Podróż Moja dżungla białowieska - W świątyni przyrody



2008-06-29

Okazało się że nie tylko węże, ale i bobry, które regularnie nawiedzały staw. Gospodarz postanowił zrobić z tym porządek, i stojąc po kolana  w mętnej wodzie puszczańskiej rzeczki wstawiał siatkę zabezpieczającą wejście. Na jego ręce i nogi wpełzały czarne pijawki, które strząsał od czasu do czasu, zajęty swoją robotą, i tylko usmiechnął się pobłażliwie, widząc moja minę...

Bobrów nie zobaczyłam jednak ani tego dnia, ani następnego, ani żadnego innego, bowiem zamieniły sie one dla mnie w nieuchwytne duchy i nijak nie mogłam ich odczarować. Nieopodal wyrastała zielona ściana puszczańskiego lasu. Był początek lata,strzeliste korony drzew szumiały tak samo, jak przed tysiącem lat,kto zresztą wie ile lat ma puszcza?

Istniała tu od prawieków, od zawsze. Dzika,wieczna i tajemnicza przyzywała mnie swoim głosem.Weszłam w zielony gąszcz, i ogarnęła mnie ciemność. Wysoko nad głowami zamykały sie korony starych, kilkudziesięciometrowych drzew, skutecznie broniących dostepu światła do dna lasu. Na ziemi tylko suche liście i patyki, nic tu nie rosło oprócz kilku zielonych konicznynek szczawiu zajęczego.

Spacerowałam wśród drzew żywych i umarłych,niektóre powalone na ziemię,ułamane w połowie dogorywały w ostatnim akcie życia. Nikt tu nie sprząta martwego drewna, które zasiedlane jest przez tysiące różnych gatunków grzybów, robaków, ślimaków, pędraków i Bóg wie czego jeszcze.Doznawałam specyficznego uczucia obcowania z czymś...trudno nawet to nazwać,ale takiego uczucia doznaję w świątyniach.

-Spójrz, tu buchrowały dziki-powiedział mój przewodnik

-Gdzie?-wlepiłam oczy w ziemię,która była dla mnie najnormalniejszą leśną drogą na świecie. Wychowana w miejskiej dżungli nie rozpoznawałam tu niczego oprócz śladów opon traktora.

-Tutaj-wskazał-ziemia jest nieco bardziej wzruszona.Były dziś rano,ślady są świeże. A tu ślad borsuka,ma pięć ostro zakończonych pazurów.Był tu kilka godzin temu.Było też stado jeleni,liczne ślady kopyt.

Mój przewodnik czytał puszczę niby książkę. Dla mnie był to normalny las,ale do niego przemawiał ułamanymi gałązkami,hubami na pniach drzew,szczapami rozrzuconymi na ziemi,spinając szczegółami sens i kolejność fabuły wydarzeń,podczas gdy ja z głupią miną patrzyłam na wszystko dookoła jak dziecko, które uczy się chodzić.

-A tam, na kopie siana na polanie lis-podał mi lornetkę. Rzeczywiście siedział, piekny, rudy z długa kitą,lis jak z bajki- on wie, że tu jesteśmy.

-Jakim cudem wie?-zżymałam się-Przecież jesteśmy tak daleko, niewidoczni,rozmawiamy półszeptem, sama siebie ledwo słysze?!

-Wie,wie..

Lisek czujnie węszył w naszym kierunku, po czym odwrócił się, machnął ogonem, i zniknął w ciemnym lesie.

 

  • Puszcza Białowieska
  • Puszcza Białowieska
  • Puszcza Białowieska