Podróż El Condor Express - Peru i Boliwia - Święta Dolina - twierdza w Pisaq



2010-05-08

CUSCO - ŚWIĘTA DOLINA RZEKI URUBUMBA – Valle Sagrado

Tak więc cofam się w czasie o dwa dni. O ósmej rano, jak zwykle bardzo punktualnie podjechał nasz autokar. Pojechaliśmy zwiedzać Świętą Dolinę Inków, którą już mieliśmy częściowo okazję zobaczyć podczas przejazdu do Machu Picchu. Tym razem zaczęliśmy od górnej partii doliny, od miasta Pisaq. Kompletnie nie wiedzieliśmy czego się spodziewać, tym bardziej że byliśmy świeżo po zwiedzaniu Machu Picchu, które jak dla mnie było topowym przeżyciem. Dolina położona jest na wysokości od 2400 do 3000 mnpm, co niestety naraża już na ataki moskitów, szczególnie w niższej części. Ciasny (ale to już zaakceptowałem) i niestety bez nawiewu (afera), autokar wywiózł nas z Cusco i mogliśmy się napatrzeć do woli na piękne ośnieżone szczyty Andów. Część załogi przysypiała…

Dość niespodziewanie autokar zatrzymuje się na punkcie widokowym z którego widać daleko w głąb doliny. Niestety to co mnie zdziwiło od początku, widoczność w Andach nie jest idealna. Wręcz przeciwnie, szczególnie do popołudnia utrzymuje się cały czas widoczne zamglenie. Liczyłem na krystalicznie czyste powietrze, a tu taka niespodzianka. Po obowiązkowych fotografiach i przejściu standardowej ścieżki zdrowia, ruszamy dalej do Pisaq. Mamy tam zwiedzić ruiny miasta-twierdzy Inków położone ponad miastem, a potem zaatakować największy w regionie indiański targ.

CUSCO – PISAQ

Autobus wspina się zakrętami drogi położonej na stromym zboczu i za kolejnym zakrętem ukazuje nam się wspaniały widok na twierdzę. Jestem zaskoczony, jak zresztą chyba większość wycieczki. Machu Picchu zachwyca wspaniałym położeniem wpasowane w przełęcz pomiędzy dwoma szczytami. Za to Pisaq powala rozmiarem. Kilkanaście, a może nawet więcej niż dwadzieścia szerokich tarasów opada po zboczu góry pełniąc rolę zarówno uprawną jak i ochronną dla fortecy i świątyni znajdujących się pod szczytem góry. Widok jest wspaniały.

Niestety przyjemność kontemplacji psują dwie rzeczy. Po pierwsze upał, w słońcu na skałach jest moim zdaniem spokojnie 28-30 stopni i niestety atakujące moskity. Wzięliśmy tym razem ze sobą Off Maxi, jednak te parszywe stworzenia zdają się zupełnie nie zwracać uwagi i jestem znowu boleśnie pogryziony. Podobnie zresztą jak większość wycieczki. Mimo upałów warto mieć na sobie długie spodnie i koszulę z długim rękawem. Trudno, trzeba swoje pocierpieć.

Dalej idziemy na dość długi, bo trwając ponad 1,5 godziny spacer wąską ścieżką wijącą się po zboczu góry. Twierdza Pisaq ma dwa centra. Jedno to sama twierdza wraz z instalacjami do gromadzenia zapasów i wody spływającej z okolicznej góry, a drugie to świątynia słońca położona po drugiej stronie wzniesienia, nieco niżej niż twierdza. Ścieżka okazuje się bardzo wymagająca dla większości wycieczki.

O ile w Machu Picchu nie było konieczności chodzenia w butach do wspinaczki, to tutaj dobre trekkingowe buty są niezbędne. Danusia uprzedzała o tym, więc tym bardziej dziwi widok niektórych osób ubranych w lekkie sandałki i poruszających się z widocznym trudem po wąskiej ścieżce. Gdybym miał ją do czegoś porównać, to chyba do drogi nad reglami w Tatrach, która miejscami jest eksponowana, jednak biegnie po zboczu raczej po płaskim.

Idąc ścieżką mamy cały czas piękny widok na tarasy leżące pod nami na zboczu góry, a czasami przekraczamy jakieś umocnienia służące zapewne celom obronnym. Widoki powodują, że tempo marszu jest bardzo wolne, ponieważ w wielu miejscach prawie każdy chce zrobić pamiątkowe zdjęcie. Wraz z Witkiem zamykamy raczej pochód czatując na okazje do zdjęć bez uczestników naszej wycieczki.

