Ocenione komentarze użytkownika lmichorowski, strona 1046

Przejdź do głównej strony użytkownika lmichorowski

  1. lmichorowski
    lmichorowski (14.06.2010 22:19)
    Przykre jest to, że najpierw doprowadzono to do ruiny...
  2. lmichorowski
    lmichorowski (14.06.2010 0:24)
    Marcinie, niestety strasznie wolno "chodzący" internet nie pozwolił mi dziś dojechać do końca Twojej białoruskiej podróży. Dużego plusa daję już dziś, a jutro ruszam dalej Twoim szlakiem. Pozdrawiam.
  3. lmichorowski
    lmichorowski (13.06.2010 19:38)
    Dziękuję, Smoku za ciekawą relację z podróży po Maroku, które miałem okazję wielokrotnie odwiedzić w latach 1979-1985 i po długiej przerwie - ponownie przed 3 laty. Zgadzam się z Tobą, że na pewno kraj ten ma wiele wspaniałych atrakcji turystycznych. Oprócz tego spotkamy tam wspaniałe krajobrazy i gościnnych, serdecznych ludzi. Zdjęcia, jak zwykle - znakomite. Pozdrawiam.
  4. lmichorowski
    lmichorowski (13.06.2010 14:20)
    Skojarzenie z Alhambrą narzuca się samo...
  5. lmichorowski
    lmichorowski (13.06.2010 13:54)
    Chyba Koutoubia, bo widać tę charakterystyczną "szubieniczkę".
  6. lmichorowski
    lmichorowski (13.06.2010 13:45)
    Też nie dotarłem w to miejsce. O, i widać bociany, o których pisałeś. Pamiętam, że gdy byłem w Maroku w marcu 2007 roku, to w Rabacie też była ich cała masa.
  7. lmichorowski
    lmichorowski (13.06.2010 13:22)
    Zresztą, o dziwo, znacznie mniej "zakwefionych" kobiet spotyka sie w królewskim Maroku niż w sąsiedniej, socjalistycznej Algierii.
  8. lmichorowski
    lmichorowski (13.06.2010 13:18)
    Ja byłem w El-Jadidzie w listopadzie i trafiłem na wyjątkowo chłodny, pochmurny dzień.
  9. lmichorowski
    lmichorowski (13.06.2010 13:10)
    Robi wrażenie. Wprawdzie w czasach, gdy jeździłem do Casablanki często (lata 80-te) i miałem więcej czasu na zwiedzanie meczet jeszcze nie istniał, to miałem okazję zobaczyć go (ale tylko z zewnątrz) w czasie króciutkiej, kilkugodzinnej podróży z Rabatu w 2007 roku.
  10. lmichorowski
    lmichorowski (11.06.2010 2:24)
    Żeglarstwo to moje niespełnione marzenie (już się niestety nie spełni0. Gratuluję pomysły wyprawy i trzymam kciuki. Życzę stopy wody pod kilem. Niedawno, zainspirowany piękną morską balladą jednego z moich ulubionych rosyjskich bardów pt. "38 węzłów" pokusiłem się o jej przetłumaczenie na polski. Niestety, nie udało mi się zachować oryginalnej prędkości - w moim tłumaczeniu zmalała ona do 36 węzłów, ale może się wam spodoba. Ponieważ jestescie w moim wieku, to język rosyjski nie powinien być Wam obcy. Załączam więc obie wersje - oryginalną i moją.

    Было время - я шёл тридцать восемь узлов,
    И свинцовый вал резал форштевень,
    Как героев встречали моих моряков
    Петроград, Лиепая и Ревель.
    А теперь - каждый кабельтов в скрипе зубов,
    И хрипит во мне каждая миля...
    Было время - я шёл тридцать восемь узлов,
    И всё сверкало от мачты до киля.

    И мне верили все: и враги, и друзья,
    От зелёных салаг до Главкома.
    И все знали одно - победить их нельзя,
    Лееров их не видеть излома.
    И эскадры, завидев мой вымпел вдали,
    Самым главным гремели калибром,
    И я нёсся вперёд, уходя от земли,
    До скулы оба якоря выбрав.

    Было всё это так. Мы не ждали наград,
    И под килем лежало семь футов.
    Ждали дома невесты, и ждал нас Кронштадт,
    Как фатою, туманом окутан.
    Было всё это так. Только время не ждёт,
    Вот сейчас бы и дать самый полный.
    Я в машины кричу: "Самый полный вперёд!"
    Да не тянут винты, вязнут в волнах...

    Не могу, стану в док. Отдохну до поры,
    Не пристало Балтфлоту быть слабым.
    Лучше флаг в небо взмыть и, кингстоны открыв,
    Затопить свой усталый корабль.
    Но разве выскажешь всё это в несколько слов,
    Когда снятся в кильватере чайки?
    На компасе - норд-вест, тридцать восемь узлов,
    И всё сверкает от пушки до гайки.

    Było tak. Pełna moc. Węzłów trzydzieści sześć.
    Ołowiany wał kroił głębinę.
    Jak herosów sławiła załogę mą pieśń
    W Piotrogrodzie, Lipawie, Tallinie.
    A dziś kabel to męka, którą trudno już znieść.
    Chrypi we mnie już dziś każda mila…
    A był czas. Pełna moc. Węzłów trzydzieści sześć.
    Wszystko lśniło od masztu do kila.

    I przyjaciel, i wróg - każdy wiarę mi dał,
    Od rekruta aż do admirała.
    O zwycięstwie nad nami myśleć nawet się bał.
    Żadna kula się nas nie imała.
    I eskadry, spojrzawszy na wimpel mój w dal
    Grzmiały niczym grom i błyskawice.
    A ja gnałem jak ptak, lecąc na grzbietach fal,
    Do oporu wybrawszy kotwice.

    Nikt nie liczył na premie. Taki wtedy był czas.
    Sześć stóp wody pod kilem spienione.
    Tam czekały dziewczyny, Kronsztadt czekał tu nas
    Otulony mgłą, niczym welonem.
    Wszystko to było tak. Tylko czas, psia go mać,
    Żyć jak dawniej już nam nie pozwala.
    I dziś na nic mój krzyk: „Całą naprzód mi dać!”
    Bo już śruby nie ciągną w tych falach…

    Już nie mogę, już sił coraz bardziej mi brak…
    Flagę podnieść, otworzyć „kingstony”?
    Nie wypada być słabym. Lepiej zrobić już tak
    I zatopić swój okręt zmęczony.
    Lecz czy kilka tych słów może zawrzeć tę treść
    Kiedy śnią ci się mewy za rufą?
    Na kompasie „nord-west”, węzłów trzydzieści sześć.
    Wszystko lśni, nawet mutry pod lufą.

    Czekam na relację z wyprawy.