Podróż Trzy miliony tuk-tuków... Sri Lanka - ............



2010-02-18

Dziś zaliczyliśmy pyszny spacer na Little Adam’s Peak (duży ciągle chodzi mi po głowie), jazdę na pace do Rawana Falls i wycieczkę do wielkiego na 15 metrów wzwyż Buddy wykutego w skale.

 

Kolejna garść spostrzeżeń:

- młodzi ludzie (i starsi też) w ogóle nie całują się w miejscach publicznych. Ba! Prawie nigdy nie chodzą trzymając się za ręce. Są strasznie powściągliwi, a może powściągnięci religią czy obyczajami, w okazywaniu sobie płomiennych uczuć. Luzu obyczajowego tutaj nie uświadczysz.

- płacenie w knajpie, hotelu czy innym miejscu zawsze kończy się skrupulatnym wydaniem reszty. Nawet jeśli powiesz stanowcze ‘dziękuję, reszty nie trzeba’, oni i tak zawsze przyniosą resztę skrupulatnie wyliczoną. Owszem, czasem doliczają 10% od razu do rachunku (na opieczętowanym blankiecie), czasem jednak nie doliczają nic i tipy zostawiać trzeba na stole pod talerzem, bo inaczej napiwku wręczyć się nie da. W każdym razie rozliczają się co do centa.

- lewa ręka jest brudna, prawa czysta. I nie jest to kwestia tradycji czy religii. Lewa ręka naprawdę jest brudna, bo służy do… mycia pupy po akcie fizjologicznym. No właśnie, miej ze sobą papier człowieku, gdy wchodzisz do toalety publicznej. Niepublicznej takoż. Tutaj się go nie używa; jest za to zawsze mały prysznic do spłukania pupy. I lewa ręka do jej podmycia. Z tego powodu wszelkie gesty wykonywane ręką brudną uchodzą za niegodne, a nawet obraźliwe. Wręczanie komuś pieniędzy czy machanie komuś – tylko prawą ręką. Boże broń cię od głaskania kogoś ręką lewą. A propos głaskania – dzieci lepiej nie głaskać w ogóle, a już zwłaszcza po głowie. Głowa uważana jest za najświętszą część ciała wedle buddyzmu. Tak jak stopy za najbardziej parszywą. Za to prawa ręką uchodzi za czystą, dlatego służy zwykle do jedzenia. Papier toaletowy i sztućce są dla Europejczyków.

Wczoraj wieczorem raczyliśmy się sprzedawanymi niemalże potajemnie drinkami o nazwach i recepturach znanych szeroko w świecie, natomiast tu sporządzanych wyłącznie na arracku, 33%-owym tanim trunkiem na frasunki. Zapomnij o ginie, wódce czy rumie w drinku. Piwo zaś podawano w specjalnych kożuszkach. Może też i po to, by butelka nie ociepliła się za wcześnie, ale raczej dlatego, by nie było serwowania alkoholi widać z ulicy, a knajpka była dość eksponowana. Wychowanie w trzeźwości. Karty drinków też nie było. Trzeba było zamawiać wyłącznie dogadując się z kelnerem.

Dziś za to wpadliśmy do lokalnej mordowni. Przesiadywali tu wyłącznie lokalsi. Niebezpiecznie nie było, klimatycznie na pewno tak. Wielu spożywało na miejscu, inni kupowali na wynos, jeszcze inni – to ciekawostka – przychodzili z własnymi butelkami czy manierkami, kupowali arrack i przelewali do własnych naczyń. Trza se w końcu jakoś radzić z tą prawie prohibicją.

  • 239853 - Wellawaya
  • dsc_0819__3_
  • 239855 - Wellawaya
  • dsc_0838__3_
  • dsc_0841__3_
  • csc_0851
  • csc_0855
  • csc_0864
  • 239861 - Wellawaya
  • 239862 - Wellawaya
  • 239863 - Wellawaya
  • dsc_0904__3_
  • dsc_0906__3_
  • 239866 - Wellawaya
  • csc_0915
  • 239868 - Wellawaya
  • dsc_0926__2_
  • dsc_0927__2_
  • dsc_0931__2_
  • 239872 - Wellawaya
  • dsc_0939__2_
  • 239874 - Wellawaya
  • 239875 - Wellawaya
  • dsc_0951__2_
  • 239877 - Wellawaya
  • 239878 - Wellawaya
  • csc_0964
  • 239880 - Wellawaya
  • dsc_0968
  • 239882 - Wellawaya
  • csc_0981
  • 239884 - Wellawaya
  • dsc_0994