Ocenione komentarze użytkownika lmichorowski, strona 1187
Przejdź do głównej strony użytkownika lmichorowski
-
Zfieszu, dziękuję za tę muzyczną podróż, którą z zainteresowaniem odbyłem z Twoją pomocą. Zdecydowanie numerem 1 z przedstawionych przez Ciebie propozycji i artystką, która najbardziej do mnie przemawia jest Lila Downs. Wprawdzie brzmienie i aranżacja "Iguany" bardziej kojarzyć może się z muzyką paragwajską niż folklorem meksykańskim, ale wokalistka ta ma w swoim repertuarze także wiele innych pięknych utworów nawiązujących do meksykańskich korzeni. Podobała mi się także Lhasa de Sela, choć zaprezentowany klip przypominał - moim zdaniem - niektóre pieśni Mercedes Sosa. Na temat Juliety Venagas mam dokładnie takie samo zdanie jak Ty. Nie przemawiają natomiast do mnie zupełnie panowie z Cafe Tacuba. I to nie tylko dlatego, że moja znajomość hiszpańskiego jest minimalna - po prostu ten gatunek muzyki jest mi obcy (i nie ma znaczenia, czy uprawiają go Meksykanie, Amerykanie, Polacy czy Papuasi). Podobnie z pewną rezerwą odniosłem się do Celso Pina i Blanquito Mana - cumbia (nawet w odmianie villera) zawsze kojarzyła mi się z Kolumbią a nie Meksykiem. Ale nie jestem specjalistą w tym temacie - potraktuj te uwagi jako impresje laika. W każdym razie sama konwencja "podróży muzycznej" bardzo mi się podobała. Gratulacje i oczywiście - duży plus.
-
Duuuuuży plus. Dzięki za relację.
-
Wielkie dzięki za plusika za zdjęcie znad Zatoki San Francisco. Pozdrowienia.
-
Fajna relacja. Ja przez Kampanię przeleciałem dwukrotnie jak meteor - raz w czasie praktyki studenckiej w latach 70-tych i w 1989 r. w drodze na Sycylię. Z tego wszystkiego pamiętam w miarę dobrze Pompeje i wjazd na szczyt Wezuwiusza. Wizytę w Neapolu skrył już, niestety, welon zapomnienia. Na Capri wówczas nie udało mi się dotrzeć. Dziękuję więc za relację z tej części mojej ukochanej Italii. Pozdrawiam.
-
"Vide 'o mare quant'e bello, Spira tantu sentimento, Comme tu a chi tiene mente, Ca scetato 'o faie sunnŕ..."
-
Pierwszego przelotu z Ameryki do Europy bez międzylądowania dokonano właściwie przed Lindberghiem. Otóż już 14 czerwca 1919 roku John Alcock i Arthur Whitten Brown na bombowcu Vickers Vimy przelecieli z Nowej Fundlandii do Irlandii. Lot Lindbergha był natomiast pierwszym lotem bez miedzylądowania dokonanym z kontynentu na kontynent.
-
Niestety...
-
"Kopciuszek" brzmi nieco sympatyczniej... i kojarzy się z bajką.
-
Ja również daję plusik. W Bydgoszczy miałem okazję spędzić kilka miesięcy na praktyce SOR-owskiej po ukończeniu studiów. Wtedy miasto wyglądało dość siermiężnie, dziś niewątpliwie wypiękniało, sporo (acz nie wszystkie) zabytków jest odnowionych, przybyło kawiarenek, knajpek itd. A co do opinii torunian... Trochę jestem w stanie ich zrozumieć, bo Bydgoszcz, mimo niewątpliwie urokliwych miejsc, ustępuje jednak Toruniowi jeśli idzie o ilość i klasę zabytków.
-
Ciekawy, barwny opis wizyty (a zwłaszcza nocnego życia) w Stambule. Szkoda, że relacja nie jest okraszona zdjęciem jakiejś urodziwej Konstantynopolitańczykowianeczki (o których wszak napomykasz w tekście).
