Otrzymane komentarze dla użytkownika lmichorowski, strona 1344
Przejdź do głównej strony użytkownika lmichorowski
-
uwielbiam tę cerkiewkę!:-)
-
chociaż dubicze i milejczyce (i jeszcze sporo miejsc!) planowane dopiero na tegoroczne wakacje:-)
-
mój ulubiony kawałek podlasia!:-)
-
*zgadzają. (sorrki;-)
-
i patroni jak najbardziej się zadzają:-)
-
to też ryboły leszku! to cerkiew parafialna (chyba. ewentualnie filialna) a ta mała drewniana to tylko cerkiew cmentarna (pod wezwaniem świętego jerzego, wybudowana w 1875 roku).
-
Ba, ale jak ożywiła ;-)))
-
Przy ostatnim - w tej podróży - wiślickim zdjęciu - zebrało mi się na wspomnienia z lat dziecinnych ;-).
Pierwsze:
Pod wodzą babci Feli cała rodzina, ta tambylcza, oraz ta przyjezdna, udawała się w niedzielę na mszę. Mam kilka lat, nudzę się jak nie wiem co, ale msza szczęśliwie ma się ku końcowi. Proboszcz na koniec zwykł był wymieniac różne uczynki parafian, dobre chwaląc, a złe ganiąc. i nagle, przypomniawszy sobie coś, ryknął na cały kościół: a co za cholera jasna, pasie gęsi na moim polu!!! Cisza zapadła, jak makiem zasiał. Mój cienki głosik przeciął ją - ciszę - zdecydowanie. Babciu, wrzasnąłem co sił, a co to jest cholera? Co to jest gęś, wiedziałem od dawna ;-))
Drugie:
Cały czas mam kilka lat, lata sześćdziesiąte w pełni, odziany w zgrzebną koszulinę i krótkie porcięta bawię się z kolegą na podwórzu, coś dłubiemy w stercie piasku. I nagle czuję potworny ból w pośladku, dotykam dłonią, czuję na niej coś ciepłego i gęstego; to krew.
Biegnę co sił do domu, a tam, tam zgromadzenie. Babcia Fela, babcia Jadzia, ciotka Irena, ciotka Tośka, stara Komuniewska z sąsiedztwa, oraz kilka innych matron siedzi przy stole i rozprawia. Zignorowałem chóralne, babskie przywitanie, i w odpowiedzi na różne: jak się masz, pokazałem jak się mam. Wypiąłem się na cały ten babski okrągły stół; ściągnąłem porcięta aż do kostek, i okazałem zgromadzonym niewiastom gołą dupę. Oburzyły się mocno, i równie mocno zaszemrały. Na moje szczęście, babcia Fela zauważyła to, co reszcie bab umknęło ;-). Wyjęła mi z pośladka przyczynę bólu i - nieformalnej - demonstracji. Był to zardzewiały, kilkucentymetrowej długości gwóźdź...
-
Podróż w znajome strony - moja prababka ze strony ojca (babcia Fela) - pochodziła z Wiślicy, do Warszawy przeniosła się po I wojnie.
Pamiętam, jak z babcią Felą jeździło się w latach sześćdziesiątych na do Wiślicy. Najpierw szturm na zakopiański nocny pociąg. Oczywiście batalia ta, rozgrywała się na Dworcu Głównym. Babcia zawsze miała pod opieką kilkoro wnucząt płci obojga, w wieku od lat kilku do kilkunastu (byłem najmłodszy, i do tego babci pupilek - jedyny prawnuk;-). Pominę opis walki o miejsca w pociągu (w porównaniu z nią, szturm na Monte Cassino to pikuś); pamiętam doskonale, jak babcia zawsze potrafiła przemycić bez biletu co najmniej dwóch uczestników jazdy. Żaden konduktor nie miał cierpliwości do dyskusji z pyskatą staruszką ;-).
W Jędrzejowie, w środku nocy, przesiadaliśmy się na wąskotorówkę do Pińczowa; trzeba było czekać kilka godzin. Po zapakowaniu do ciuchci jechało się do Wiślicy coś ze dwie i pół godziny, i była to magiczna podróż. Ciuchcia jechała statecznie i dostojnie. Zawsze - o ile nie padał deszcz, przez całą drogę wyglądałem przez okno, ignorując babcine uwagi nt. niewychylania się ;-)...
