Podróż Tajlandia część II Bangkok - Pierwszy dzień w Bangkoku



Jest świt , a my jesteśmy na dworcu autobusowym w Bangkoku. Zmorą tutejszych autobusów są nie opóźnienia, ale wcześniejsze dojazdy do końcowych przystanków. Jeśli planowany czas przyjazdu wypada na godzinę 8 rano, to wszystko jest ok, bo zanim z tego odległego od turystycznych centrów dworca autobusowego dojedziecie do jakiegoś hotelu, zjecie gdzieś późne śniadanie, to prawdopodobnie pokój będzie już dla was gotowy. Gdy zamiast tego przyjeżdżacie przed 6.00 rano, to sytuacja zmienia się diametralnie i zamiast siedzieć czy też leżeć w wygodnym autobusie będziecie wycierać brudne krawężniki i liczyć przebiegające  szczury :) Do tego jeszcze dochodzi fakt poważnego przekraczania bezpiecznej prędkości, co od czasu do czasu ma swoje tragiczne następstwa.Dochodzi 6.00 rano, a my na niezwykle ruchliwym dworcu autobusowym na obrzeżach Miasta Aniołów ( to inna nazwa Bangkoku).Bierzemy taksówkę i jedziemy na nieśmiertelne ponoć Banglamphu. Marek mówi, że w zasadzie tam hostele są zdecydowanie najdroższe w całym mieście, że tłok jest niemiłosierny...ale jednak każdy turysta plecakowy chce zakwaterować się w pobliżu Khaosan Road, czyli w dzielnicy Banglamphu. Pomimo, że drogi o tej porze są w zasadzie niemal puste, a do tego jedziemy autostradami, to trwa to 45 minut- Bangkok to dzisiaj bez mała 12 milionowa metropolia.Na całe szczęście knajpka jednego z hosteli tuż przy świątyni jest już otwarta i siadamy tam, zamawiając śniadanie. Marek idzie do recepcji i pyta o pokój. Owszem pokój będzie, ale najwcześniej o 10.00 Czeka nas więc bardzo dłuuuugie śniadanie. Na szczęście niedługo po 9.00 pokój jest już gotowy i możemy się wprowadzić. Marek łączy się z internetem i zapoznaje z warunkami uzyskania wiz do krajów, przez które planujemy przejechać. Ku naszemu zdumieniu okazuje się, że do niektórych z nich trzeba dodatkowo przejść rozmowę, by wizę uzyskać Nie możemy aplikować jednocześnie, tylko kraj po kraju. W sumie czeka nas więc ponad miesiąc w Bangkoku - niezbyt przyjemna perspektywa.Szukamy więc alternatywy. Na pierwszy ogień idzie Rosja. Tutaj znowu schody! Okazuje się, że żaden rosyjski konsulat w Azji z wyłączeniem Hong Kongu nie wyda nam wizy. Ludzie w internecie piszą, że w Hong Kongu taką wizę można było otrzymać, ale sytuacja się zmienia. Ogólnie o wizę można się starać tylko w kraju zamieszkania. Do tego wiza ma dokładne daty w czasie których jest ważna. Te formalności bardzo skutecznie nas zniechęcają i rezygnujemy z ewentualnego przejazdu do Hong Kongu by zdobyć wizę do Rosji.No i w tym momencie Marek "rzuca" Iranem. Jestem przerażona. Nie! ...tylko nie Iran, ale Marek się upiera, bo jeszcze tam nie był, a zawsze być chciał. Wysyła więc aplikacje internetem do pośrednika wizowego, płaci i po paru godzinach przychodzi odpowiedź, że musimy internetem przesłać pliki zdjęciowe (zdjęcia również musimy mieć przy sobie, gdy będziemy odbierać wizę) i za około 3 tyg. wizę będziemy mogli