Ocenione komentarze użytkownika zfiesz, strona 349
Przejdź do głównej strony użytkownika zfiesz
-
....a na betonie - nie!:-) chyba że u mnie w ogródku... to jakiś ewenement. złośliwy ewenement, dodam;-)
-
ojoj!!!! jakie szczęście, żem po obiadku:-)
-
właśnie zjadłem tortellini:-) a na deser... turyn. też dobrze:-)
-
według zdjęć, wszystkie kamienice przy rynku miały podcienie. a kościół, jak piszę, stoi kilka metrów "za". i jest wielki i stary, więc chyba drugiego by obok nie budowali? chyba:-)
-
to był ratusz... tylko ratusz. kościół stoi po lewej. a tu gdzie teraz jest trawa, dawniej stały kamienice oddzielające kościół od ulicy (btw. ulica stanowiła jednocześnie dawny rynek miejski). ale to znam tylko ze starych fotografii...
-
tędy, zimą, zjeżdżało się na sankach:-) widzisz ten murek za bramą? przed nią jest taka karkołomna (o każdej porze roku) brukowana alejka w dół. tamtędy jeździli samobójcy!:-) fajnie było!!!:-)
-
ej... no za dwa to nie ma co dziękować sława:-) nadrobię... teraz tylko przeczytałem... jeszcze się bliżej przyjrzę;-)
wygodne buty, póki co (jeszcze się nie zdarły!:-) mam. a jajo pingwinie... wciąż go szukam:-)
-
sługa uniżony się kłania:-)
a wyjazd trudno nawet nazwać podróżą. ale... czego oczekiwać w tydzień?:-) chyba tylko 'narobienia smaku':-) jak pisałem powyżej, chciałbym tam jeszcze wrócić... kiedyś...
i dzięki za plusa!:-)
-
ale pamiętaj, że 'tacy' są mili tylko na początku.... hihihih (diabelski chichot;-)
-
no! kolców w wardze nie zazdroszczę (i nie mam zamiaru w imię bycia 'prawdziwym globtroterem' sprawdzać jak działają;-) skakanie z górskich półek też, wybacz, najmądrzejsze nie jest;-) ale nie to się liczy. ważne (i zaje...fajne) jest to, że robisz coś SAMEMU (nawet jeśli z kumplami). nie kupujesz produktu, nie płyniesz z głównym nurtem... robisz to co chcesz. to jest właśnie istota podroży (dla mnie)... WOLNOŚĆ (czy choćby jej namiastka;-)
a zdjęcia później;-)
-
....a na betonie - nie!:-) chyba że u mnie w ogródku... to jakiś ewenement. złośliwy ewenement, dodam;-)
-
ojoj!!!! jakie szczęście, żem po obiadku:-)
-
właśnie zjadłem tortellini:-) a na deser... turyn. też dobrze:-)
-
według zdjęć, wszystkie kamienice przy rynku miały podcienie. a kościół, jak piszę, stoi kilka metrów "za". i jest wielki i stary, więc chyba drugiego by obok nie budowali? chyba:-)
-
to był ratusz... tylko ratusz. kościół stoi po lewej. a tu gdzie teraz jest trawa, dawniej stały kamienice oddzielające kościół od ulicy (btw. ulica stanowiła jednocześnie dawny rynek miejski). ale to znam tylko ze starych fotografii...
-
tędy, zimą, zjeżdżało się na sankach:-) widzisz ten murek za bramą? przed nią jest taka karkołomna (o każdej porze roku) brukowana alejka w dół. tamtędy jeździli samobójcy!:-) fajnie było!!!:-)
-
ej... no za dwa to nie ma co dziękować sława:-) nadrobię... teraz tylko przeczytałem... jeszcze się bliżej przyjrzę;-)
wygodne buty, póki co (jeszcze się nie zdarły!:-) mam. a jajo pingwinie... wciąż go szukam:-) -
sługa uniżony się kłania:-)
a wyjazd trudno nawet nazwać podróżą. ale... czego oczekiwać w tydzień?:-) chyba tylko 'narobienia smaku':-) jak pisałem powyżej, chciałbym tam jeszcze wrócić... kiedyś...
i dzięki za plusa!:-) -
ale pamiętaj, że 'tacy' są mili tylko na początku.... hihihih (diabelski chichot;-)
-
no! kolców w wardze nie zazdroszczę (i nie mam zamiaru w imię bycia 'prawdziwym globtroterem' sprawdzać jak działają;-) skakanie z górskich półek też, wybacz, najmądrzejsze nie jest;-) ale nie to się liczy. ważne (i zaje...fajne) jest to, że robisz coś SAMEMU (nawet jeśli z kumplami). nie kupujesz produktu, nie płyniesz z głównym nurtem... robisz to co chcesz. to jest właśnie istota podroży (dla mnie)... WOLNOŚĆ (czy choćby jej namiastka;-)
a zdjęcia później;-)