2006-11-07

Spod Casa de Africa, włócząc się wąskimi uliczkami, trafiliśmy na Plaza de Armas, otoczony jednymi ze starszych budynków w mieście. W jednym z nich znalazłem dużą księgarnię, w której oprócz książek, było też kilka stojaków z płytami. Znalazłem jedną ze znaczkiem ostrzegającym przed ostrymi tekstami, który w czasach mojej młodości był dla mnie wyznacznikiem dobrego grania, a dziś, nadużywany, trochę śmieszy. Chociaż po bliższym przyjrzeniu... Przepraszam, nie ostre teksty... Ostrzeżenie przed "kubańską zawartością". No ale skoro płyta Telmary jako jedyna jest w ten sposób oznaczona, to musi na niej być coś szczególnego.

...i owszem. Teksty wprawdzie nie do końca łapię, ale muzyczka, która jest mixem wszystkiego ze wszystkim, a generalnie wpisuje się w stylistykę ambitniejszego jazz/hip-hop'u, jest ciekawa... Może nie powala, ale zdecydowanie warto posłuchać. Moje ulubione numery z tej płyty to "Ves" i "Sueño brujo" z gościnnym udziałem Ojos de Brujo.

W końcu, po prawie dwóch dniach (!!!) przełamałem niemoc w zdobywaniu tubylczych nagrań. Moje serce zalała fala radości i zgodziłem się wrócić w okolice Plaza San Francisco, gdzie wypatrzyliśmy taką, nie do końca turystyczną ale i nie zupełnie lokalną, knajpkę.

La Marina, o czym jeszcze nie wiedzieliśmy, miała stać się naszą przystanią na kilka najbliższych dni. Wymieniona w przewodnikach, ale z niezbyt pochlebną opinią, la Marina to w zasadzie ogródek, od świata odcięty metalowymi kratami i ścianą roślinności zarastającej też niemal całe sklepienie, co daje cudowny efekt chłodzący. Poza tym, mają tu lodowato zimne piwo i sympatyczne kelnerki, więc ogólnie duży pozytyw.

Kiedy zasiedliśmy do browarka i zaczęły się jęki jak to gorąco i parno, że najlepiej się wcale nie ruszać... Ja przypomniałem sobie drogę do dwóch sklepów muzycznych, które namierzyłem wczoraj, gdy wieczorem poszukiwaliśmy knajpy. Jeden z nich był w miarę blisko, tzn. musiałem "tylko" przejść cała Starą Hawanę - od Zatoki nad którą właściwie się znajdowaliśmy, do Kapitolu plus kilka kroków. Z drugim był problem, bo był aż w Centro Habana. Próbowałem namówić ekipę do spacerku, ale nic z tego. Uparli się i już. Ruszyłem więc sam.

Pierwszy sklep okazał się kompletną klapą. Raz, że musiałem stać w kolejce, żeby do niego wejść - wewnątrz nie mogło przebywać jednocześnie zbyt wiele osób; dwa, w środku było tak cholernie zimno, że po chwili, cały spocony, zacząłem się dosłownie trząść; i trzy, mimo jako-takiego wyboru płyt, zainteresowanie i pomoc ze strony ekspedientek była żadna. Olać socjalistyczny handel!

Drugi namierzony przybytek był niestety zamknięty. Chwilowo... Kiedy wyczerpany marszobiegiem stanąłem, żeby spokojnie zapalić fajkę, drzwi jakby nigdy nic się otworzyły. Nie chce snuć niepopartych niczym domysłów, ale wydaje mi się, że jedyna (o dziwo) sprzedawczyni urządziła sobie małą (miłą?) przerwę z kolegą, który jeszcze chwilę jej towarzyszył, by po kilku minutach i szeptanym, czułym pożegnaniu zniknąć.