-
...mają urok te skany starych przezroczy i ma urok stolica Finlandii...
-
uwielbiam tę cerkiewkę!:-)
-
chociaż dubicze i milejczyce (i jeszcze sporo miejsc!) planowane dopiero na tegoroczne wakacje:-)
-
mój ulubiony kawałek podlasia!:-)
-
*zgadzają. (sorrki;-)
-
i patroni jak najbardziej się zadzają:-)
-
to też ryboły leszku! to cerkiew parafialna (chyba. ewentualnie filialna) a ta mała drewniana to tylko cerkiew cmentarna (pod wezwaniem świętego jerzego, wybudowana w 1875 roku).
-
Ba, ale jak ożywiła ;-)))
-
Przy ostatnim - w tej podróży - wiślickim zdjęciu - zebrało mi się na wspomnienia z lat dziecinnych ;-).
Pierwsze:
Pod wodzą babci Feli cała rodzina, ta tambylcza, oraz ta przyjezdna, udawała się w niedzielę na mszę. Mam kilka lat, nudzę się jak nie wiem co, ale msza szczęśliwie ma się ku końcowi. Proboszcz na koniec zwykł był wymieniac różne uczynki parafian, dobre chwaląc, a złe ganiąc. i nagle, przypomniawszy sobie coś, ryknął na cały kościół: a co za cholera jasna, pasie gęsi na moim polu!!! Cisza zapadła, jak makiem zasiał. Mój cienki głosik przeciął ją - ciszę - zdecydowanie. Babciu, wrzasnąłem co sił, a co to jest cholera? Co to jest gęś, wiedziałem od dawna ;-))
Drugie:
Cały czas mam kilka lat, lata sześćdziesiąte w pełni, odziany w zgrzebną koszulinę i krótkie porcięta bawię się z kolegą na podwórzu, coś dłubiemy w stercie piasku. I nagle czuję potworny ból w pośladku, dotykam dłonią, czuję na niej coś ciepłego i gęstego; to krew.
Biegnę co sił do domu, a tam, tam zgromadzenie. Babcia Fela, babcia Jadzia, ciotka Irena, ciotka Tośka, stara Komuniewska z sąsiedztwa, oraz kilka innych matron siedzi przy stole i rozprawia. Zignorowałem chóralne, babskie przywitanie, i w odpowiedzi na różne: jak się masz, pokazałem jak się mam. Wypiąłem się na cały ten babski okrągły stół; ściągnąłem porcięta aż do kostek, i okazałem zgromadzonym niewiastom gołą dupę. Oburzyły się mocno, i równie mocno zaszemrały. Na moje szczęście, babcia Fela zauważyła to, co reszcie bab umknęło ;-). Wyjęła mi z pośladka przyczynę bólu i - nieformalnej - demonstracji. Był to zardzewiały, kilkucentymetrowej długości gwóźdź...
-
Podróż w znajome strony - moja prababka ze strony ojca (babcia Fela) - pochodziła z Wiślicy, do Warszawy przeniosła się po I wojnie.
Pamiętam, jak z babcią Felą jeździło się w latach sześćdziesiątych na do Wiślicy. Najpierw szturm na zakopiański nocny pociąg. Oczywiście batalia ta, rozgrywała się na Dworcu Głównym. Babcia zawsze miała pod opieką kilkoro wnucząt płci obojga, w wieku od lat kilku do kilkunastu (byłem najmłodszy, i do tego babci pupilek - jedyny prawnuk;-). Pominę opis walki o miejsca w pociągu (w porównaniu z nią, szturm na Monte Cassino to pikuś); pamiętam doskonale, jak babcia zawsze potrafiła przemycić bez biletu co najmniej dwóch uczestników jazdy. Żaden konduktor nie miał cierpliwości do dyskusji z pyskatą staruszką ;-).
W Jędrzejowie, w środku nocy, przesiadaliśmy się na wąskotorówkę do Pińczowa; trzeba było czekać kilka godzin. Po zapakowaniu do ciuchci jechało się do Wiślicy coś ze dwie i pół godziny, i była to magiczna podróż. Ciuchcia jechała statecznie i dostojnie. Zawsze - o ile nie padał deszcz, przez całą drogę wyglądałem przez okno, ignorując babcine uwagi nt. niewychylania się ;-)... -
...mają urok te skany starych przezroczy i ma urok stolica Finlandii...