Ocenione komentarze użytkownika zfiesz, strona 442

Przejdź do głównej strony użytkownika zfiesz

  1. zfiesz
    zfiesz (25.11.2008 23:23)
    napisałeś "nic ciekawego do opisywania":-) ale nie w tym rzecz, chciałem cię tylko lekko sprowokować. sam się przyznajesz, że jednak coś się podczas tych twoich wyjazdów dzieje. a organizacja? to tylko część podróżowana. dla jednych ważna i emocjonująca (np dla mnie), a dla innych to tylko zbędny i uciążliwy dodatek do wakacji.
    w relacjach, tak jest moje zdanie, najważniejszy jest twój i tylko twój punkt widzenia. zawsze zaskakiwało mnie jak róznie patrzą na te same rzeczy ludzie, którzy jeżdżą ze mną. i to właśnie jest fantastyczne! a zdjęcia niestety nie są w stanie oddać takich przemyśleń. piramida na zdjęciu bedzie tylko piramidą. ale w mojej głowie może byc czyms genialnym... czymś co mogę opisać tylko wkładając w to emocje. dla kogoś innego zaś, ta sama piramida ze zdjęcia może byc tylko kupą kamieni... dlatego warto pisać.

    co się zaś tyczy wszelakich troli, o których wspomniałeś... olać ich! ludzie, których naprawdę zainteresujesz bedą zdawać sensowne pytania, a ci którzy rzeczywiście wiedzą więcej, w dobrej wierze to zaznaczą (to oczywiście wariant najbardziej optymistyczny;-). krytykanci od języków, dat, miejsc, dokladnych nazw... zazwyczaj wiedzą tyle, ile przeczytali w książkach i na innych portalach i zazdroszczą ci, że miałeś okazję oglądać coś, o czym tylko marzą.
  2. zfiesz
    zfiesz (25.11.2008 0:20)
    Nie do końca się zgodzę, że kolumber nie sprzyja "pogaduchom". Pod każdą podróżą, w komentarzach, można się o wszystko zapytać i (nawet!) otrzymać odpowiedź. Problem w tym, że jak dotąd, większość użytkowników idzie na łatwiznę i wrzuca same foty, w porywach dodając krótkie podpisy (nie nazwałbym tego opisami). Jakoś brak chętnych na pisanie relacji z wyjazdów. A szkoda...

    Voyagerowi gratuluje fotek i czekam na relacje:-)
  3. zfiesz
    zfiesz (19.11.2008 15:39)
    Relacja z drugiej wyprawy jest jak najbardziej dostępna... na papierze, w moim notesie:-) A część jest już nawet wrzucona tutaj jako szkic. Więc cierpliwości. Czasem moja wena mnie przerasta i poźniej mam problem z jej zdigitalizowaniem:-)
  4. zfiesz
    zfiesz (24.10.2008 14:03)
    prąd, telefony, szybki internet, sznurki do suszenia prania... nie mam zielonego pojęcia, ale wygląda malowniczo:-)
  5. zfiesz
    zfiesz (18.10.2008 21:08)
    ufff... wróciłem... od razu na pierwszą stronę:-) jak zmyje z siebie błoto, dorzuce kilka fotek.

    a w temacie traktorów i innego ciężkiego sprzętu czającego się na turystów... nie wiem czy to powszechnie obowiązująca reguła, ale piesi, rowerowi i konni "spacerowicze" są w UK niemal święci i gdziekolwiek szlak przecina jakąś poważniejszą drogę, stawia się ograniczenia prędkosci i znaki informujące o zagrożeniu.
  6. zfiesz
    zfiesz (18.10.2008 13:11)
    a konkretnie to gdzie?:-)

