Uwagi kulturoznawcze ;)
Nie mają tu ludzie telewizorów, ni radiów na ogół. Nie byliśmy w wielu mieszkaniach, ale że z ulicy widać wiele, to wrażenie jest nieodparte. Za to niemal wszyscy mają telefony komórkowe. I używają ich często. Widać, rozmowy muszą być bardzo tanie. Doładowania można kupić u sprzedawców z ręki czy nawet z motoru. No i jeszcze to – Lankijczycy często długo celebrują moment odebrania komórki. Gdy ktoś dzwoni, zwlekają z odbiorem, przypatrują się przeciągle, kto tam się dodzwonić próbuje, napawając się przy tym dźwiękami ustawionej w aparacie muzyczki.
Rzadko chodzi się tutaj w pełnych butach. Na ogół nosi się klapki, często chodzi boso. To oczywiste w tym klimacie. I przy tym poziomie życia.
Uprzejmość wobec kobiet się zdarza, a jakże. Właściwie jedyny jej przejaw, jaki do tej pory zaobserwowałem, to kiedy pani wsiądzie do autobusu, a miejsc wolnych nie ma, to uprzejmy pan… weźmie jej bagaż na swe kolana. Pani niech sobie stoi. Hm.
Jazda środkami masowego rażenia to nadzwyczaj tani sposób na sprawne przemieszczanie się, wobec którego nawet tuk-tuki wydają się dość drogie (np. za podróż z Kandy do Sigiriyi zapłaciliśmy po 82 rupie od głowy, a tuk-tukowiec chciał 4, no ostatecznie 3 tysiące rupii). Średni koszt przebycia 100 km pociągiem czy autobusem, to po przeliczeniu ok. 3 zł. Cudnie!
Niewygody takiego podróżowania są niewielkie. Autobusy wprawdzie wiekowe i zdezelowane, a jazda szaleńcza, ale zdecydowanie warto. Dziś byliśmy świadkami kłótni między dwoma kierowcami tutejszych „pekaesów”, gdyż jeden zajechał wyjazd z „dworca” tak, że unieruchomił wszystkich za nim. Oczywiście nie przejął się tym zbytnio, mimo poganiania donośnym trąbieniem. No co inny kierowca zdenerwował się srodze, a że oba jechały w tym samym kierunku, to trafił nam się festiwal złośliwości drogowej. Zajeżdżanie drogi uniemożliwiające wyprzedzenie, objeżdżanie stojącego konkurenta po chodniku, nieustanne trąbienie na siebie wzajem. Istne rodeo!
Wracaliśmy dziś z Anuradhapury autobusem dalekobieżnym. Różnica między takim, a zwykłym polega na tym, że ten nie zatrzymuje się co pięćdziesiąt metrów, ma mocniejszy silnik, przez co potrafi jechać szybciej, niż inni, a kierowca ma jeszcze więcej fantazji, niż pozostali. Rzadkie chwile na przerwy w trąbieniu oznaczają, że kierowca właśnie zmienia biegi, może odbiera telefon. Styl jazdy we wszystkich autobusach jest podobny: ostry ogień na tyle, na ile te maszyny potrafią i potem ostre, bezpardonowe hamowanie.
System sprzedaży biletów znany i już widziany, czyli wsiadasz, zajmujesz miejsce, o ile jest, a pomocnik kierowcy przychodzi do ciebie z kasą, czasem nawet fiskalną i inkasuje należność. Przy czym w ręce trzyma na ogół gruby plik już zebranych pieniędzy.
