Podróż Trzy miliony tuk-tuków... Sri Lanka - .............



2010-02-19

Przypomniało mnie się, że wczoraj mieliśmy niespodziewankę kulinarną w postaci świerszcza w misce ryżu (nareszcie jakieś robaczki do jedzenia;). Był to dość okazały egzemplarz, nieco spłaszczony. Marta odsunęła talerz z obrzydzeniem. No to będzie awantura! Zaczęliśmy się świerszczowi dokładniej przyglądać, no i, jak to w życiu bywa, świerszcz okazał się źle obranym warzywkiem typu cebula z kłączami tak splecionymi, że wszyscy z nas widzieli w tym owada. Taka tam zbiorowa paranoja, hipnoza czy inna sugestia.

Śmieci! Śmieci są wszędzie. To stały element krajobrazu. Koszów jest niewiele, jeśli już się trafią, to betonowe kręgi pełniące tę rolę. Sprzątających też jak na lekarstwo, sporadycznie w większych miastach. Jest natomiast zwyczajem powszechnym i nierażącym nikogo, że odpadki wyrzuca się, gdzie popadnie. Przez okno, pod nogi, za siebie. To, co organiczne – zjedzą psy, małpy i ptaki; reszta wala się po rowach niesiona wiatrem. Tak tak, Elizko, „to nie jest kraj dla czystych ludzi…”;)

Wokół hoteli i sklepów sprzątają ich pracownicy, grabiąc odpadki na sterty, a następnie je paląc. Tereny wspólne, czyli niczyje, czyszczą się same, czyli nie czyszczą. Odblaskowa kamizelka sprzątacza to widok wyjątkowy. Raz odnotowaliśmy przypadek, że ciągnik z przyczepą jeździł po posesjach i zbierał śmieci na pakę. Zapewne za niewielką opłatą. W piekarni sprzątacze dostali za usługę kilka ciastek.

Narodowi Sri Lanki przewodzi prezydent. Taki gruby, dobry wujek. Plakaty i naklejki z jego wizerunkiem atakują zewsząd. Często jawi się on niczym onegdaj dobrotliwy generalissimus Stalin w materiałach propagandowych – z dzieckiem na ręku, ze starszymi, nad którymi pochyla się z troską i zrozumieniem. Innym razem w nieskazitelnie białych szatach przechadza się po soczyście zielonych polach ryżowych, a w tle powstają drogi i budują się fabryki. Ten prymitywny typ marketingu politycznego nie przemawia do mnie w ogóle, a wręcz zraża taniością chwytów, ciekawiło mnie jednak, co o prezydencie sądzą sami Lankijczycy. I tu zaskoczenie! Nie razi nikogo, że człowiek ten pławi się w przepychu niewspółmiernym do poziomu życia na wyspie. Najważniejsze jest jedno – prezydent prowadzi skuteczną politykę antywojenną i za to jest uwielbiany. Jemu zawdzięcza się względny spokój i zawieszenie broni w trwającej od dwudziestu kilku lat bratobójczej wojnie. To on doprowadził w 2009 do ugody z separatystami tamilskimi. Dzięki niemu jest spokojniej i bezpieczniej. I to dla przeciętnego Lankijczyka jest najważniejsze i za to kocha on swojego prezydenta.

Swoją drogą pokój na Sri Lance ma swoją cenę. Na armię, zbrojenia i utrzymanie wojska wydaje się tu np. czterokrotnie więcej pieniędzy, aniżeli na oświatę. Policja i żołnierze są wszędzie, posterunki witają przybyszów na rogatkach każdej większej miejscowości. Kontrole to norma. Dziś znowu pasażerowie naszego autobusu musieli opuścić autobus, by żołnierze dokonali rewizji i przeszukali bagaże. Nas znowu nie tknięto. A dla miejscowych to norma, nikt nie obrusza się i nie protestuje. To przecież cena za pokój i poczucie bezpieczeństwa.

Ze skrzyżowania zabrał nas umówiony przez telefon dżip. No właśnie, dziś nie musieliśmy zrobić absolutnie nic, by zapewnić sobie nocleg. W ogóle jak się człowiek uprze, to można przewodnika nie wyciągać, by znaleźć miejsca na nocleg i do posilenia się. Kierowcy tuk-tuków i właściciele pensjonatów są doskonale skomunikowani i jedni drugich polecają turystom. Korzystają na tym obie strony.

Tuk-tukowiec nie ogranicza się do wciskania na siłę jednego hotelu. Oprócz obowiązkowego guestbook’a, ma zbiór wizytówek (do pokazania, nie do rozdawania) i zaproponuje ci coś, co będzie odpowiadało ci względem twoich oczekiwań, także cenowych. Zawiezie, byś obejrzał. Nie ma przymusu zdecydowania się na pierwszy pokazany obiekt. Nie podoba się ten? Ok., jedziemy szukać dalej, aż do skutku.

Z kolei hotelarz wypytuje o twoje plany. Masz konkretny pomysł na wycieczkę? Super, on załatwi transport. Nie masz pomysłu? Jeszcze lepiej. On ci coś zorganizuje, podpowie. Kompleksowa obsługa.

I nie jest to wcale kosztowna opcja, a na pewno opcja wygodna. Oszczędzasz cenny czas, a i tak nie wydasz więcej, niż gdybyś szukał na własną rękę. Sprawdziliśmy!

Warto się też targować. Nikomu to nie uwłacza, o ile rzecz się robi taktownie. A największe wrażenie robi sytuacja, gdy zadowoleni z usługi wypłacamy kwotę, którą na początku udało nam się zbić. Zdziwienie jest potężne. Sprawdziliśmy!

Przywiózł nas zatem dżip do spokojnego hoteliku, która prowadziła wielce sympatyczna Lankijka. Zaserwowała nam soki na powitanie, a potem niezwykle smaczny, domowy i dość wykwintny, jak na lokalne warunki, obiad. Klimat agroturystyczny. Swojsko, sielsko, anielsko.

Spacer po okolicach i wczesne spanko, bowiem jutro o piątej rano wyruszamy na safari do Parku Narodowego Yala. Może uda nam się ustrzelić egzotyczne zwierzę. Aparatem fotograficznym oczywiście.

  • dsc_1002__2_
  • 239887 - Tissa
  • 239888 - Tissa
  • dsc_1013__2_
  • dsc_1014__2_
  • 239891 - Tissa
  • dsc_1024__2_
  • 239893 - Tissa
  • 239894 - Tissa
  • 239895 - Tissa
  • 239896 - Tissa
  • dsc_1043__2_
  • 239898 - Tissa
  • 239899 - Tissa
  • 239900 - Tissa
  • dsc_1076__2_
  • dsc_1077__2_
  • 239903 - Tissa
  • csc_1090
  • csc_1093
  • 239906 - Tissa
  • 239907 - Tissa
  • 239908 - Tissa
  • 239909 - Tissa
  • 239910 - Tissa
  • dsc_1114__2_
  • csc_1119
  • dsc_1127__2_