Wiktor, właściciel hotelu w Lubieszowie to człowiek sukcesu. Młody, rzutki, pracowity. Od rana do wieczora na nogach, dba aby jego gościom niczego nie zabrakło. Polacy chcą do lasu? Nie ma sprawy. On może być przewodnikiem, poluje od dzieciństwa. Poleszuk z Poleszuków. Zaprowadzi na cietrzewie, na głuszce. Polacy chcą popływać na łódkach? Załatwione,zna tu wszystko i wszystkich. Chcecie domek na wsi wynająć?On ma taki domek, wynajmie za 20 hrywien za dobę. Stara się jak może. Polacy mają być zadowoleni i wrócic do niego za rok. Wieczorami pije z nami wódkę i gada do rana. Po naszym wyjeździe do Polski dzwoni, dowiaduje się czy szczęśliwie dotarliśmy do domu.
Jak można być na Polesiu i nie popływać pychówką? Chyba nigdy bym sobie tego nie darowała. Wiktor załatwia flisaków. Jedziemy do wsi Hocuń,gdzie już czekają łódki.Przez 2 godziny miejscowi rolnicy popychają łodź drągami za 10 hrywien ( 5 zł). Polski rolnik za tyle palcem w bucie by nie ruszył. Wiktor bierze drąg i wsiada do łódki. Będzie jednym z flisaków.
Mimo że maj, dzień jest wietrzny,przeraźliwie zimny wiatr przenika do szpiku kości. Wypływamy na poleskie bagna. Z trzcin dobywa się zgrzytanie trzciniaków, podrywają sie ptaki, czaple. Płyniemy na łąkę pośrodku bagien. Tu odbywają się sianokosy, a stogi czekają do zimy. Tylko po zamarzniętym bagnie można je zwieść do stodół. Gdy zima jest łagodna i bagno nie zamarza, stogi czekają na kolejną zimę. Stogów nie widać, znaczy,tegoroczna zima była jak trzeba.
Płyniemy po trzęsawiskach, oczeretach, trzcinowiskach. Po wodą falują zielone wodorosty. Mijamy żeremie bobrowe. Nad głowami krzyczą czajki. Otacza nas natura w najczystszej postaci. Flisak jest milczący, chyba czuje się trochę onieśmielony. Trudno mu zrozumieć że Polacy przyjechali tu, żeby zobaczyć bagna. W pewnej chwili zatrzymuje się i wkłada rękę pod wodę. Wyciąga sięć i sprawdza, czy coś sie złowiło. Jest jedna ryba.
Po powrocie na ląd czekaliśmy na resztę grupy. Milczący flisak czekał z nami. Niechętnie mówił, pogrążony w swoich myślach. Wyciagnęliśmy wino i wlaliśmy mu szklaneczkę. Wypił chęnie, duszkiem. Od razu poprawił mu się humor, ożywił się.
Czy pracuje? Nie, nie pracuje. Co robi? Nic nie robi. Pracuje tu i ówdzie, głównie w gospodarstwie. Młodzi ludzie tu mieszkają? Z czego żyją? Różnie, najczęściej jak on, z gospodarki. W oddali na polu stare kobiety okutane chustkami pracowały na polu. Grabiły, bronowały, orały końmi zaprzężonymi do pługa. Towarzyszyły im bociany. Mężczyzn nie widywałam. Dziewczyny? Uciekły do miasta.