Po 10,5 godzinach lotu z Kalifornii wyladowalismy w Londynie. Poczulismy sie niesamowicie: okrazylismy swiat. Hura! Udalo sie, spelnilo sie nasze marzenie.
Bylismy bardzo szczesliwi i przekonani bardziej niz kiedykolwiek, ze wato jest marzyc, a to co niemozliwe, czasami moze stac sie mozliwym.
Spedzilismy niezliczona ilosc wspanialych chwil, poznalismy mnóstwo fantastycznych ludzi, od których tak wiele sie nauczylismy i zobaczylismy mase niesamowitych miejsc. Nigdy tego nie zapomnimy i zawsze bedziemy wracac pamiecia do tych wspomnien. Warte byly kazdego wyrzeczenia, kazdego grosza i kazdej minuty.
Poznalismy moze tylko mala czastke wielkiego swiata, ale odbylismy prawdziwie odkrywcza podróz w glab siebie samych. Przywiezlismy z niej, mamy nadzieje, pokore, wiekszy optymizm i otwartosc.
Ale nasz glód jeszcze nie zostal zaspokojony, to na pewno nie ;) .
Pobyt w Londynie spedzilismy na spotkaniach z naszymi przyjaciólmi.
Podobnie w Irlandii. Z powrotem w Limericku troche pospacerowalismy po miescie, bylismy w parku i nad rzeka, ale nie udalo nam sie wyrwac jeszcze raz nad ocean, lub gdzies w glab kraju. Innym razem.
W Krakowie wyladowalismy z mieszanymi uczuciami: jestesmy w domu, zobaczymy nasze rodziny i znajomych, ale to faktycznie koniec wyprawy. Jakbysmy dopiero wczoraj wylatywali z Balic.
Staralismy sie jednak nie popadac zbyt gleboko w melancholie. W koncu jestesmy wielkimi szczesciarzami, ze mielismy okazje okrazyc swiat, i to calo i zdrowo, a teraz bedziemy ogladac zdjecia, pokazywac je kazdemu, kto zechce ogladac i opowiadac. I wspominac, wspominac, wspominac…
Tylko ta pogoda, no…
Przymrozek? Jaki przymrozek? Jakie opony zimowe? Jaka kurtka?
Witaj Polsko, troche tesknilismy. ;) Troche.