CANBERRA
Teraz złamię nieco chronologię wydarzeń i zanim przejdę do Sydney, krótka dygresja na temat wycieczki do Canberry.
Canberra jest dziwnym miejscem. Sztuczność tego miasta jest tak oczywista jak kiepski chiński plastik. Ale tak chyba musi być w każdym wypadku, kiedy powstaje miasto, które nie ma rzeczywistej potrzeby bytu. Ponoć, powstanie Canberry związane jest z kłótnią pomiędzy Sydney i Melbourne, które z miast ma być stolicą Australii. Ponieważ nie można było znaleźć porozumienia, postanowiono wybudować nowe miasto mniej więcej pośrodku dwóch skłóconych metropolii.
Cóż, od strony wrażenia estetycznego można to miasto zaakceptować. Od strony ludzkiej, sztuczność bije z każdego kąta. Codziennością miasta są kangury, a raczej ich trupy na ulicach. Kangury do dzisiaj nie mogą się przyzwyczaić do tego, że na terenach na których żyły od dawna, teraj jeżdżą wielkie limuzyny z flagami różnych krajów. Nie mają wielkich szans w bezpośrednim starciu. Także pobicie właściciela domu przez agresywnego kangura objadającego się trawą w przydomowym ogródku nie są niczym zaskakującym.
Budynek nowego parlamentu robi duże wrażenie, a piękny trawnik na dachu, zwieńczony wielkim masztem flagowym o dość niecodziennej konstrukcji jest rzeczywiście wyjątkowy.
Mimo wszystko nie widzę powodu aby tam wracać raz jeszcze…
PS. Specjalnie dla Voya :) kilka zdjęć samolotów, choć nie wiem czy te roczniki są dla niego interesujące...