Oficjalny sklep EGREM-u, państwowego koncernu płytowego na Kubie, może nie zachwyca wystrojem i ilością płyt, ale wyróżnia się odrobinę od reszty. Jedna jedyna ekspedientka zauważała klientów, a nawet bardzo delikatnie (może nie chciała się narzucać?) próbowała mi pomóc i doradzić. Kiedy powiedziałem, że nie interesuje mnie muzyka tradycyjna, a raczej jakieś nowe granie, obcięta na ufarbowanego na blond jeżyka mulatka w mundurku, jakby lekko się ożywiła i zaczęła prezentacje...

Na początek Eddy K i "Aqui estan los cuatro", czyli "Oto czwórka" (w dosłownym tłumaczeniu, bo mi bardziej pasowałoby "Nadchodzi wielka czwórka":-) Numer siódmy i jednocześnie tytułowy na ostatniej i (chyba debiutanckiej) płytce kwartetu. Podobno jeśli chodzi o reggaeton, nie mają sobie na Wyspie równych pod względem ilości fanów. Zresztą pomocna ekspedientka nie bez przyczyny zaczęła właśnie od tej płyty. Zdecydowanie uznała ją za swoją ulubioną. Jeśli chodzi o moje upodobania, kawałek czwarty, "Ellos no saben na'", jest zdecydowanie najlepszy...

Tak jak Eddy K jest liderem na rynku reggaeton'owym, tak Papo Record rządzi na scenie hip-hop. Choć tak szczerze mówiąc, różnica między jednym i drugim jest dość umowna i płynna. Nieważne... Najważniejsze, że to co robi, robi dobrze. Papo Record "Cabiosile"...

Pierwszy album Andrésa Daniela Rivalta ukrywającego się pod pseudonimem Papo Record, zatytułowany "Cabiosile", zawojował listy przebojów na Kubie, a kilka numerów pojawiło się na międzynarodowych składakach, prezentujących najświeższe i najlepsze produkcje latynoskie. Bardzo się temu nie dziwię, choć boleję nad wyborem singli. Ja szaleję za "Debate", ale nie ja decyduję. "No confundas" nie powala, jest po prostu w porządku.

Trzecia płytka, na która się skusiłem - Homerun "Con Bases Llenas" (EGREM 2005), to totalna zagadka. Na stronce EGREM'u jest tylko info, że taka płytka została nagrana i wydana. Jeśli ktoś kiedyś przypadkiem na nią trafi, polecam!

Spośród wielu płyt, które przeglądałem, jeszcze X-Alfonso miał przebłyski geniuszu... Niestety tylko przebłyski.

Wziąłem tylko trzy krążki. To niewiele, ale znów jeśli patrzeć na to przez pryzmat kubańskiego rynku muzycznego, nie jest tak źle. W dodatku wszystkie trzy są naprawdę niezłe. Na wypadek gdyby ktoś planował fonograficzne zakupy w Hawanie, gorąco zachęcam do odwiedzenia sklepu EGREM'u przy Avenida de Italia (Galiano).

W drodze powrotnej, już zdecydowanie spokojniejszy, mogłem kontemplować otaczającą mnie rzeczywistość, a dokładniej nierzeczywistą ulicę San Rafael - kolejne po Obispo skupisko sklepów, przy czym tutaj dodatkowo obstawione przez sprzedawców lewych cygar, wszelkich możliwych dragów i... kobiecych wdzięków. San Rafael (między Prado i Galiano) uchodzi za największe w Hawanie skupisko jineteros. Ten pomost łączący zniszczoną, ale mimo wszystko turystyczną Starą Hawaną, z typowo mieszkalną Centro Habana, to jednocześnie pomost między światem tych co mają (turyści) ze światem tych, którzy robią wszystko by mieć... Choć odrobinę. To smutny, ale doskonały przykład na nieudolność systemu na czele którego jeszcze stoi Fidel Castro.

Z drugiej jednak strony, nigdy w życiu nie dostałem tak wielu, tak jednoznacznych propozycji, od tak pięknych kobiet. W połączeniu z resztą atrakcji oferowanych na San Rafael mogłoby to dać najlepszą imprezę w życiu...