Ocenione komentarze użytkownika s.wawelski, strona 1258
Przejdź do głównej strony użytkownika s.wawelski
-
-
Dziekuje Wam wszystkim za mile wpisy i komentarze. Ciesze sie, ze sie nie zrazacie moja obecnie zadka obecnoscia na Kolumberze, ale nie zawsze mam dostep do internetu, a gdy mam to w koncu musze zwiedzac Meksyk a nie siedziec przy komputerze :-))
Wlasnie wrocilem z Barranca pociagiem, ktory, mimo, ze ekspres, to wlokl sie ostatnie 70 km po plaskim terenie 3 godziny. Juz glucha noc, a jutro mnie czeka dlugi skok samochodem do Mazatlan, a nastepnego dnia do Guadalajara... Skrobne cos znowu z przyjemnoscia jak tylko czas na to pozwoli...
Lacze przepasciste pozdrowienia... :-))
-
Dino, gratuluje!!! Nie pozalujesz! :-)) Juz Ci zazdroszcze tej wyprawy... Napewno zrobisz wspaniale zdjecia!
-
A my... dalej przemiarzamy Meksyk... Ten kraj jest tak wielki i roznorodny, ze w zasadzie gdyby to bylo kilka np. 7 osobnych krajow, to i tak kazdy bylby odrebny i niezwykle ciekawy. Po 3 dniach w Mazatlan zrobilismy nastepny duzy skok - 450 km do Los Mochis. Tu udalo nam sie jeszcze tego samego dnia zaaranzowac bilety kolejowe do Creel lezacym na koncowej krawedzi wiekiego kanionu Barranca del Cobre i 6 noclegow w roznych miejscach Barranca.
O ile trasa samochodowa byla bez wiekszych wydarzen, ot po prostu w miare plaska droga wzdluz Morza Corteza, to trasa kolejowa przerosla nasze oczekiwania jesli chodzi o atrakcyjnosc. Nie nadarmo uchodzi ona za jedna z najbardziej spektakularnych tras kolejowych na swiecie. Blisko 50 tuneli, 100 mostow i roznica poziomow 2400 m robi swoje. Jazda trwala 10 godzin (410 km) i z wyjatkiem pierwszego dosc plaskiego odcinka, ktory trwal 4 godziny, reszta przypominala jazde miniaturowym pociagiem po jakiejsc fantastycznej makiecie, gdzie pod spodem i nad nami widzielismy tor kolejowy, po ktorym po kilkunastu minutach sami jechalismy. Stosunkowo krotki pociag ciagnely 2 lokomotywy diesla nad przepasciami wcinajac sie setkami kretych serpentyn wzdluz stromych zboczy...
Dzis, ochlonawszy co nieco po wczorajszej podrozy wynajelismy samochod z kierowca znajacym teren i pojechalismy na kilkugodzinna przejazdzke po okolicy. Podjechalismy waskim wawozem do przepieknego wodospadu majacego okolo 50 m wysokosci a takze przygladalismy sie z bliska zyciu Indian Tarahumara - niektorzy wciaz mieszkaja w jaskiniach, tak jak setki lat temu... Ich jezyk brzmi niezwykle. Kupiwszy pare pamiatek od dwoch sympatycznych Indianek, zapytalismy jak w ich jezyku zabrzmi pare typowych slow czy fraz i gdy probowalem powtorzyc to obie wybuchaly smiechem za kazdym razem :-)
Creel jest naszym najdalszym punktem podrozy i od jutra rozpoczniemy juz powolny powrot...
-
Ja tez tak chcialem krzyknac :-))
-
Ano jak widac na zalaczonym obrazku. Miejmy nadzieje, ze niedlugo znow sie pojawi okazala czapa sniezna...
-
Jolu: daj mi jeszcze chwilke spedzic w Meksyku... Dopiero sie polmetek zbliza... Na razie tylko moge Cie obdarzyc nastepnym krotkim listem z podrozy...:
Droga z Real de Catorce do Zacatecas prowadzila przez absolutnie niezwykly i bardzo malowniczy i przy tym unikalny krajobraz: wokol pustynia usiana wieloma gatunkami kaktusow porastajacymi pofaldowana rownine otoczona gorami. Wszystko to na plaskowyzu polozonym na wysokosci 2300-2500 m npm.
