Myśl o powrocie do Damaszku napawa nas dużą radością. Właściwie czujemy się trochę tak, jakbyśmy wracali do siebie, do domu. Mamy już zarezerwowany dobrze wspominany Ghazal Hotel, więc nie musimy martwić się o nocleg. Podróż z Ammanu tym razem trwa niewiele ponad 5 godzin.
Po Jordanii Syria wydaje nam się zielona i kwitnąca. To nic, że po wyjściu z autobusu nie możemy dogadać się z kierowcą taksówki. Nie rozumie naszej wymowy nazwy ulicy, przy której stoi hotel. Ale i tak wiemy, że tu nie zginiemy. Po karkołomnych wyjaśnieniach udaje nam się dojść do porozumienia. Przebijając się przez korek w centrum, trafiamy pod pomnik Salladyna przed głównym sukiem. Stąd już na piechotę docieramy do naszego hotelu. Po kąpieli ruszamy do miasta. Znów odwiedzamy lodziarnię w głównym suku. Potem szukamy małego dywanu jako pamiątki z podróży. Trafiamy do prażalni orzeszków. Sprzedający tu starszy pan częstuje nas migdałami i orzeszkami, obtaczanymi w różnych przyprawach. Wszystko jest znakomite. Kupujemy kilka rodzajów tych smakołyków. W drodze powrotnej kupujemy jeszcze tradycyjne mydła, wyrabiane z oliwy z oliwek.
Z zakupami postanawiamy jeszcze raz odwiedzić Meczet Umajjadów i odpocząć na jego dziedzińcu. Siadamy na połyskującej posadzce i obserwujemy pielgrzymów. Kiedy zbliża się zachód słońca, dziedziniec meczetu pustoszeje. W lśniącej posadzce odbijają się światła zapalonych reflektorów. Głos muezina zwiastuje koniec dnia. Wieczorem pijemy herbatę i soki z lemonek w knajpce przy urokliwej Sharia Suk Saroujah tuż za naszym hotelem. To miejsce, gdzie wieczorami spotykają się głównie turyści i syryjscy studenci. Jest tu wiele lokalnych knajpek, piekarnie, małe warsztaty.
Na drugi dzień rano wychodzimy z hotelu bez śniadania. W ramach porannego posiłku wstępujemy na herbatę do knajpki przy Suk Saroujah. W małej piekarni kupujemy ciepłe, niezwykle smaczne drożdżowe chlebki. Właściciel piekarni zaprasza mnie do środka, abym zrobiła zdjęcia. Posileni idziemy do Muzeum Narodowego. Po drodze odkrywamy nowe oblicze Damaszku: nowoczesne dzielnice z ciekawą zabudową, piękne kamienice z ogrodami, nowoczesne sklepy. W muzeum podziwiamy zbiory prehistorycznych figurek, pierwsze zapiski alfabetu, fragmenty tkanin odkrytych w grobowcach Palmyry. Obiad jemy w znanej nam już kebabowni ulicznej. Popołudnie spędzamy w knajpce przy Suk Saroujah, gdzie delektujemy się sokami z limonek. Pijemy ostatnią herbatę w Syrii i żegnamy gościnne miasto. Pozostaje nam już tylko spakować się przed odlotem. O północy przyjeżdża po nas zamówiona wcześniej taksówka. Przez nocne miasto, które nie śpi, jedziemy w kierunku lotniska.
Żegnamy z żalem świat, który jeszcze kilkanaście dni temu był obcy. W myślach wypowiadamy pełne nadziei "do zobaczenia".