Ocenione komentarze użytkownika zfiesz, strona 442
Przejdź do głównej strony użytkownika zfiesz
-
-
Nie do końca się zgodzę, że kolumber nie sprzyja "pogaduchom". Pod każdą podróżą, w komentarzach, można się o wszystko zapytać i (nawet!) otrzymać odpowiedź. Problem w tym, że jak dotąd, większość użytkowników idzie na łatwiznę i wrzuca same foty, w porywach dodając krótkie podpisy (nie nazwałbym tego opisami). Jakoś brak chętnych na pisanie relacji z wyjazdów. A szkoda...
Voyagerowi gratuluje fotek i czekam na relacje:-)
-
Relacja z drugiej wyprawy jest jak najbardziej dostępna... na papierze, w moim notesie:-) A część jest już nawet wrzucona tutaj jako szkic. Więc cierpliwości. Czasem moja wena mnie przerasta i poźniej mam problem z jej zdigitalizowaniem:-)
-
prąd, telefony, szybki internet, sznurki do suszenia prania... nie mam zielonego pojęcia, ale wygląda malowniczo:-)
-
ufff... wróciłem... od razu na pierwszą stronę:-) jak zmyje z siebie błoto, dorzuce kilka fotek.
a w temacie traktorów i innego ciężkiego sprzętu czającego się na turystów... nie wiem czy to powszechnie obowiązująca reguła, ale piesi, rowerowi i konni "spacerowicze" są w UK niemal święci i gdziekolwiek szlak przecina jakąś poważniejszą drogę, stawia się ograniczenia prędkosci i znaki informujące o zagrożeniu.
-
a konkretnie to gdzie?:-)
za oknem fantastyczne "indian summer" (jak tubylcy nazywaja brytyjskie wydanie polskiej zlotej jesieni), więc czekam na telefon od sąsiadów co robimy z sobotą. bedzie koleny etap:-)
-
"stresy taksówkowe" - do lasu, czy do celu? - to jedne z moich ulubionych stresów w podróży. oczywiście "najprzyjemniej" jest w pierwszej taksówce, tej z lotniska. pamietam jak w hawanie, o trzeciej nad ranem, po nagłej zmianie planów przez kolesia, u którego mielismy spać, przez jakąś godzinę dojeżdżaliśmy, a później błądzilismy po mieście. przeżyliśmy... w marrakeszu, co prawda w dzień, też jakoś dziwnie niepokoił mnie smród padliny dobiegający z palmowego gaj, przy którym zwalniał taksówkarz... w stambule z kolei, miałem zupełnie poważne i całkiem uzasadnione obawy o własne życie, kiedy driver wzrostu metr-dwadzieścia i ledwie wyglądający zza kierownicy pędził po ulicach ze średnią prędkością 140 km/h bluzgając przy tym po turecku, trąbiąc, mrugając wszystkim długimi światłami i zmieniając bez przerwy pas jazdy, po czym nagle... zatrzymał się w ciemnej uliczce, wysiadł i zniknął na jakieś piętnaście minut.... ehh... dla takich chwil się żyje:-)
testowanie lokalnych preparatów to też temat rzeka... z najmniej sympatycznych pamiętam dwudniowe odchorowywanie kubańskiego rumu pitego naulicy starej hawany pod TuKolę - tamtejszy substytut coca-coli. bolało...
i muszę chyba w końcu się skusić na HC, CS, albo inną formę konaktów z tubylcami, bo choć zdecydowanie należę do ty budget turystów, mam jakieś niezrozumiałe opory (wynikające raczej z faktu, że nie wiem, czy będę mógł sę odwdzięczyć, niż że coś nie bedzie grało)
pzdr
i... feliz viaje... siempre:-)
-
też chciałem to kiedyś zasugerować, ale bałem się oskarżeń o "czepialstwo". inna sprawa, że czasem ciężko trafić z właściwą miejscowością, stąd na mojej mapce z piętnaście chapultepeków i żaden nie jest właściwy. na dodatek (nie wiem, czy to tylko jakiś error mojej mapki, ale nie można usunąć miejsc, który nie są tymi prawdziwymi)
pzdr
-
tam nie ma lin! a tym bardziej schodów;-) kolesie wspinają się po skale. na tym polega cały show. oczywiscie zakończony skokiem.
