Podróż Tanzania: Kilimandżaro i nie tylko... - Ponownie w Moshi



2010-02-25

W Moshi dużo częściej niż w Dar es Salaam zaczepiają człowieka „artyści” pragnący pokazać swoje dzieła sztuki czy „przewodnicy” chcący oprowadzić po mieście. W końcu daję skusić się jednemu z nich i nie żałuję. Duncan – jak kazał na siebie mówić – okazuje się być bardzo inteligentnym człowiekiem, z angielskim na tyle dobrym, że potrafi opowiadać ciekawie i potrafi odpowiedzieć na każde pytanie. Idziemy na targ (wąskie przejścia miedzy stoiskami, drewniane stragany zbite z desek, sprzedawcy pomieszani z towarami leżą na ladach), zapoznaje mnie z kilkoma ze swych znajomych (np. Masajem sprzedającym tradycyjne masajskie leki i eliksiry), opowiada o życiu w Tanzanii, o lokalnych tradycjach, o swojej rodzinie, o sytuacji politycznej w kraju. Na koniec kupuję od niego płótno przedstawiające Kilimandżaro (taka bardziej wyrafinowana i nieco zakamuflowana forma napiwku). Moshi jest wyraźnie biedniejsze od Dar. Uwagę zwracają krawcowe. Stare maszyny do szycia wystawione są przed domy. Stare kobiety czekają na klientów, którzy chcieliby cos przyszyć czy poprawić. Podaż jest wyraźnie większa od popytu. Ale co zrobić, gdy inaczej zarobić na życie nie są w stanie.  

Po południu spotykam się z grupą przyszłych zdobywców Kilimandżaro (dalej po prostu: grupa). Dotarli w nocy do Nairobi, skąd jechali jakieś 9 godzin do Moshi. Nie dziwne więc, że śpią. Biorę the Economist i idę napić się tanzańskiego piwa. W pewnym momencie podchodzi do mojego stolika jegomość w wieku około 40 lat. W otoczeniu plastikowych stolików i kurzu nadlatującego co jakiś czas z pobliskiej szosy jego jasne, eleganckie spodnie i koszula z długim rękawem wyglądają nieco nierealnie i zdecydowanie nie na miejscu. Przedstawia się jako pracownik administracji lokalnej i – jeśli nie mam nic przeciwko temu – mówi, że chciałby porozmawiać o tym jak Europejczyk widzi Tanzanię, Moshi i co można by poprawić, żeby przyciągnąć turystów. Mówię mu, że przeciętnemu człowiekowi z Zachodu Tanzania nie kojarzy się z niczym, co wcale nie jest taką złą sytuacją. Wykładam mu swoją teorię, wedle której każdy (no prawie każdy) kraj afrykański może mieć w mediach swoje 5 minut i to co się o nim wówczas powie zostanie w świadomości Zachodu na długo. Np. Ruanda zawsze będzie krajem rzezi. Sudan = Darfur. Etiopia = głodne dzieci. Somalia = (przynajmniej w Stanach) ciało amerykańskiego żołnierza ciągnięte za ciężarówką. W tej sytuacji, nie mając negatywnego bagażu, Tanzania ma szanse wykreować swój pozytywny wizerunek, ale potrzeba dużo pracy. Bo dla kogoś niezorientowanego Kilimandżaro leży w Kenii, a plaże Zanzibaru wcale nie kojarzą się z Tanzanią mimo, iż od zjednoczenia z Tanganiką minęło już ponad 50 lat.

  • Moshi - widok na Kilimandżaro
  • Stacja kolejowa w Moshi
  • Stacja kolejowa w Moshi
  • Stacja kolejowa w Moshi
  • Największy baobab w mieście
  • Targ w Moshi
  • Targ w Moshi
  • Targ w Moshi
  • Targ w Moshi
  • Targ w Moshi
  • Targ w Moshi - Big Mama
  • Meczet w Moshi