Dostaliśmy się zatem dziś za grosze do Anuradhapury i choć pierwotnie mieliśmy zamiar wypożyczyć rowery i objechać rozległy, interesujący nas teren, to po porównaniu ofert wybraliśmy objazd tuk-tukiem. Cena prawie jak za trzy rowery, a kierowca był jednocześnie naszym przewodnikiem, a tego już na rowerach byśmy nie mieli. Zatem zwiedzamy. Dagoba mała, duża, średnia, czasem ogromna, raz z betonu, innym razem usypana z ziemi bądź ulepiona z jakiejś gliny, tysiącletnia albo całkiem nowa, do wyboru, do koloru może mniej, bo są na ogół białe. Turystów zagranicznych niewielu. Poza kilkoma Chińczykami i niespodziewanie wycieczką z Polski (wiedzioną przez widzianego już przez nas w Kandy rezydenta Itaki bodajże) spotykamy w świętych miejscach jedynie pielgrzymów i szkolne wycieczki w jednakowych mundurkach.
Mimo powtarzalności, wszystkie te miejsca na pewno warto zobaczyć. No i stąpanie po gołych nawierzchniach nie było dziś uciążliwe, bo po pierwsze było pochmurno i choć duszno, to jednak przyjemnie, a po drugie chodziłem w skarpetkach, bo można. I pieprzone pęcherze nie dawały tak srodze znać o sobie.
Jedyny zawód, jaki nas tu spotkał, to najstarsze drzewo świata. Oczywiście nie oczekiwaliśmy żadnych cudów, ale powiedzmy sobie szczerze – wszystkie drzewa wokół, a były tego samego gatunku, wyglądały na starsze od akurat tego. Miało ponoć dwa tysiące lat. Pewnie się nie znamy. A może to ściema podobna do tej z najwyższym Buddą świata. Nie wiem, nie wiem, nie znam się, zarobiony jestem. Szału w każdym razie nie było. Wysnuliśmy teorię, że to prawdziwie stare drzewo stoi gdzieś opodal, ale dla odwrócenia od niego uwagi, okrzyknięto mianem najstarszego drzewa świata inny egzemplarz. Zdarzały się bowiem historie, i to już nie jest żart, że bezcenne i święte rzeczy były obiektem ataków terrorystycznych. Najbardziej znana historia to podłożenie bomby w 1998 roku w Świątyni Zęba Buddy w Kandy.
[doczytałem po powrocie, że to nie najstarsze drzewo świata, jak szumnie głosi się wszędzie, a niejako kontynuacja świętego drzewa pod którym kontemplował Budda; okaz ten pochodzi bowiem z nasion starego drzewa, które padło około półtora wieku temu, nie jest więc na pewno najstarszy, ale ma w miarę udokumentowane pochodzenie; podobnych świętych drzew, niekoniecznie najstarszych, jest w świecie kilka; eh, całe życie się człowiek uczy... głównie dystansu do np. tego typu rewelacji:) ]
Dowiedziałem się nieco o tuk-tuku z perspektywy użytkownika, a nie tylko pasażera. Jazda jest banalnie prosta. Jazda jak motocyklem, tyle tylko, że biegi zmienia się lewą ręką wraz z wciśnięciem klamki sprzęgła. Obie nogi można właściwie wystawić na zewnątrz, bo do jazdy nie są potrzebne. Jak zapewniał właściciel (choć chyba mocno przesadził, byśmy mieli wrażenie, że jazda tuk-tukiem naprawdę go dużo kosztuje; skłamał zresztą okrutnie, gdy pytałem o cenę paliwa, a to już mogłem sprawdzić), ma palić ok. 6 litrów mieszanki z olejem na 100km. Mocy kilkanaście koni mechanicznych. Może jechać nawet 80 km/h (w to to naprawdę szczerze powątpiewam). Ma cztery biegi i odpala się go pociągnięciem wielkiej wajchy. Nowy kosztuje 435.000 rupii, czyli ok. 4.000 $. Jest niezwykle popularnym środkiem transportu, taksówką, ciężarówką, pojazdem rodzinnym. Po Sri Lance jeździ ich ok. 3 miliony, podczas gdy zamieszkuje wyspę ok. 21 milionów ludzi. I wbrew nazwie rzadko robi ‘tuk tuk’. Tylko bardzo stare modele tak brzmią, inne przyjemnie mruczą.