Z Chabówki pojechaliśmy jednak do Zakopanego. Bardzo chciałam pokazać mojej rodzinie góry - dzieci takich jeszcze nie widzialy, ani mąż - na Ukrainie nie ma gór typu alpejskiego.
Rzeczywiście, jak się podjeżdża do Zakopanego, widok jest wspaniały.
Mieliśmy ambitny plan wyjechać kolejką na Kasprowy Wierch, ale jednak pogoda nie wróżyła dobrze, zaczęły się zbierać chmury, a nie mieliśmy odpowiednich ubrań na górę, więc zrezygnowaliśmy.
Poszliśmy na obiad, a zanim zjedliśmy (rest. Warta, ul. Zamoyskiego, daja ogromne porcje), rozpadało się. Wsiedliśmy do samochodu, i lunęło na dobre. Musieliśmy zrezygnować nawet ze spaceru po Krupówkach, nawet przez okna nic nie było widać, tak padało.
Wyjechaliśmy z Zakopanego w kierunku Bukowiny Tatrzańskiej i Łysej Polany, i pomyślałam, że skoro i tak już najeździlismy tyle, to bez sensu teraz wracać tą samą drogą, kiedy można przez... Słowację.
Ruszyliśmy więc na podbój Słowacji, mając 10 euro w kieszeni.