Podróż Tanzania: Kilimandżaro i nie tylko... - Dar es Salaam



2010-02-22

Do Dar es Salaam jadę, żeby zobaczyć jak wygląda wschodnioafrykańska metropolia. Dar zamieszkuje około 2,5 miliona osób. Jest to miasto ogromne, ciężkie do ogarnięcia, hałaśliwe... Dwa dni spaceruję po nim bez celu, rozmawiam z ludźmi (gdy jest się białym ludzie sami zaczepiają; czasem chcą opowiedzieć swoją historię licząc na napiwek, albo chcą po prostu zorientować się co biały myśli o Tanzanii). Największe wrażenie robi na mnie targ rybny – wygląda na bardzo hermetyczne miejsce, gdzie turyści nie powinni się zapędzać (choć oczywiście to robią). Bardzo intensywny, dławiący w afrykańskim upale, zapach ryb. Zacięte twarze zmęczonych życiem rybaków. I piękny widok na Ocean.

 

Idę do instytucji, która nazywa się Surveys and Mapping, kupić sobie mapę okolic Kilimandżaro. Z zewnątrz budynek wygląda dosyć zwyczajnie. W środku jednak mam wrażenie, że  jestem w więzieniu. Obskurne korytarze, sprawiające wrażenie cel biura. W końcu trafiam do miejsca, gdzie odbywa się, zgodnie z wywieszonym napisem, sprzedaż map. Oczywiście byłoby to zbyt proste. Tłumaczę o co mi chodzi. Znudzona pani odsyła mnie do innego pokoju i wraca do czytania gazety. Inny pokój okazuje się być kasą, do której owszem muszę się udać, ale w drugiej kolejności. Jeden z gości (bo na pracownika nie wygląda) prowadzi mnie do odpowiedniego pokoju. Gruba Murzynka, w wieku około 35 lat, wysłuchuje mnie w uwagą. W miarę jak wyłuszczam moją sprawę, wyraz jej twarzy zmienia się ze znudzonego na „dlaczego Bóg mnie pokarał najściem tego człowieka”. W końcu z głębokim westchnieniem podnosi się z krzesła, udaje się do sąsiedniego pokoju i zaczyna przeglądać stertę około 100 map. Arkusze są dużych rozmiarów (około metr na metr), więc idzie jej to bardzo powoli. Po 5 minutach zaczyna przewracać po kilka arkuszy na raz. Nic dziwnego więc, że niczego nie udaje jej się znaleźć. Spocony niemiłosiernie, marzący o zimnej coca-coli szykuję się do wyjścia (już nie zależy mi na mapie), gdy przychodzi jej starsza koleżanka. Cały proces zaczyna się od początku. Po jakiś 10 minutach udaje jej się znaleźć odpowiedni arkusz. Ale nie dostanę mapy od tak. Mają jeden egzemplarz, więc mogą zrobić kopię (oryginał, zniszczony i poplamiony kosztowałby jakieś 70 USD). Zapłacić, za prawa autorskie oraz ksero, muszę oczywiście w innym pokoju. Odbitka też nie będzie zrobiona od ręki. Trzeba czekać parę godzin...

W centrum Dar nie udaje mi się znaleźć wielu restauracji, ale jak już się udaje to jedzenie jest wyśmienite. Kuchnia hinduska, chińska, libańska... To właśnie w Dar jem najlepszy hommos w życiu...

Ulice Dar są kolorowe i pełne życia. Mężczyźni często przesiadują przed budynkami dyskutując o czymś zawzięcie lub po prostu komentując rzeczywistość. Kobiety przemykają z pakunkami na głowach. Ubrane są różnie. Ma na to wpływ wyznawana religia. Muzułmanki zazwyczaj zakrywają głowy chustami. Reszta ubrana albo na modłę zachodnią: jeansy i t-shirty albo w długie, niezwykle kolorowe sukienki. Te ostatnie wyglądają najpiękniej.

Biały także w Dar wzbudza zainteresowanie, zwłaszcza wśród ludzi żyjących z żebraniny czy napiwków. Jednym z takich ludzi jest Ibrahim. Spotkam go koło portu już pierwszego dnia. Jestem jednak głodny, szukam restauracji, więc szybko zbywam go, przerywając jego opowieść w pół zdania. Drugiego dnia zaczepia mnie ponownie. Tym razem mam więcej czasu i postanawiam z nim pogadać. Ibrahim pochodzi – jak sam twierdzi – z Angoli. Pracował jako marynarz. Zwiedził wówczas pół świata, Polski nie omijając. W pewnym momencie wrócił do ojczyzny by wziąć udział w toczącej się w Angoli wojnie domowej. Stanął po stronie UNITA  i wałczył u boku (raczej w sensie metaforycznym niż faktycznym) Jonasa Savimbiego o – nawiązując do nazwy ugrupowania – całkowitą niepodległość Angoli. Kosztowało to Ibrahima nogę i konieczność ucieczki z kraju. Teraz planuje do niego powrócić. Mieszka u niemieckich misjonarzy w Dar i oczekuje na statek, który ma przywieźć towar przeznaczony dla odbiorców w Botswanie. Razem z owym towarem pojedzie w kierunku Angoli. Kiedy i czy do niej dotrze (pewnie wyląduje w Lusace i będzie czekał na transport do Angoli) nie wiadomo.

 

  • Dar es Salaam
  • Ibrahim
  • Dar es Salaam - widok z hotelu
  • Dar es Salaam - w porcie
  • Ulica w Dar es Salaam
  • Narodowe donnice
  • Daresalaamianka (??)
  • Coś nieco starszego
  • Ulica w Dar es Salaam
  • Jakoś trzeba sobie radzic
  • Przejazd kolejowy - raczej rzadko bywa tu pociąg
  • A co, facet też może coś na głowie ponieśc
  • Trochę nowoczesności
  • Księgarnia w Dar
  • Faceci odpoczywają
  • Ibrahim
  • Polski Dar
  • Bori
  • Fabryka papierosów
  • Dar es Salaam - świątynia hinduistyczna
  • Dar es Salaam - meczet