Zacatecas okazalo sie miastem najciekawszym i najbardziej zadbanym wsrod wszystkich kolonialnych miast Meksyku, ktore do tej pory widzielismy. Mnostwo tu malowniczych placow, pieknych kosciolow i wykwintnych kamienic czesto ustawionych wzdluz waziutkich uliczek stromo opadajacych to w dol, to ostro pnacych sie do gory. Ale najwieksza atrakcja jest stara kopalnia srebra, ktora mozna zwiedzac... Jedzie sie wagonikiem na na IV poziomie od gory majac nad glowa kilkaset metrow kopalni i tylez pod soba - wrazenie wspaniale!! Troszke jakby Wieliczka, no ale oczywiscie styl inny. Druga atrakcja miasta jest kolejka linowa, ktora mozna z centrum miasta pojechac na pobliskie wzgorze majac miasto kilkaset metrow pod soba...
50 km na poludnie od Zacatecas sa swietnie zachowane ruiny starozytnego miasta wybudowanego przez... no wlasnie tego wlasciwie nie wiadomo... Troche sie martwilem czy Mariola nie bedzie zawiedziona tym co zobaczy, bo ja sam nie wiedzialem dobrze czego sie mozna spodziewac, ale to co zobaczylismy przeroslo nasze najsmielsze oczekiwania. Powiedzialbym, ze to jest jedno z trzech najwspanialszych i najmniej docenianych starozytnych ruin Meksyku... Porobilem duzo zdjec i nakrecilem sporo materialu, wiec bedzie do wgladu :-))
Dzis porwalismy sie na na dluuugi odcinek liczacy sobie 650 km i dojechalismy az do Mazatlan. Patrzac na mape i znajac tutejsze drogi wykalkulowalismy, ze droga nie powinna nam zajc dluzej niz 8 godzin. Do Durango mniej wiecej wszystko sie zgadzalo: 300 km w 3.5 godziny. Pare razy zatrzymywalo nas wojsko, 2 razy musielismy otwierac bagaznik a nawet walizke. Oficjalnie szukano produktow rolniczych, ale wiadomo, ze tamtedy przebiega jeden ze szlakow narkotycznych. Nasza wyobraznia zaczela nam podpowiadac wiecej roznych scenariuszy gdy jadac przez miasto zobaczylismy kilaknascie samochodow policyjnych jadacych na sygnale z uzbrojonymi i zamaskowanymi funkcjonariuszami. Taka scena powtorzyla sie kilkukrotnie... W ogole co jakis czas migali nam uzbrojeni i zamaskowani policjanci... Czegos takiego jeszcze nie widzialem!! To inny Meksyk :-))
Za Durango zaczely sie gory, ktore, myslalem, ze nigdy sie nie skoncza. Tysiace zakretow, zmieniajace sie szybko krajobrazy, i ledwo mieszczace sie na nich wielkie ciezarowki typu semi-trailer sprawily, ze podroz nam sie wydluzyla o 2 godziny i spowodowala, ze do celu przybylismy skrajnie wykonczeni. No, ale jestesmy juz nad Pacyfikiem, zatrzymalismy sie w pieknym hotelu i rozkoszujemy sie upalem, wilgotnym powietrzem i pieknym zachodem slonca przy Margaricie... Troche nam zal bylo opuszczac ten wspanialy klimat Altiplano, ale coz musimy zobaczyc rozne miejsca :-))
Lacze gorace i duszne pozdrowienia... :-)))
-
Dzieki za wizyte i plusy :-)
-
Slawo, ciesze sie ze znalalas az tyle czasu na zapoznanie sie z moja podroza po Madagaskarze. Jest tam jeszcze na poczatku krotki zwiastun filmowy, na ktory tez zapraszam. Moze kiedys przy wiekszej ilosci czasu uda mi sie wkleic wiecej materialu typu "ruch i dzwiek" :-)
Dziekuje Ci za mile komentarze i plusy :-) Pozdrawiam Cie ze slonecznego Meksyku :-)
-
Bo to bylo lato... ;-)
-
Dziekuje Wam wszystkim za mile wpisy i komentarze. Ciesze sie, ze sie nie zrazacie moja obecnie zadka obecnoscia na Kolumberze, ale nie zawsze mam dostep do internetu, a gdy mam to w koncu musze zwiedzac Meksyk a nie siedziec przy komputerze :-))
Wlasnie wrocilem z Barranca pociagiem, ktory, mimo, ze ekspres, to wlokl sie ostatnie 70 km po plaskim terenie 3 godziny. Juz glucha noc, a jutro mnie czeka dlugi skok samochodem do Mazatlan, a nastepnego dnia do Guadalajara... Skrobne cos znowu z przyjemnoscia jak tylko czas na to pozwoli...