-
Zfieszu, dziękuję za tę muzyczną podróż, którą z zainteresowaniem odbyłem z Twoją pomocą. Zdecydowanie numerem 1 z przedstawionych przez Ciebie propozycji i artystką, która najbardziej do mnie przemawia jest Lila Downs. Wprawdzie brzmienie i aranżacja "Iguany" bardziej kojarzyć może się z muzyką paragwajską niż folklorem meksykańskim, ale wokalistka ta ma w swoim repertuarze także wiele innych pięknych utworów nawiązujących do meksykańskich korzeni. Podobała mi się także Lhasa de Sela, choć zaprezentowany klip przypominał - moim zdaniem - niektóre pieśni Mercedes Sosa. Na temat Juliety Venagas mam dokładnie takie samo zdanie jak Ty. Nie przemawiają natomiast do mnie zupełnie panowie z Cafe Tacuba. I to nie tylko dlatego, że moja znajomość hiszpańskiego jest minimalna - po prostu ten gatunek muzyki jest mi obcy (i nie ma znaczenia, czy uprawiają go Meksykanie, Amerykanie, Polacy czy Papuasi). Podobnie z pewną rezerwą odniosłem się do Celso Pina i Blanquito Mana - cumbia (nawet w odmianie villera) zawsze kojarzyła mi się z Kolumbią a nie Meksykiem. Ale nie jestem specjalistą w tym temacie - potraktuj te uwagi jako impresje laika. W każdym razie sama konwencja "podróży muzycznej" bardzo mi się podobała. Gratulacje i oczywiście - duży plus.
-
Duuuuuży plus. Dzięki za relację.
-
Wielkie dzięki za plusika za zdjęcie znad Zatoki San Francisco. Pozdrowienia.
-
Fajna relacja. Ja przez Kampanię przeleciałem dwukrotnie jak meteor - raz w czasie praktyki studenckiej w latach 70-tych i w 1989 r. w drodze na Sycylię. Z tego wszystkiego pamiętam w miarę dobrze Pompeje i wjazd na szczyt Wezuwiusza. Wizytę w Neapolu skrył już, niestety, welon zapomnienia. Na Capri wówczas nie udało mi się dotrzeć. Dziękuję więc za relację z tej części mojej ukochanej Italii. Pozdrawiam.
-
"Vide 'o mare quant'e bello, Spira tantu sentimento, Comme tu a chi tiene mente, Ca scetato 'o faie sunnŕ..."
-
Pierwszego przelotu z Ameryki do Europy bez międzylądowania dokonano właściwie przed Lindberghiem. Otóż już 14 czerwca 1919 roku John Alcock i Arthur Whitten Brown na bombowcu Vickers Vimy przelecieli z Nowej Fundlandii do Irlandii. Lot Lindbergha był natomiast pierwszym lotem bez miedzylądowania dokonanym z kontynentu na kontynent.
-
Niestety...
-
"Kopciuszek" brzmi nieco sympatyczniej... i kojarzy się z bajką.
-
Ja również daję plusik. W Bydgoszczy miałem okazję spędzić kilka miesięcy na praktyce SOR-owskiej po ukończeniu studiów. Wtedy miasto wyglądało dość siermiężnie, dziś niewątpliwie wypiękniało, sporo (acz nie wszystkie) zabytków jest odnowionych, przybyło kawiarenek, knajpek itd. A co do opinii torunian... Trochę jestem w stanie ich zrozumieć, bo Bydgoszcz, mimo niewątpliwie urokliwych miejsc, ustępuje jednak Toruniowi jeśli idzie o ilość i klasę zabytków.
-
Ciekawy, barwny opis wizyty (a zwłaszcza nocnego życia) w Stambule. Szkoda, że relacja nie jest okraszona zdjęciem jakiejś urodziwej Konstantynopolitańczykowianeczki (o których wszak napomykasz w tekście).