Ech... Odległości w tej części Meksyku mają się odwrotnie proporcjonalnie do czasu ich pokonywania. Znaczy... Im bliżej, tym dłużej. Autostradą z Jalapy do San Andrés jest max 200 kilometrów, a jechaliśmy przeszło pięć godzin!
Na początku było jeszcze nieźle, bo widoki za oknem trochę odciągały uwagę od nudy podroży (już nie raz wspominałem, że nie potrafię spać w podroży). Góry, doliny, wulkany... Takie typowe meksykańskie krajobrazy. Ale po kilkudziesięciu kilometrach autostrada wraca na wybrzeże (to chyba ta sama droga, którą jechaliśmy z Papantli do Jalapy) i zaczyna się nudna, nadmorska równina. Tylko w okolicach Alvarado robi się na chwilę ciekawie, bo... morze jest po obu stronach drogi.
...i mała uwaga na temat podróżowania meksykańskimi autobusami. Generalnie, te dalekobieżne, są bardzo komfortowe. Tę część kraju (tzn. wschód i południowy-wschód) obsługuje głownie ADO. Nie są tak luksusowi jak np. Primera Plus, ale niczego im nie brakuje. Jest tylko jeden problem, często zresztą podkreślany przez wszystkich korzystających w Meksyku z publicznego transportu, ale i ja o nim napiszę - KLIMATYZACJA. Pod żadnym pozorem, nawet jeśli za oknem jest plus 60 stopni, nie wolno wsiadać do autobusu bez czegoś do ubrania! Najlepiej sprawdza się gruby polar...
A San Andrés Tuxtla? Dojechaliśmy koło dwudziestej. Taksówkarz bardzo mocno nie chciał zrozumieć, że chodzi nam o jeden, konkretny hotel. Upierał się, że są inne i lepsze, ale jakoś dał się przekonać.
Nasz hotelik (klasa raczej backpackerska) stoi kilka metrów od głównego placu, nazywanego tu parque albo jardín (park albo ogród). Na nim i wokół niego toczy się całe wieczorne życie miasteczka. Jest tu urząd miejski, otwarty chyba do późnej nocy, Katedra bez okien a tylko z gigantycznymi okiennicami zamykanymi na noc i kilka knajpek. Nic szczególnego, ale fantastycznie dużo ruchu i życia.
Nie szczególnie przedstawia się też oferta gastronomiczna miasteczka. Te lepsze lokale... tzn czyste i klimatyzowane, to zazwyczaj kawiarnie lub cukiernie. Zwykłe restauracje mają raczej standard lokalny, czyli wrażliwym bym nie polecał (np. tym zdeklarowanym przeciwnikom "zakurzonego taco":-) Coś tam jednak znaleźliśmy. Głód jest dobrym doradcą. Ja asekuracyjnie (przypominam o aklimatyzacji gastrycznej!) wciągnąłem milanesę, ale Mi Amor, w której najwyraźniej drzemie niezła macha (od macho:-) zażyczyła sobie niezły zestaw, w tym m.in. zupę z kwiatów (xochtli), której nie dała rady skończyć tylko dlatego, że pływał w niej gruby czarny włos...
Reszta jest milczeniem...
[info:
Autobus z Jalapy do San Andrés Tuxtla, linii ADO, kosztuje 198 pesos i jedzie, w zależności od pory dnia, cztery-pięć godziny.
Zatrzymaliśmy się w Hotel Isabel (Madero 13). Za noc, za pokój płaciliśmy 330 pesos. Na parterze hotelu jest knajpka, w której można zjeść niedrogie śniadanie z widokiem na Katedrę i jardín.]