Lacze przepasciste pozdrowienia... :-)) -
Dino, gratuluje!!! Nie pozalujesz! :-)) Juz Ci zazdroszcze tej wyprawy... Napewno zrobisz wspaniale zdjecia!
-
A my... dalej przemiarzamy Meksyk... Ten kraj jest tak wielki i roznorodny, ze w zasadzie gdyby to bylo kilka np. 7 osobnych krajow, to i tak kazdy bylby odrebny i niezwykle ciekawy. Po 3 dniach w Mazatlan zrobilismy nastepny duzy skok - 450 km do Los Mochis. Tu udalo nam sie jeszcze tego samego dnia zaaranzowac bilety kolejowe do Creel lezacym na koncowej krawedzi wiekiego kanionu Barranca del Cobre i 6 noclegow w roznych miejscach Barranca.
O ile trasa samochodowa byla bez wiekszych wydarzen, ot po prostu w miare plaska droga wzdluz Morza Corteza, to trasa kolejowa przerosla nasze oczekiwania jesli chodzi o atrakcyjnosc. Nie nadarmo uchodzi ona za jedna z najbardziej spektakularnych tras kolejowych na swiecie. Blisko 50 tuneli, 100 mostow i roznica poziomow 2400 m robi swoje. Jazda trwala 10 godzin (410 km) i z wyjatkiem pierwszego dosc plaskiego odcinka, ktory trwal 4 godziny, reszta przypominala jazde miniaturowym pociagiem po jakiejsc fantastycznej makiecie, gdzie pod spodem i nad nami widzielismy tor kolejowy, po ktorym po kilkunastu minutach sami jechalismy. Stosunkowo krotki pociag ciagnely 2 lokomotywy diesla nad przepasciami wcinajac sie setkami kretych serpentyn wzdluz stromych zboczy...
Dzis, ochlonawszy co nieco po wczorajszej podrozy wynajelismy samochod z kierowca znajacym teren i pojechalismy na kilkugodzinna przejazdzke po okolicy. Podjechalismy waskim wawozem do przepieknego wodospadu majacego okolo 50 m wysokosci a takze przygladalismy sie z bliska zyciu Indian Tarahumara - niektorzy wciaz mieszkaja w jaskiniach, tak jak setki lat temu... Ich jezyk brzmi niezwykle. Kupiwszy pare pamiatek od dwoch sympatycznych Indianek, zapytalismy jak w ich jezyku zabrzmi pare typowych slow czy fraz i gdy probowalem powtorzyc to obie wybuchaly smiechem za kazdym razem :-)
Creel jest naszym najdalszym punktem podrozy i od jutra rozpoczniemy juz powolny powrot... -
Ja tez tak chcialem krzyknac :-))
-
Ano jak widac na zalaczonym obrazku. Miejmy nadzieje, ze niedlugo znow sie pojawi okazala czapa sniezna...
-
Jolu: daj mi jeszcze chwilke spedzic w Meksyku... Dopiero sie polmetek zbliza... Na razie tylko moge Cie obdarzyc nastepnym krotkim listem z podrozy...:
Droga z Real de Catorce do Zacatecas prowadzila przez absolutnie niezwykly i bardzo malowniczy i przy tym unikalny krajobraz: wokol pustynia usiana wieloma gatunkami kaktusow porastajacymi pofaldowana rownine otoczona gorami. Wszystko to na plaskowyzu polozonym na wysokosci 2300-2500 m npm.