a moje filmiki postaram się wrzucić za jakiś czas:-)
-
witaj dzudit:-) i ciebie tu zagnalo?
co do negatywnych opinii... dzieki, ale niezbyt sie nimi przejmuje. szczegolnie jesli pisza je osoby zachwycajace sie cancun i innymi miejscami wybudowanymi specjalnie dla turystow. bawcie sie dobrze.
i proponuje pocwiczyc czytanie ze zrozumieniem. juz we wstepie pisze wyraznie, ze dzis na wiele rzeczy patrze inaczej, i ze jadac do meksyku po raz pierwszy bylem zdecydowanie niedoinformowany. m.in. w tym upatruje zalety tego tekstu (nieskromnie) - wiekszosc z nas jadac gdzies pierwszy raz, ma raczej nikle (nawet jesli oparte na lekturze) pojecie o odwiedzanych miejscach. a... podroze ksztalca:-)
jesli chodzi o jedzenie... jadlem w bardzo roznych miejscach. w tych drogich rowniez, ale podtrzymuje opinie, ze "meksyk najlepiej smakuje na ulicy".
relacja z poprzedniego wyjazdu do meksyku juz prawie skonczona. a kolejny wyjazd... juz za trzy tygodnie:-)
-
Nie do końca się zgodzę, że kolumber nie sprzyja "pogaduchom". Pod każdą podróżą, w komentarzach, można się o wszystko zapytać i (nawet!) otrzymać odpowiedź. Problem w tym, że jak dotąd, większość użytkowników idzie na łatwiznę i wrzuca same foty, w porywach dodając krótkie podpisy (nie nazwałbym tego opisami). Jakoś brak chętnych na pisanie relacji z wyjazdów. A szkoda...
Voyagerowi gratuluje fotek i czekam na relacje:-) -
Relacja z drugiej wyprawy jest jak najbardziej dostępna... na papierze, w moim notesie:-) A część jest już nawet wrzucona tutaj jako szkic. Więc cierpliwości. Czasem moja wena mnie przerasta i poźniej mam problem z jej zdigitalizowaniem:-)
-
prąd, telefony, szybki internet, sznurki do suszenia prania... nie mam zielonego pojęcia, ale wygląda malowniczo:-)
-
ufff... wróciłem... od razu na pierwszą stronę:-) jak zmyje z siebie błoto, dorzuce kilka fotek.
a w temacie traktorów i innego ciężkiego sprzętu czającego się na turystów... nie wiem czy to powszechnie obowiązująca reguła, ale piesi, rowerowi i konni "spacerowicze" są w UK niemal święci i gdziekolwiek szlak przecina jakąś poważniejszą drogę, stawia się ograniczenia prędkosci i znaki informujące o zagrożeniu. -
a konkretnie to gdzie?:-)
za oknem fantastyczne "indian summer" (jak tubylcy nazywaja brytyjskie wydanie polskiej zlotej jesieni), więc czekam na telefon od sąsiadów co robimy z sobotą. bedzie koleny etap:-) -
"stresy taksówkowe" - do lasu, czy do celu? - to jedne z moich ulubionych stresów w podróży. oczywiście "najprzyjemniej" jest w pierwszej taksówce, tej z lotniska. pamietam jak w hawanie, o trzeciej nad ranem, po nagłej zmianie planów przez kolesia, u którego mielismy spać, przez jakąś godzinę dojeżdżaliśmy, a później błądzilismy po mieście. przeżyliśmy... w marrakeszu, co prawda w dzień, też jakoś dziwnie niepokoił mnie smród padliny dobiegający z palmowego gaj, przy którym zwalniał taksówkarz... w stambule z kolei, miałem zupełnie poważne i całkiem uzasadnione obawy o własne życie, kiedy driver wzrostu metr-dwadzieścia i ledwie wyglądający zza kierownicy pędził po ulicach ze średnią prędkością 140 km/h bluzgając przy tym po turecku, trąbiąc, mrugając wszystkim długimi światłami i zmieniając bez przerwy pas jazdy, po czym nagle... zatrzymał się w ciemnej uliczce, wysiadł i zniknął na jakieś piętnaście minut.... ehh... dla takich chwil się żyje:-)
testowanie lokalnych preparatów to też temat rzeka... z najmniej sympatycznych pamiętam dwudniowe odchorowywanie kubańskiego rumu pitego naulicy starej hawany pod TuKolę - tamtejszy substytut coca-coli. bolało...
