Podróż El Condor Express - Peru i Boliwia - Białe miasto i kolorowy klasztor - Arequipa



2010-05-03

Jestem wściekły i mam ku temu przynajmniej dwa powody. Jeden z nich to oznaki przeziębienia, które jest mi zupełnie do niczego niepotrzebne, a drugie to stwierdzone paprochy wewnątrz podstawowego obiektywu, co przy dłuższej ogniskowej i przymkniętej przysłonie daje widoczne ślady na zdjęciach. Trzeba będzie sporo popracować nad niektórymi fotkami przed publikacją. Trudno. A poza tym trzeba będzie wysłać obiektyw do serwisu, co oznacza zapewne miesiąc bez zdjęć… Jak sami widzicie mam poważne powody aby być WŚCIEKŁY.

AREQIUPA

Ale dość narzekania. Siedzę właśnie w lobby hotelowym w Arequipie i cieszę się nieco ograniczonym, ale jednak, dostępem do netu.

Do miasta dotarliśmy wczoraj około 22:30 czasu miejscowego po bardzo długiej i bardzo niewygodnej podróży. Na nasza pilotka odpowiednio przygotowała teren i pod pozorem poznawania wzajemnie naszych imion wypiliśmy w autobusie dwie butelki wody ognistej. Potem na stacji benzynowej znajdującej się mniej więcej w połowie drogi, dokonaliśmy napadu na sklepik i prawie cała wycieczka zakupiła „środki nasenne”. Po piwku i Cuba libre wykonanej z coli zero i kupionego peruwiańskiego rumu, usnąłem jak małe dzidzi, co w autobusie do tej pory praktycznie mi się nie zdarzało, i przespałem resztę drogi.

Podobno ominęła mnie jazda we mgle o konsystencji mleka, ale ponieważ dojechaliśmy na miejsce w całości, chyba nie było aż tak źle.

Hotel jest całkiem OK., choć także klasa turystyczna. Gdy dojeżdżaliśmy do miejsca przeznaczenia, Danusia, chyba nieco na wyrost zapowiedziała że mamy nocleg na samym placu głównym Arequipy, i mam wrażenie, że sama była nieco zaskoczona że jednak nie jest to ten hotel. Możliwe że oszczędności zmusiły biuro do zmiany lokalizacji, ale poza tym, że trzydzieści osób na śniadaniu kompletnie rozwaliło ich organizacyjnie, trudno się czegoś czepić. Jedyne co dzwoni gdzieś w pamięci, to wszechobecne w Australii i Nowej Zelandii czajniki elektryczne z zapasem herbaty w każdym hotelu. Jednak angole coś dobrego po sobie pozostawili…

Wstałem wcześnie i od 6:30 wypuściłem się na miasto. Portier co prawda uprzedzał mnie uprzejmie, że miasto jest jeszcze puste, a co za tym idzie może być niebezpiecznie – doprawdy nie wiem gdzie w tym logika, ale nie przejąłem się tym i poszedłem szukać „białego miasta”, jak nazywana jest Arequipa z powodu koloru dużej części budynków.

Szybkim krokiem w 5 minut byłem na placu głównym, który pokazał mi swój urok w porannym ostrym słońcu. Brak ludzi, cisza i piękne światło. To właściwie wszystko czego szukałem.

Za jednego sola udało mi się uniknąć czyszczenia butów, ale za to miałem okazję zrobić kilka zdjęć miłego pucybuta.

Na środku placu uciąłem sobie pogawędkę z dwójką rodaków, którzy dotarli właśnie do Arequipy nocnym pociągiem z Puno, co podobno według naszego przewodnika nie jest podobno możliwe... Pozostała część ich kilkuosobowej wycieczki poszła w gorod szukać noclegów. Wymieniliśmy się miło uwagami o Peru i poszliśmy w swoją stronę.

Zapamiętałem z ich opowieści, że Machu Picchu to jedna wielka porażka, tłumy ludzi spomiędzy których ledwie widać kamienne mury. Zobaczymy, może jednak nie będzie tak źle.

W międzyczasie byłem świadkiem dość zabawnej sceny, a mianowicie nagle na plac wjechał ciemnozielony autobus, z którego wysiadło kilkadziesiąt osób w policyjnych mundurach „poilicia traffica” i rozeszło się po mieście. Wyglądało to jak wycieczka szkolna w Krakowie. Ale policja i służby porządkowe wszelkiego rodzaju są w Peru wszechobecne. Przyznam, że daje to spory komfort psychiczny i powoduje, że nie czuję dużego strachu o dobra osobiste. Jakaś niepewność jest, ale to chyba dobrze dla ogólnego bezpieczeństwa.

Po sesji na placu, przemykając się pośród pomalowanych na żółto taksówek marki Daewoo Tico (może się nieco inaczej nazywają, ale to ten sam samochód), dotarłem do kościoła franciszkanów. Kilka zdjęć wulkanów tworzących wspaniałe tło dla zabudowań Arequipy i niestety trzeba wracać aby wtłoczyć się w zorganizowaną część zwiedzania.

Po śniadaniu sprawnie wyruszyliśmy na zwiedzanie miasta. Ponieważ należę do ludzi, którzy byliby gotowi zapłacić przewodnikowi za to aby NIE POKAZYWAŁ kolejnego kościoła, kaplicy czy katedry, pominę tę część zwiedzania milczeniem.

Wyjątkiem jest KLASZTOR SANTA CATALINA - postanowiłem wyłączyć go do osobnego punktu opisu.

  • katedra
  • kościół
  • podcienie na rynku
  • katedra
  • pierwsi mieszkańcy
  • pucybut
  • cienie
  • policja o poranku
  • rynek
  • fontanna
  • fontanna
  • dzwonnica
  • deptak
  • ulica
  • kościół
  • wulkan
  • śmieciopłatki
  • kwiatki
  • do szkoły
  • pierwszy dzień
  • sprzątanie
  • marzenie
  • tabliczka
  • niebiesko-biało