Xalapa de Enríquez vel Jalapa przywitała nas dość chłodno. A w dodatku pochmurno. Najwyraźniej kiepskie prognozy pogody, w przeciwieństwie do tych dobrych, zawsze się sprawdzają.
Hotelik z przewodnika okazał się bardzo przyjemny (wcześniejsze doświadczenia nauczyły mnie, że im bardziej zachwalany, tym większa porażka). Mały, z szybkich rachunków wychodzi mi, że dwunastopokojowy, czysty, tani i ładnie wykończony. Leży przy chyba najbardziej stromej ulicy w mieście. W tej chwili leje i co chwilę słyszę jak samochody boksują próbując się pod nią wdrapać. Kafejka jest pięćdziesiąt metrów w dół od hotelu i myśl o wspinaczce trochę mnie zasmuca...
Biorąc pod uwagę porę, raczej nie nastawialiśmy się już dziś na żadne zwiedzanie. Wyskoczyliśmy tylko na parę godzin do centrum. Tu, podobnie jak w Papantli chodniki zastawione są ołtarzami przygotowywanymi na Święto Zmarłych. Nie jestem etnografem, ale już na pierwszy rzut oka, jalapeñskie ofrendas i altares różnią się od tych, które oglądaliśmy wczoraj. Przede wszystkim zniknęły z nich elementy tropikalne - liście bananowców i palm. Za to więcej tu jedzenia i ozdobników.
Część ołtarzy wystawiono w podcieniach Palacio de Gobierno - siedziby rządu stanowego - do którego, mimo późnej godziny, bez problemu można wejść. Oprócz, jak najbardziej przydatnych mieszkańcom wirtualnych okienek do załatwiania wszelkich spraw (kiedy takie urządzenia pojawia się w Polsce?), można tu też znaleźć fajne murales. Może nie są tak wyraziste i nie wzbudzają takich emocji jak te namalowane przez meksykańskich mistrzów pędzla, ale niektóre fragmenty robią mocne wrażenie.
Z podcieni Palacio de Gobierno wychodzi się wprost do Parque Juarez, który w Jalapie spełnia rolę głównego placu. Jak wszystko w mieście, park poprzecinany jest stromymi alejkami i schodami. Właściwie nie ma tu płaskich fragmentów większych niż kilka metrów kwadratowych. Są za to niezłe widoki. A to na młode, lansujące się Meksykanki, a to na tonące w wiecznej mgle (czasem zmieniającej się w lekką mżawkę, a jeszcze rzadziej w ulewę, której akurat my musieliśmy doświadczyć), ukryte w niewielkiej dolinie miasto.
Oki... teraz tradycyjnie czas na browarka, choć za oknem ciągle chlapie. Jutro przewidujemy intensywne zwiedzanie, ale co z tego wyjdzie... się okaże.
[info:
Autobus z Papantli do Jalapy, linii ADO, kosztuje 196 pesos i jedzie cztery godziny.
Zatrzymaliśmy się w Hostal de Bravo (Bravo 11, Jalapa, Veracruz). Za noc, za pokój płaciliśmy 270 pesos.]