Podróż El Condor Express - Peru i Boliwia - droga do Machu Picchu



2010-05-07

CUSCO

No i jesteśmy w hotelu w CUSCO. Nie wiem dlaczego, ale ten dzień trwał w nieskończoność. Nie była to najdłuższa podróż autokarem, ale może dlatego że na taką skalę ostatnia, dłużyła się straszliwie.

Nasz hotel nazywa się Agustus (nie mylić z Augustus) i jest położony na peryferiach Cusco (tak piszą tę nazwę miejscowi i tego będę się trzymał). Z zewnątrz przyznam że nieco się przeraziłem. Danusia co prawda uprzedziła, że hotel w środku wygląda znacznie lepiej niż na zewnątrz, ale dopiero po otwarciu drzwi do pokoju nieco się uspokoiłem. Średnich rozmiarów pokój z dużym łóżkiem, lodówką i czystą łazienką. Czego jeszcze można chcieć? Doświadczenie Puno uczy, że można chcieć aby było ciepło.                  I JEST!

Boję się, że jest aż za ciepło, a klimy nie widzę. Ale jestem zrzęda :), narzekałem że za zimno w Puno, a teraz obawiam się że za ciepło. Cóż jestem jaki jestem jak powiedział klasyk.

W KIERUNKU MACHU PICCHU

Pobudka o piątej rano i wyjazd o 6:20. Jak się potem okazało, moim i nie tylko zdaniem, zupełnie niepotrzebnie tak wcześnie wstaliśmy i wyjechaliśmy z hotelu. Ale o tym później. Także na boku zostawię kwestię autokaru którym poruszaliśmy się w Cusco i okolicach, bo to jest na razie największa porażka biura organizującego wyjazd.

Poranek nie należał do najmilszych nie tylko z powodu wczesnej pory, ale bardzo złego samopoczucia kilku osób. Problemy żołądkowe na dużą skalę. Groziło nam przez chwilę, że zostaniemy w hotelu, a jak się potem okazało byłaby to poważna strata. Do tej pory, nie było problemów gastrycznych pomimo tego, że nie stosowaliśmy się do zaleceń jakie podają przewodniki. Jedliśmy surówki, surowe owoce w sałatkach, piliśmy wyciskane soki z owoców itp. Nic się nie działo. Ponieważ na kolację zjedzoną poprzedniego dnia każde z nas zamawiało coś innego, raczej nie ona była przyczyną. Po dochodzeniu, ustaliliśmy że największym podejrzanym był lunch jedzony podczas trasy z Puno do Cusco.

MACHU PICCHU – podróż

Ale wracamy do Inków i ich Machu Picchu. Podróż jest dość skomplikowana. Oczywiście przy założeniu, że nocuje się w Cusco, a nie w jednym z miast po drodze, co znakomicie skróciłoby podróż. Zapewne koszt podróży jest także czynnikiem decydującym o wyborze sposobu dotarcia na miejsce. Po wpakowaniu, czy raczej upchaniu się do bardzo niewygodnego, ciasnego i niestety dusznego autobusu, dostaliśmy od Danusi nasze paszporty (potrzebne czasami do wejścia do MP) i komplet imiennych biletów na pociąg, autobus i potem na wejście do MP. Podróż z Cusco do Ollantaytambo (właśnie rzuciłem okiem na przezornie zrobione zdjęcie z nazwą miejscowości, bo jest nie do zapamiętania) trwa około 1,5 godziny. Podróżuje się najpierw nieco w górę, potem dość płasko (piękne widoki na ośnieżone Andy we wschodzącym słońcu), a potem ostro z górki na pazurki do doliny Inków, najpierw miejscowość Urubamba a potem właśnie Ollantaytambo. Ta ostatnia miejscowość jest już na wysokości ok. 2800m, to jest prawie kilometr niżej niż Cusco. Tam wsiadamy do turystycznego pociągu Perurail pomalowanego na niebiesko w żółte pasy i jedziemy dalej do Aguas Calientes, czyli miejscowości znajdującej się na dnie doliny. Ponieważ bilety są imienne, procedura wsiadania do pociągu jest dość długotrwała więc nie należy lekceważyć konieczności przybycia co najmniej 20 minut przed odjazdem. Polecam spróbowania doskonałej kawy w małym barze na peronie dworca - ZNAKOMITA!