Zacatecas okazalo sie miastem najciekawszym i najbardziej zadbanym wsrod wszystkich kolonialnych miast Meksyku, ktore do tej pory widzielismy. Mnostwo tu malowniczych placow, pieknych kosciolow i wykwintnych kamienic czesto ustawionych wzdluz waziutkich uliczek stromo opadajacych to w dol, to ostro pnacych sie do gory. Ale najwieksza atrakcja jest stara kopalnia srebra, ktora mozna zwiedzac... Jedzie sie wagonikiem na na IV poziomie od gory majac nad glowa kilkaset metrow kopalni i tylez pod soba - wrazenie wspaniale!! Troszke jakby Wieliczka, no ale oczywiscie styl inny. Druga atrakcja miasta jest kolejka linowa, ktora mozna z centrum miasta pojechac na pobliskie wzgorze majac miasto kilkaset metrow pod soba...
50 km na poludnie od Zacatecas sa swietnie zachowane ruiny starozytnego miasta wybudowanego przez... no wlasnie tego wlasciwie nie wiadomo... Troche sie martwilem czy Mariola nie bedzie zawiedziona tym co zobaczy, bo ja sam nie wiedzialem dobrze czego sie mozna spodziewac, ale to co zobaczylismy przeroslo nasze najsmielsze oczekiwania. Powiedzialbym, ze to jest jedno z trzech najwspanialszych i najmniej docenianych starozytnych ruin Meksyku... Porobilem duzo zdjec i nakrecilem sporo materialu, wiec bedzie do wgladu :-))
Dzis porwalismy sie na na dluuugi odcinek liczacy sobie 650 km i dojechalismy az do Mazatlan. Patrzac na mape i znajac tutejsze drogi wykalkulowalismy, ze droga nie powinna nam zajc dluzej niz 8 godzin. Do Durango mniej wiecej wszystko sie zgadzalo: 300 km w 3.5 godziny. Pare razy zatrzymywalo nas wojsko, 2 razy musielismy otwierac bagaznik a nawet walizke. Oficjalnie szukano produktow rolniczych, ale wiadomo, ze tamtedy przebiega jeden ze szlakow narkotycznych. Nasza wyobraznia zaczela nam podpowiadac wiecej roznych scenariuszy gdy jadac przez miasto zobaczylismy kilaknascie samochodow policyjnych jadacych na sygnale z uzbrojonymi i zamaskowanymi funkcjonariuszami. Taka scena powtorzyla sie kilkukrotnie... W ogole co jakis czas migali nam uzbrojeni i zamaskowani policjanci... Czegos takiego jeszcze nie widzialem!! To inny Meksyk :-))
Za Durango zaczely sie gory, ktore, myslalem, ze nigdy sie nie skoncza. Tysiace zakretow, zmieniajace sie szybko krajobrazy, i ledwo mieszczace sie na nich wielkie ciezarowki typu semi-trailer sprawily, ze podroz nam sie wydluzyla o 2 godziny i spowodowala, ze do celu przybylismy skrajnie wykonczeni. No, ale jestesmy juz nad Pacyfikiem, zatrzymalismy sie w pieknym hotelu i rozkoszujemy sie upalem, wilgotnym powietrzem i pieknym zachodem slonca przy Margaricie... Troche nam zal bylo opuszczac ten wspanialy klimat Altiplano, ale coz musimy zobaczyc rozne miejsca :-))
Lacze gorace i duszne pozdrowienia... :-))) -
Dzieki za wizyte i plusy :-)
-
Slawo, ciesze sie ze znalalas az tyle czasu na zapoznanie sie z moja podroza po Madagaskarze. Jest tam jeszcze na poczatku krotki zwiastun filmowy, na ktory tez zapraszam. Moze kiedys przy wiekszej ilosci czasu uda mi sie wkleic wiecej materialu typu "ruch i dzwiek" :-)
Dziekuje Ci za mile komentarze i plusy :-) Pozdrawiam Cie ze slonecznego Meksyku :-) -
Bo to bylo lato... ;-)
Jestem Ci wdzieczny za rade z wycieczka do Tequili. Bo wlasnie z zona dlugo sie zastanawialismy czy pojechac samochodem czy z wycieczka. Ostatecznie podjelismy decyzje, ze z wycieczka i argumentem byly ewentualne degustacje... wiec mnie uspokoiles, ze podjelismy dobra decyzje :-))
Zalaczam jeszcze pare najnowszych wrazen:
Dzis dotarlismy do Guadalajara - II co do wielkosci miasto w Meksyku, miasto historia, ktore zyje pelna piersia! Dosc powiedziec - najbardziej muzyczne w calym kraju, a pewnie i nie tylko... Po przejechaniu w ciagu 3 ostatnich dni blisko 1500 km jestesmy nieco znuzeni i de facto zwiedzanie odlozylismy na nastepne pare dni. Tak wiec cofne sie raczej pare dni wstecz...
