Podróż El Condor Express - Peru i Boliwia - Cień Wirakocha - droga do Cusco



2010-05-06

DROGA DO CUSCO – grobowce w SILLUSTANI

Wracam z narracją mniej więcej do czasu rzeczywistego, ponieważ nasz autokar przedziera się przez bardzo zatłoczone uliczki miasta Juliaca. Tu skręcimy na drogę prowadzącą przez przełęcz na wysokości 4300 m w stronę CUSCO.

Mniej więcej dwie godziny temu zwiedzaliśmy Sillustani, czyli wioskę słynącą z dosłownie wykopanych z ziemi grobowców pochodzących z czasów Inków, a także z czasów preinkaskich, gdy tereny te zamieszkane były przez ludzi z plemienia Collas.

Wioska składa się dosłownie z kilku chałup położonych nad pięknym jeziorem do których prowadzi asfaltowa droga. Oczywiście nie może zabraknąć targu w którym zatrzymamy się w drodze powrotnej. Na razie wspinamy się stromymi kamiennymi schodami na wzgórze znajdujące się na półwyspie wcinającym się w jezioro. Nad nami widać już ostro zarysowane na tle błękitnego nieba słupy grobowców.

Grobowce powstały na terenach wcześniej opanowanych przez kulturę Tiwanaku i mają złą i okrutną historię. Otóż w tamtych czasach panował zwyczaj, że gdy umierał mężczyzna będący głową rodziny, wraz z nim musiała umrzeć jedna z jego żon wraz z dziećmi (a miał ich zwykle wiele – żon oczywiście). Mężczyzna nie mógł w końcu sam udawać się w zaświaty. Nie zostało nam przekazane na jakiej zasadzie wybierano nieszczęśników. W każdym razie po wyborze urządzano wielką imprezę na której skazańcy byli pojeni alkoholizowanym napojem ze sfermentowanej kukurydzy (chicha), a jeśli to było za mało i byli zbyt świadomi, dawano im wyciąg z liści coca. Potem w zależności od regionu, skazańcy byli duszeni (bardziej humanitarna wersja) bądź ich głowy były rozbijane specjalnymi młotami. Po zakończeniu tego etapu, ciała były mumifikowane i zamykane w kamiennych grobowcach o kształcie wież wysokich na 6-8 metrów. Same grobowce były wykonywane różną techniką, albo z nieobrobionych kamieni (wcześniej), albo ze starannie obrabianych bloków, układanych następnie w okrągłe wieże. Znowu skrajne okrucieństwo z naszego punktu widzenia, a dla nich coś normalnego i oczywistego. Jeszcze rzut oka na wieże strzelające w niebo, a widok ten budzi jakieś mroczne uczucia i wracamy do autokaru.

DROGA DO CUSCO – domostwo Indian

Po szybkich zakupach na straganach jedziemy kilka minut i zatrzymujemy się w typowym lokalnym gospodarstwie.

W środku mam podobne wrażenie jak wcześniej na pływających wyspach. Taka cepelia dla turystów. Być może oni rzeczywiście żyją w tych domkach, jednak nasz przewodnik rozmawiał głośno przez komórkę tuż przed naszym wyjazdem z Silustani i sądzę, że rodzina Indian odpowiednio przygotowała się na nasz przyjazd.

Jak zwykle w tych rejonach można zobaczyć hodowlę świnek morskich i nieco dziwnie się robi na myśl, że wylądują na talerzu. W środku oczywiście niewielkie stoisko z pamiątkami a na murku gotowane ziemniaki z pysznym serem. Robię kilka zdjęć do kolekcji starając się bardzo aby nie uwieczniać naszej wycieczki i jedziemy dalej

Przekroczyliśmy niedawno drugą co do wysokości przełęcz na naszej trasie – ponad 4300m. Tym razem bez jakichś rewolucji. Oczywiście stragany, oczywiście fotografie za jednego sola, albo solo, albo z barankiem, z małą lamą, z siostrzyczką, z braciszkiem, z… nie wiem jeszcze czym. Inwencja Indian i egzotyka bierze górę ponownie.

Po kilkunastu minutach ruszamy dalej i po czterdziestu minutach jazdy stajemy na lunch. Obiecywałem sobie, że zaczynam dietę, ale po raz kolejny nie dotrzymałem obietnicy. Jedzenie jest tutaj po prostu dobre, choć wołowina czasami nieco twarda.

DROGA DO CUSCO – świątynia boga Wirakocha

Po pół godzinie docieramy do miasteczka Racchi, które na pozór wygląda jak każde inne mijane po drodze. Jednak za wysokimi inkaskimi tarasami które skutecznie blokują widok, znajdują się pozostałości dawnej twierdzy Inków, a także resztki świątyni boga bogów Inków, czyli Wirakocha. Być może pamiętacie, że Limie piłem kawę wirakocha, która była bardzo dobra, ale może nie była to kawa wszystkich kaw. Ruszamy na zwiedzanie.