odebrać w wybranym przez nas konsulacie - czyli dla nas w Kuala Lumpur. Od razu więc zamawiamy bardzo tani lot z Kuala do Teheranu samolotem Air Asia, no i mamy kłopot z głowy. Ruszamy w miasto. Ja chłonę wszystko swoimi oczami, uszami, nosem. Wszędzie jest setki ludzi i bardzo głośno,knajpka przy knajpce,do tego niesamowity upał.Marek był tu tak wiele razy, że nic nie robi na nim wrażenia...on Bangkoku po prostu nie lubi, aczkolwiek twierdzi że za ostatnie niecałe 2 lata, kiedy był tu ostatni raz wiele się w tym mieście zmieniło na plus.Ponoć po szczycie ekologicznym , który miał tu miejsce w 2011 roku z miasta wyeliminowano kopcące pojazdy. Faktycznie nic nie dymiło. Marek był tym nie tyle zaskoczony, co wręcz zdumiony.Tego bardzo się bał i mówił, że często się w tym mieście najzwyczajniej dusi, zwłaszcza w Chinatown. Niestety pomimo tego, że palenie rzucił już 10 lat wcześniej, to ciągle jego ćmienie do 80 papierosów dziennie zbiera swoje żniwo. Bangkok jednak tym razem przyjemnie nas zaskoczył ( mnie również bo nie sprawdziły się czarne opisy Marka co do gęstości atmosfery w mieście).Po mieście najłatwiej poruszać się tramwajem wodnym, lub też kolejką Skytrain.Te dwa środki lokomocji omijają wszystkie korki i pozwalają jednocześnie na częściowe chociaż wytchnienie od smogu. My wsiadamy do "tramwaju" i płyniemy rzeką do Wat Arun. To jedna z najstarszych świątyń miasta. Pięknie położona nad samą rzeką daje też możliwość obejrzenia panoramy Bangkoku. Następnie przepływamy na drugą stronę rzeki i włóczymy się trochę w pobliżu Wat Po i pałacu królewskiego. Ponownie rzeką wracamy do Banglamphu i łazimy po okolicach Khaosan, zaglądając do wielu knajp.W hotelu Marek szuka auta do wynajęcia na następne 2 tygodnie naszego pobytu w Tajlandii. Tym razem chcemy auto z dużej wypożyczalni, oferującej jednocześnie pełny pakiet ubezpieczeniowy. Wypożyczamy o wiele mniejszą, niż Corolla, Honde Brio. Marek trochę obawia się automatycznej skrzyni biegów bardzo starego, hydromatycznego typu. Mówi, że z połączeniem z niewielkim silnikiem możemy mieć trochę kłopotów w górach ( co okazało się później prawdą). Autko bedzie do naszej dyspozycji za 2 dni.My idziemy spać, chociaż niełatwo zasnąć przy nieprawdopodobnym hałasie bawiącej się w pobliżu młodzieży.
  • Wściekły róż-)
  • Khaosan Road
  • Most nad Chao Phraya
  • Slamsy przy Chao Phraya
  • Knajpka
  • Riverside
  • Wat Arun
  • Wat Arun
  • Wat Arun
  • Wat Arun
  • Wat Arun
  • Wat Arun
  • Wat Arun
  • Wat Arun
  • Wat Arun
  • Wat Arun
  • Wat Arun
  • Wat Arun
  • Wat Arun
  • Wat Arun
  • Wat Arun
  • Wat Arun
  • Wat Arun
  • Wat Arun
  • Wat Arun
  • Widok na rzekę i miasto
  • Portret króla
  • Wat Arun
  • Wat Arun
  • Wat Arun
  • Wat Arun
  • Wat Arun
  • Wat Arun
  • Wat Arun
  • Palac Królewski
  • Pałac Królewski
  • Chao Phraya
  • Chao Phraya
  • Chao Phraya
  • Khaosan Road
  • Khaosan Road
  • Khaosan Road
  • W restauracji
  • Masaż
  • Khaosan Road
  • Khaosan Road
  • Khaosan Road