Tego dnia wyjeżdżamy o 9:00 i swoje kroki skierowaliśmy nad jez. Jokulsarlon.
To była chyba jedyna atrakcja, na którą zdecydowali się wszyscy uczestnicy. Wykupiliśmy bilety a czekając na naszą godzinę rejsu zdążyliśmy jeszcze pospacerować po czarnej Plaży Diamentów, gdzie bryły lodu leżącego na piasku są obmywane przez wody Atlantyku.
Sam rejs trwał ok. 40 minut. Pływaliśmy po jeziorze wśród mniejszych i większych gór lodowych ale do szczęścia brakowało mi podpłynięcia pod sam jęzor lodowca.
Jokulsarlon to jezioro w południowej Islandii. To tak naprawdę duże jezioro lodowcowe znajdujące się na końcu jęzora lodowca Breiðamerkurjökull, będącego częścią Vatnajökull.
Jezioro zaczęło powstawać około 60 lat temu, w momencie, gdy czoło lodowca zaczęło się cofać, odsuwając się od wybrzeża Atlantyku i cały czas się powiększa. Główną atrakcją są niewielkie góry lodowe, które nieustannie odrywają się od czoła lodowca, spadają do laguny, by potem powoli przesuwają się w kierunku oceanu.
Krótki przejazd i wycieczka pod czoło lodowca Skaftafellsjökull, też malowniczego.
Po drodze zatrzymaliśmy się na krótki spacer wzdłuż kanionu Fjaðrárgljúfur. Jest on głęboki na około 100 metrów, ma strome ściany i wąskie ścieżki. Jego dnem przez dwa kilometry płynie rzeka. Idąc ścieżką spacerową nad szczytem kanionu możemy podziwiać jego przepiękne widoki.
Kolejny punkt programu to Svartifoss. Podejście było strome i trochę trudne ale widoki piękne.
Svartifoss uchodzi za najbardziej oszałamiający wodospad nie tylko w Europie, ale także na świecie. Swój charakterystyczny wygląd zawdzięcza ciemnym, bazaltowym, sześciobocznym filarom, które ciasno pokrywają jego ściany. Jego wysokość to około 20 metrów.
Na nocleg do Skogar dojechaliśmy pod wieczór. Spałyśmy w ciekawym hotelu Edda Hotel, który do końca lat 60-tych był szkołą i w pokojach, będących niegdyś klasami, mogliśmy oglądać na ścianach duże zdjęcia uczniów i nauczycieli.