Po około 40 minutach marszu docieramy do dość dobrze zachowanej świątyni słońca. Wszędzie widać znak firmowy Inków, a mianowicie doskonale dopasowane do siebie głazy. Nie potrafię sobie wyobrazić jak można było tak dokładnie je obrobić, szczególnie, że nie są cięte "równo", ale mają różne zakrętasy i nierówność. Podobno było to robione celowo, ponieważ taki mur jest bardziej wytrzymały w wypadu trzęsień ziemi.

Kręcimy się po świątyni i wchodzimy na niewielki szczyt skąd rozciąga się piękny widok i na dolinę i na świątynię. Teraz trzeba dostać się z powrotem do autobusu. Pomimo tego, że w Pisaq są dwa miejsca w których parkują autokary, zwykle wyjeżdża się na wyżej położony, a potem schodzi do dolnego parkingu, jest całkiem sporo podchodzenia.

Okazuje się, że w najniższym punkcie wędrówki jesteśmy znacznie poniżej poziomu autobusu, na moje oko jakieś 50 metrów. Niby niewiele, ale w lejącym się z nieba upale (przypominam że tutaj jest zima), jest to dla niektórych spore wyzwanie. Po jakichś 20 minutach wspinaczki docieramy zdyszani na parking, gdzie z wielką radością wychylamy po dwie szklanki soku pomarańczowego (po 2 sole za szklankę) przygotowywanego na miejscu przez Indianki.

Mają bardzo zabawną maszynę do obierania skórki z pomarańczy, co wykorzystuje Danusia i robi z niej bardzo zabawny i naturalny naszyjnik. Sok jest cudownie chłodny ponieważ owoce trzymane są w wiadrach z zimną wodą i znakomicie orzeźwia po wspinaczce.

Ogólne wrażenie jest bardzo dobre. Rozległość i dobre zachowanie zabudowań robią wielkie wrażenie, nawet po wizycie w Machu Picchu

Jakoś nie słyszałem wcześniej o twierdzy Pisaq, a jestem skłonny stwierdzić, że ogólnym wrażeniem nie ustępuje Machu Picchu. Podstawową różnicą jest tajemniczość Machu Picchu i jego położenie. Ale za to Pisaq jest łatwiejsze do zwiedzania...

Zdecydowanie warto zobaczyć.

Targ w Pisaq

Ruszamy w kierunku targu w Pisaq i w autobusie czuje się narastające podniecenie. My także mamy chęć na zakupy niewielkich prezentów.

Targ mnie nieco rozczarował. Stoisk jest rzeczywiście bardzo wiele, a przy głównej alei obsługują także Indianie (rodzaj męski - rzadkość) i Indianki przebrane w kolorowe stroje regionalne, ale zawartość straganów jest dość monotonna.

Zresztą są to już kolejne stragany więc nic nowego nas nie zaskakuje. Widać pewną specjalizację i np. w rejonie Machu Picchu jest więcej wyrobów z kamieni, a w Pisaq więcej materiałów. Ale ogólnie mniej więcej to samo.

Zaskakuje nas niewielka liczba turystów, co zresztą potwierdza później Danusia. Chyba kryzys jednak osłabił zapędy zwiedzania świata i w mniej popularne rejony przyjeżdża po prostu mniej turystów.

Mnie najbardziej interesuje część targu związana z handlem owocami, warzywami i mięsem. Kolory atakują z każdej strony, a ciekawe warzywa budzą zainteresowanie. Jest gorąco i lepiej jest chodzić w cieniu, ale jak zwykle, po 45 minutach wycieczka w komplecie melduje się w autobusie.

Kolejny cel naszej podróży to twierdza Ollantaytambo położona w miejscowości o takiej samej nazwie.

  • dolina
  • urubamba
  • chmurka
  • esy-floresy
  • przedmurze
  • tarasy
  • twierdza
  • twierdza
  • kamień na kamieniu
  • dolina Urubamby
  • schody, schody
  • dolina Urubamby
  • pozostałości
  • wieża strażnicza
  • 500m
  • krąg słońca
  • zimny soczek
  • kapelusz
  • malarz
  • liczenie
  • słodkie sny
  • smacznego
  • mieszanka
  • kolby
  • natura
  • natura
  • waga
  • Pani Ząbek
  • Pan Ząbek