PRZEJAZD

Przejazd pociągiem trwa następne 1,5 godziny. Spodziewałem się znacznie ciekawszych widoków za oknem. Czasami coś widać, ale poza spienioną ale niestety zanieczyszczoną Urubambą (rzeka także się tak nazywa), niezbyt wiele się dzieje. Za 6 soli można w pociągu kupić całkiem niezłe piwo Cusquenia, drobne przekąski czy nawet kanapki. Te ostatnie kończą się bardzo szybko, ponieważ co prawda śniadanie w hotelu było przygotowane na czas, ale nie wszyscy mieli na nie tak wcześnie apetyt.

Spędzamy czas rozmawiając z dwoma bardzo miłymi Amerykankami (matka i córka), które przyjechały do Peru na ślub syna starszej z Pań z Peruwianką. Wymieniamy kilka uprzejmości i od czasu do czasu ze dwa zdania. Zrozumienie przyczyny sporej tuszy matki rozumiemy, gdy zaczyna jeść swoje śniadanie. Nie wiem, czy pierwsze czy drugie. Otóż córka wyjmuje z plecaka duży słoik masła orzechowego i kilkanaście niewielkich placuszków (pancakes). Za pomocą wydobytego także z torby noża, starsza pani smaruje masło orzechowe na grubość palca i ze smakiem zjada. Cóż, to chyba nie jest zdrowe żywienie.

W miłej atmosferze dojeżdżamy do Aguas Calientes (ok. 2000 mnpm), gdzie przechodzimy przez kolejną peruwiańską ścieżkę zdrowia, czyli targ składający się z kilkudziesięciu straganów o różnej lecz w sumie dość monotonnej zawartości. Wszelkie rękodzieło, chyba najbardziej zróżnicowana oferta z jaką się spotkaliśmy podczas pobytu w Peru.

Na razie nie ma czasu na zakupy i szybkim krokiem przechodzimy do stanowiska z którego odjeżdżają autobusy na Machu Picchu, które leży jakieś 400m wyżej na niewielkiej przełęczy pomiędzy szczytami Machu Picchu i Wayna Picchu. Można tam dojść na piechotę, jednak zdecydowanie nie polecam takiej drogi bez przygotowania. Jedziemy autobusem, który w ciągu mniej więcej dwudziestu minut pokonuje trasę do wrót miasta. Obecnie sytuacja na przystanku autobusowym to jest super standard. Kolejka turystów pilnowana przez obsługę, która także steruje podjazdem kolejnych busów, powoduje że wszystko odbywa się spokojnie i bez nerwów. Autobusów na tej trasie kursuje kilkanaście bądź kilkadziesiąt, więc nie ma praktycznie żadnego czekania. Autobusy są wygodne – znacznie lepsze niż ten którym jechaliśmy z Cusco, w końcu co Mercedes to Mercedes, i ewidentnie przygotowane do ekstremalnej podróży w obie strony.

Ładujemy się do dwóch kolejnych autobusów i jedziemy w górę. Droga jest bardzo ekstremalna. Oczywiście gruntowa i bardzo wąska, a miejscami z jednej strony ściana, z drugiej przepaść. Pnie się zakosami pod górę, a kierowca dokonuje czasami cudów zręczności, aby w tumanach kurzu wyminąć autobus zjeżdżający z góry. Dawka emocji bardzo duża, ale adrenalina w oczekiwaniu na widok MP chyba jeszcze większa, więc podróż przebiega dość szybko.

  • poranek
  • uwaga!
  • ostatnie zakupy
  • wagony
  • wsiadamy
  • pociąg
  • mijanka
  • ruiny Inków
  • stacja kolejowa
  • Aguas Calientes z góry
  • już za rogiem
  • Andy