    za oknem fantastyczne "indian summer" (jak tubylcy nazywaja brytyjskie wydanie polskiej zlotej jesieni), więc czekam na telefon od sąsiadów co robimy z sobotą. bedzie koleny etap:-)
  7. zfiesz
    zfiesz (15.10.2008 15:29)
    "stresy taksówkowe" - do lasu, czy do celu? - to jedne z moich ulubionych stresów w podróży. oczywiście "najprzyjemniej" jest w pierwszej taksówce, tej z lotniska. pamietam jak w hawanie, o trzeciej nad ranem, po nagłej zmianie planów przez kolesia, u którego mielismy spać, przez jakąś godzinę dojeżdżaliśmy, a później błądzilismy po mieście. przeżyliśmy... w marrakeszu, co prawda w dzień, też jakoś dziwnie niepokoił mnie smród padliny dobiegający z palmowego gaj, przy którym zwalniał taksówkarz... w stambule z kolei, miałem zupełnie poważne i całkiem uzasadnione obawy o własne życie, kiedy driver wzrostu metr-dwadzieścia i ledwie wyglądający zza kierownicy pędził po ulicach ze średnią prędkością 140 km/h bluzgając przy tym po turecku, trąbiąc, mrugając wszystkim długimi światłami i zmieniając bez przerwy pas jazdy, po czym nagle... zatrzymał się w ciemnej uliczce, wysiadł i zniknął na jakieś piętnaście minut.... ehh... dla takich chwil się żyje:-)

    testowanie lokalnych preparatów to też temat rzeka... z najmniej sympatycznych pamiętam dwudniowe odchorowywanie kubańskiego rumu pitego naulicy starej hawany pod TuKolę - tamtejszy substytut coca-coli. bolało...

    i muszę chyba w końcu się skusić na HC, CS, albo inną formę konaktów z tubylcami, bo choć zdecydowanie należę do ty budget turystów, mam jakieś niezrozumiałe opory (wynikające raczej z faktu, że nie wiem, czy będę mógł sę odwdzięczyć, niż że coś nie bedzie grało)

    pzdr
    i... feliz viaje... siempre:-)
  8. zfiesz
    zfiesz (12.10.2008 2:26)
    też chciałem to kiedyś zasugerować, ale bałem się oskarżeń o "czepialstwo". inna sprawa, że czasem ciężko trafić z właściwą miejscowością, stąd na mojej mapce z piętnaście chapultepeków i żaden nie jest właściwy. na dodatek (nie wiem, czy to tylko jakiś error mojej mapki, ale nie można usunąć miejsc, który nie są tymi prawdziwymi)

    pzdr
  9. zfiesz
    zfiesz (08.10.2008 20:31)
    tam nie ma lin! a tym bardziej schodów;-) kolesie wspinają się po skale. na tym polega cały show. oczywiscie zakończony skokiem.

    a moje filmiki postaram się wrzucić za jakiś czas:-)
  10. zfiesz
    zfiesz (07.10.2008 15:10)
    witaj dzudit:-) i ciebie tu zagnalo?

    co do negatywnych opinii... dzieki, ale niezbyt sie nimi przejmuje. szczegolnie jesli pisza je osoby zachwycajace sie cancun i innymi miejscami wybudowanymi specjalnie dla turystow. bawcie sie dobrze.

    i proponuje pocwiczyc czytanie ze zrozumieniem. juz we wstepie pisze wyraznie, ze dzis na wiele rzeczy patrze inaczej, i ze jadac do meksyku po raz pierwszy bylem zdecydowanie niedoinformowany. m.in. w tym upatruje zalety tego tekstu (nieskromnie) - wiekszosc z nas jadac gdzies pierwszy raz, ma raczej nikle (nawet jesli oparte na lekturze) pojecie o odwiedzanych miejscach. a... podroze ksztalca:-)

    jesli chodzi o jedzenie... jadlem w bardzo roznych miejscach. w tych drogich rowniez, ale podtrzymuje opinie, ze "meksyk najlepiej smakuje na ulicy".

    relacja z poprzedniego wyjazdu do meksyku juz prawie skonczona. a kolejny wyjazd... juz za trzy tygodnie:-)