i padamy na twarz w hostelu! Fantastyczny dzień!