Waliza już spakowana. Wciągnięci w chaotyczny ruch Rzymu nie możemy się zdecydować, gdzie pożegnać to urocze miasto. Nerwowo kręcimy się w kółko ulicami w sercu miasta i tracimy orientację. Czasu coraz mniej, a my chcemy i antyczny, i barokowy Rzym pożegnać.
A zaplanowane i wymarzone Trastevere ? No to ruszamy tramwajem, ale zaraz po przyjechaniu mostu tramwaj się psuje. Jesteśmy na Zatybrzu, ale urokliwego klimatu nie ma tu za grosz. Po spacerach pierwszego dnia, wizycie w Watykanie drugiego dnia i dzisiejszej bieganinie zmęczenie daje się we znaki. Z opuchniętymi nogami zmierzamy do kościoła Santa Maria in Trastevere z absolutnie przepiękną mozaiką. W Trastevere nie znajdujemy jednak wiele z zachwalanego w przewodnikach osobliwego klimatu. Może po wizycie w Neapolu, zdecydowanie bardziej osobliwego, Trastevere nie robi wrażenia. Czas przyśpiesza.
Wracamy do centrum. Tu zrobiło się już tłoczno. Mieszkańcy skutecznie przysłonili turystów w rozczłapanych sandałach i krótkich spodniach. Jest jak na planie filmowym - kobiety na skuterach, mężczyźni w nienagannych garniturach, policjanci w udekorowanych mundurach. Zmęczeniu upałem przysiadamy na kawce - doppio caffe freddo postawi na nogi umarlaka, ale paragon wręczony przez kelnera może zabić. Spokojnie. Bez cienia wstydu kelner koryguje wartość o połowę, kasuje, po czym ten sam paragon zanosi do innego stolika. Tam nie protestują.Z czasem wraz ze zmianą oświetlenia Rzym robi się coraz ładniejszy; ulice, kamienice, fontanny, rzeźby, knajpki ... coraz bardziej kolorowe i plastyczne.
W miarę zbliżania się do dworca Termini uspokajamy rozdrażnione zmysły. Pomimo, że Rzym pokazał nam sporo ze swoich perełek, czujemy głód. Rzym dla nas pozostanie tajemnicą.
Około północy wzbijamy się w powietrze. Nad nami niezliczona ilość gwiazd, a pod nami rozbłyski piorunów rozświetlające chmury.