Kilkunastometrowej wysokości resztki ścian świątyni dają wyobrażenie o jej oryginalnych rozmiarach. Miała ponad 100 metrów długości. Ciekawy jest sposób budowy ścian. Od dołu podstawę tworzą trzy rzędy perfekcyjnie obrobionych i dopasowanych do siebie głazów – znak firmowy Inków. Reszta ścian budowana była z cegły adobe, do której poza gliną, piaskiem i trawą, dodawano sok z kaktusa. Powodowało to, że materiał pomimo tego, że był po wysuszeniu na słońcu twardy, zachowywał sporo elastyczności, co znakomicie sprawdzało się na terenach sejsmicznych. Poza tym, w razie zniszczeń stosunkowo łatwo było to odbudować.

Wrażenie robią także pozostałości po magazynach, które miały postać okrąglaków o średnicy około 10m i wysokości 5m, przykrytych spadzistym dachem ze strzechy. Takich magazynów na żywność, odzież, uzbrojenie i wszystko co potrzebne do życia przez czas oblężenia było chyba kilkadziesiąt. Próbując zrobić jakieś ciekawe zdjęcia co nie jest proste w przypadku kamiennych gruzowisk a także z powodu nisko leżącego słońca, przechodzimy do zbiorników na wodę i łaźni. Trzeba przyznać, że Inkowie wiedzieli jak tworzyć fortecę i jak ją zabezpieczyć na długą walkę. Skierowali wodę z kilku potoków spływających z gór do specjalnego podziemnego zbiornika na wodę, z którego można było czerpać ją przez długi czas zarówno do picia jak i do celów sanitarnych. Przy zbiorniku znajduje się nieźle zachowana łaźnia. W zachodzącym słońcu prawie widzimy dumnych inkaskich wojowników przechadzających się na resztkach murów obronnych położonych na otaczających miasto wzgórzach.

Ale czas wracać. Oczywiście zaliczamy typową straganową ścieżkę zdrowia. Zwracam jedynie uwagę na inne stroje Indianek (oczywiście facetów nie uświadczysz, podobno głównie odpoczywają w domach czekając na żony…), które tym razem mają kolor purpury, a na głowach oprócz tradycyjnych kapelusików, mają także rodzaj płaskich kapeluszy, które kojarzą mi się z rycinami przedstawiającymi dawnych chińczyków. Takie płaskie odwrócone talerze w kolorze czarnym ze zdobieniami wiązane pod brodą. Coś nowego.

Wracamy do autobusu i śpieszymy się bardzo aby zdążyć przed siedemnastą do kolejnego bardzo ciekawego (podobno) kościółka w miejscowości Andahuaylillas. Chyba pozostanę przy oględzinach zewnętrznych, bo budownictwo sakralne średnio mnie interesuje. Ale jeśli ktoś lubi, to na tej wycieczce ma moc wrażeń zapewnioną.

DROGA DO CUSCO – kościółek w ANDAHUAYLILLAS

Zaraz pójdę pod prysznic, ale jeszcze kilka zdań o końcowej części naszej podróży. Dziwnie się czuję, bo piszę o czymś czego nie mogłem uwiecznić na zdjęciach, ale jakoś spróbuję.

Nie bardzo lubię przyznawać się do błędów (któż to lubi) ale muszę odszczekać moje kąśliwe uwagi pod kątem kościółka który mieliśmy zwiedzić. Kościółek pod wezwaniem św. Piotra, nazywany „peruwiańską Kaplicą Sykstyńską” powalił mnie na kolana. Jest po prostu piękny. Z zewnątrz nie dałbym za niego złamanego grosza, ale w środku…

Zacznę od ołtarza. Wysoki na co najmniej 10 metrów i szeroki na 5-6, wykonany w całości z cedrowego drewna pokrytego 24-karatowym złotem. Do tego tabernakulum wykonane z czystego srebra wydobytego z gór Peru. Cały ołtarz jest przestrzenny i sprawia wielkie wrażenie. Kolejnym elementem jest sufit pokryty wzorami w stylu arabskim. Część nad ołtarzem jest oryginalna, a wzory na suficie nawy głównej zostały odtworzone później. Piękne ornamenty w kolorystyce niebiesko – czerwono - zielonej robią wrażenie. Na ścianach widać resztki pięknych fresków ale w stanie wymagającym renowacji, na co niestety nie ma dość pieniędzy. Jak pewnie zorientowaliście się nie jestem fanem sztuki sakralnej, ale ten kościółek jest po prostu piękny. Zdecydowanie warto go obejrzeć. Niestety nie można było robić zdjęć więc poprzestanę na powyższym opisie.

Jutro rano wczesna pobudka, więc na razie kończę i idę pod prysznic.
  • grobowiec
  • kamień na kamieniu
  • uprawy
  • krąg słońca
  • ząb czasu
  • panorama
  • lamy
  • kuchnia
  • domek
  • przekąski
  • brama
  • świnki hodowlane
  • brama do wieczności
  • cisza
  • krzyże
  • handel na wysokościach
  • owieczka
  • ściana Wirakocha
  • spichrze
  • świątynia
  • targ
  • zachód
  • plecak
  • rynek