i muszę chyba w końcu się skusić na HC, CS, albo inną formę konaktów z tubylcami, bo choć zdecydowanie należę do ty budget turystów, mam jakieś niezrozumiałe opory (wynikające raczej z faktu, że nie wiem, czy będę mógł sę odwdzięczyć, niż że coś nie bedzie grało)
pzdr
i... feliz viaje... siempre:-) -
też chciałem to kiedyś zasugerować, ale bałem się oskarżeń o "czepialstwo". inna sprawa, że czasem ciężko trafić z właściwą miejscowością, stąd na mojej mapce z piętnaście chapultepeków i żaden nie jest właściwy. na dodatek (nie wiem, czy to tylko jakiś error mojej mapki, ale nie można usunąć miejsc, który nie są tymi prawdziwymi)
pzdr -
tam nie ma lin! a tym bardziej schodów;-) kolesie wspinają się po skale. na tym polega cały show. oczywiscie zakończony skokiem.
a moje filmiki postaram się wrzucić za jakiś czas:-) -
witaj dzudit:-) i ciebie tu zagnalo?
co do negatywnych opinii... dzieki, ale niezbyt sie nimi przejmuje. szczegolnie jesli pisza je osoby zachwycajace sie cancun i innymi miejscami wybudowanymi specjalnie dla turystow. bawcie sie dobrze.
i proponuje pocwiczyc czytanie ze zrozumieniem. juz we wstepie pisze wyraznie, ze dzis na wiele rzeczy patrze inaczej, i ze jadac do meksyku po raz pierwszy bylem zdecydowanie niedoinformowany. m.in. w tym upatruje zalety tego tekstu (nieskromnie) - wiekszosc z nas jadac gdzies pierwszy raz, ma raczej nikle (nawet jesli oparte na lekturze) pojecie o odwiedzanych miejscach. a... podroze ksztalca:-)
jesli chodzi o jedzenie... jadlem w bardzo roznych miejscach. w tych drogich rowniez, ale podtrzymuje opinie, ze "meksyk najlepiej smakuje na ulicy".
relacja z poprzedniego wyjazdu do meksyku juz prawie skonczona. a kolejny wyjazd... juz za trzy tygodnie:-)
w relacjach, tak jest moje zdanie, najważniejszy jest twój i tylko twój punkt widzenia. zawsze zaskakiwało mnie jak róznie patrzą na te same rzeczy ludzie, którzy jeżdżą ze mną. i to właśnie jest fantastyczne! a zdjęcia niestety nie są w stanie oddać takich przemyśleń. piramida na zdjęciu bedzie tylko piramidą. ale w mojej głowie może byc czyms genialnym... czymś co mogę opisać tylko wkładając w to emocje. dla kogoś innego zaś, ta sama piramida ze zdjęcia może byc tylko kupą kamieni... dlatego warto pisać.
co się zaś tyczy wszelakich troli, o których wspomniałeś... olać ich! ludzie, których naprawdę zainteresujesz bedą zdawać sensowne pytania, a ci którzy rzeczywiście wiedzą więcej, w dobrej wierze to zaznaczą (to oczywiście wariant najbardziej optymistyczny;-). krytykanci od języków, dat, miejsc, dokladnych nazw... zazwyczaj wiedzą tyle, ile przeczytali w książkach i na innych portalach i zazdroszczą ci, że miałeś okazję oglądać coś, o czym tylko marzą.