Creel w Barranca del Cobre zatrzymalismy sie 2 dni a nastepnie wsiedlismy do tego samego pociagu i wrocilismy okolo 2 godziny naszej trasy w strone Los Mochis. Jakos ani z biletu ani z rozkladu jazdy niezbyt jasno nie wynikalo gdzie mamy wysiasc aby spotkac sie z oczekujacym na sas samochodem, ktory mialby nas zawiesc do hotelu. Konduktor tez jakos mgliscie nam to tlumaczyl... Wysiedlismy na nastepnym przystanku Divisadero, ale majac jakies przeczucie nie odeszlismy od pociagu, tylko ja zostalem z bagazem a Mariola poszla sprawdzic czy ktos na nas czeka. I byla to sluszna decyzja, bo powinnismy jednak wysiasc na drugim przystanku, wiec zaladowalismy sie z powrotem... Pociag sapiac podciagnal jeszcze kilkudziesiecioma serpentynami nad urwiskami i po 15 minutach wysiedlismy na malym przystanku.
Nasz hotel okazal sie jak zamkiem z bajki - polozony byl nad przepascia kanionu, a z naszego okna rozposcieral sie zapierajacy dech w piersiach widok!! Przez 2 dni robilismy kilkugodzinne wycieczki wzdluz krawedzi. Raz zeszlismy do widocznej z naszego okna malej osady Indian Tarahumara malowniczo polozonej na skalnej polce nad przepascia ot taka Napowietrzna Wioska cos jak z Verne´go (tyle, ze nie w koronach drzew :-)) Kilometr obok byla z kolei "Wioska pod wiszaca skala"... Maja ludzie pomysly nad znajdywaniem sobie miejsc na domostwa. Tarahumara i Huichol to troche tak jak panstwo w panstwie...
Trzecim miejscem w Barranca byl przystanek Bahuichivo, z ktorego jeszcze jechalismy 30 km w dol kanionu do oderwanego od codziennosci pueblo Cerocahui... Hotel miescil sie w starej misji jezuickiej obok 250-letniego kosciolka. Na drugi dzien wybralismy sie z miejscowym rancherem na konna wycieczke pod jeden z wodospadow w okolicy. Mialo byc "tranquilo"... Tymczasem po godzinnej jezdzie przez zielone laki weszlismy do subtropikalnej puszczy i zaczelismy sie pìac waska sciezka nad urwiskami, pozniej w podobnych warunkach schodzic w dol, przechodzic przez potok, krazyc wsrod glazow... Smierc w oczach! Zwlaszcza dla malo doswiadczonych jezdzcow jak my :-) Od czasu do czasu Juan bral nasze konie za uzde i krok po kroku prowadzil po skalnej sciezce nad stromym urwiskiem caly czas nas zapewniajac, ze jest "bueno y tranquilito". Ufff!! Chyba sie domyslasz jak bardzo nam smakowala Margaritka po takiej wycieczce :-) Ale z tego wszystkiego zapomnialem dodac, ze wodospad byl wart tego wysilku :-)
Po 2 dniach wsiedlismy do raz n-ty do pociagu i tym razem wysiedlismy dopiero w Los Mochis. Najpiekniejszy odcinek jest wlasnie miedzy Bahuichivo a El Fuerte i mimo, ze juz tedy jechalem pare dni wczesniej to nie moglem sie i tym razem oprzec abe nie przejechac tego odcinka w przejsciu miedzy wagonami, skad jest lepszy widok... Calosc tylko popsul fakt, ze z blizej nie wiadomych przyczyn ostatni 70-kilometrowy odcinek po plaskim pociag jechal rowne 3 godziny - prawie jak na Madagaskarze i na miejscu bylismy dopiero po 23:00. A tu rano trzeba sie bylo zrywac, bon chcielismy jak najwczesniej dotrzec do Mazatlan. Tu zatrzymalismy sie na jedna noc w znanym nam juz hotelu i dzis rano wyruszylismy do Guadalajara...