Podróż El Condor Express - Peru i Boliwia - Chivay - nierówna walka



2010-05-04

CHIVAY c.d.

Zaraz przy miłym rynku znajduje się sporych rozmiarów hala targowa gzie na dziesiątkach stoisk można do woli kupować pamiątki. Widać jednak, że centrum nie jest nastawione wyłącznie na turystów. Można trafić na warsztaty szewskie, kaletnicze, naprawę sprzętu RTV, a także na polowe kuchnie, z których zręcznie Indianki serwują bardzo miło pachnące jadło. Zwykle jest to ryż i mięso kurczaka w aromatycznym sosie. Do tego jakieś tajemnicze stoiska w których Indianka nalewa do szklanek napar (być może z liści coca), dolewając do niego wiele dodatków. Po obfitym lunchu nie jestem niestety głodny i kuszę się jedynie na churros za 1 sola, czyli coś w rodzaju podłużnych pączków posypanych cukrem pudrem. Są znakomite.

Podczas sesji fotograficznej natykamy się na dość znaną w Polsce osobę, Panią Henrykę B. która także najwyraźniej jeździ śladami naszego premiera.

Większość Indianek nie ma nic przeciwko robieniu zdjęć im bądź ich pociechom, jednak oczekują niewielkiego napiwku. Zwykle 1 sol jest przyjmowany z wdzięcznością. W ogóle Indianki ubierają się pięknie i kolorowo, szczególnie interesujące są ich kapelusze.

Nie można tego powiedzieć o Indianach, którzy wdziewają zwykle spodnie od dresu i bardzo nieokreślone zarówno w kształcie i kolorze ubranie na górną część tułowia.

Jak zauważyłem, większość uczestników wycieczki fotografuje raczej właśnie Indianki, ale trudno się dziwić.

Po godzinnym pobycie zbieramy się z powrotem do hotelu. Jeszcze rzutem na taśmę, dzięki podpowiedzi kolegi z wycieczki, nabywam w lokalnym sklepiku specjalny alkohol służący jako dodatek do pisco sour. Zapewne znakomicie da się go zastąpić np. Jaegermeisterem, ale dla czystości sprawy za 12 soli nabywam niewielką buteleczkę.

Już o zmroku lądujemy w hotelu i …. No właśnie, w zasadzie nie ma co robić, a przynajmniej tak nam się wydaje. W hotelu nie ma nic specjalnego poza miłym lobby z kominkami, a w pokojach zimno. Włączamy grzejnik i opróżniamy połowę butelki bardzo dobrego argentyńskiego malbeca (nie polecam win peruwiańskich) i próbujemy jakoś zabić czas.

Okaże się potem, że picie alkoholu na wysokości 3800 m może mieć skutki uboczne, ale na razie spokojnie zabijamy czas oglądając film na laptopie. 

  • pomnik
  • tablica pamiątkowa
  • posterunek 3800
  • odbicie
  • mordo Ty moja
  • po-lamy
  • indianka
  • indianka
  • indianka
  • liście
  • szewc
  • hale targowe
  • coś
  • coś na ciepło
  • uczeń
  • indianka